30 grudnia 2015

Trochę o braku postanowień lub ich namiastce.



Księżyc przez gałęzie orzecha. Stoję sobie w kuchni, kubek ogrzewa dłonie i myślę o tym, że nie mam żadnych końcoworocznych postanowień.
Może coś ze mną nie tak?
Nad stołem wisi jeszcze świąteczna podłaźniczka. Książkowe prezenty nie wyczytane jeszcze, czekolady nie zjedzone, swetry nie noszone. Wszystko, jak być powinno, tylko tych postanowień brak. Nie chcę się odchudzać, przemeblowywać domu, robić nowych kursów, uczyć się fińskiego, zumby i origami. Czuję zdecydowany sprzeciw na myśl o wyjeździe gdzieś dalej, wstąpieniu do Koła Ochoczych Mam i czytaniu dzieł nowych noblistów.  Czytam biografie Tove Jansson, jem sernik i dobrze mi w swojskiej przestrzeni, gdzie znam każdy mebel i  każde skrzypnięcie podłogi. Latam w snach, daleko. Wymyślam bajki. Mam mnóstwo do roboty i już cieszę się, że posieję dzwonki.
 Nie potrafię być rygorystyczna, pilnować się z notesem i kalendarzem. Rzeczy po prostu dzieją się, jakoś tak. Jak przyjdzie wiosna, będziemy grabić po zimie i kopać w ogrodzie. Kiedy jest pranie, włączam pralkę. Mam ochotę na książkę, czytam ją. Oczywiście, czasem nachodzi mnie upojna wizja, jak Filifionkę, wierzącą w katastrofy, że przyjdzie trąba powietrzna i wysprzata mi dom, a ja będę ślizgać się po falach na szmacianym chodniczku, wolna i szczęśliwa. Próbowałam też zwijać skarpety japońską metodą Marie Kondo, w nadziei, że to odmieni moje życie. Niestety, to nie moja bajka, wolę te o dwunastu łabędziach niż dwunastu ładnie złożonych skarpetach.
Z całą pewnością będę dalej pisać, rysować, zbierać ziółka, robić przetwory, dekorować domek, łazić z Małym na spacery i czytać o zmierzchu na tarasie. Spodziewam się wiosny, a nawet jeszcze zimy, liczę na czereśnie latem i na to, że Średni pójdzie do wymarzonego liceum. Chciałabym dalej celebrować szczęście i patrzeć, jak starzeją się moje drzewa i kwitną róże. Może to jest jednak jakaś namiastka końcoworocznego postanowienia? Powiedzmy, że tak:) Idę dokończyć świąteczny sernik i pozdrawiam was serdecznie:)

23 grudnia 2015

Najpiękniejszego!



Radości z Jego Narodzenia, śmiechów w kuchni, wzruszeń przy stole, zapachu choinki, pomarańczy, ciszy i odpoczynku, celebrowania, leniuchowania, najpiękniejszego
 Wszystkim  Moim Czytaczom.
Radujcie się jako i ja się raduję:)
Fa la la la, la la la!
Wesołych Świąt!


 

 

18 grudnia 2015

Czas graniczny, leżenie pod choinką i szykowanie łodzi.

Chyba u Eliadego o nim czytałam. O czasie granicznym, który przekracza się jak świętą rzekę, za którą ma być coś zupełnie innego, królestwo nienazwanego, ale lepszego z pewnością. I dlatego warto się przedtem naczekać, żeby aż bolało, żeby poczuć to przekraczanie, wejść z zamkniętymi oczyma w wodę snu.
Najpierw stwierdziłam, że żadnych czasów granicznych nie ma.
Potem, że pewnie ludzie tworzą je sami, tak czekając na to przekraczanie, że aż rzeczywistość się zapętla.
Potem, że może całe życie jest czasem granicznym.
I że rzeka, którą przewracamy, płynie w nas.
A potem pomyślałam, że może wcale nie trzeba nad tym myśleć, bo rzeczy się dzieją, po prostu.
Przed świętami robiono u nas porządki. Ale nie takie ścierką pomachać i już. Trzeba było nawet z regałów wyciągnąć talerze i porcelanę, umyć, wytrzeć półki i wstawić z powrotem. Uprać i wykrochmalić pościel, firanki. Umyć kątki i sufity.
Pierniki piekło się wcześniej i trzymało w słoju. Mak ucierało w makutrze, ser tak samo. O zakupieniu pomarańczy, które z Kuby płynęły, nie wspomnę, jaka radość była gdy  po sztuce na osobę można było dostać pod choinkę...Ze skórek robiłam okręciki. Z masztem z wykałaczki.
Mój najlepszy prezent - farby z Czechosłowacji.
Pełzniemy znużone o wieczornej ciemności z pracy, z koleżanką.
- Jakoś nie czuję tych świąt - oznajmia koleżanka z żalem - Jak byłam mała, czułam, a teraz nic. Może to przez śnieg, nastroju nie ma? Może przez zabijanie od listopada reklamami? Albo starzeję się, po prostu?
Kiwam głową ze zrozumieniem. Nie ma granic ani granicznych rzek. To jak szykować łodzie?
U nas na wsi to tak nie boli, tu chybaby trzeba te rzeki z koryt wyrwać razem z ziemią i ludźmi, miasto zaciera bardziej i szybciej. Tu nadal są makutry, obok gotowego maku z bakaliami w puszkach, są pachnące świerczki obok tych sztucznych, jest siano, zostawianie jedzenia na stole, są stada kolędników, śpiewa się Szczodry Wieczer.
- Chcę poleżeć pod choinką - mówił kiedyś Średni, pakując się na dywan, pod pachnące gałązki, zamykając oczy i pozwalając światełkom tańczyć na swojej twarzy - Zobacz, mamo, jestem prezentem!

Ja też, tak bardzo, chcę znów poleżeć pod choinką. Zamknąć oczy i myśleć o farbach z Czechosłowacji, tacie, szykującym wigilię, lili laj.  Zapomnieć o pustych miejscach przy stole.


10 grudnia 2015

Śniło mi się, że byłam stara



Stałam na łące, pełnej żonkili i dzikich narcyzów. Boso. Patrzyłam z niedowierzaniem na swoje nogi. Były stare, opuchłe, pokryte siecią żylaków, ciężkie jak z ołowiu. Chciałam biec między te narcyzy, w dół zbocza, ale moje nogi mnie nie słuchały. Patrzyłam na swoje ręce, pergaminowe, o wiotkiej, pomarszczonej skórze. Jak Sofia nagle zaklęta w ciało staruszki, zrozumiałam, że jestem swoją babcią. I obok dojmującego poczucia utraty poczułam nagle żal. Że jak to, więc to tak? To tak one się czuły, więźniowie swoich ciał, królewny w wieży z pergaminu i zmarszczek, te dziewczyny z warkoczami, które nagle odkrywały, że już nigdy nie pobiegną po dzikiej łące? A przecież ciągle byłam sobą, taka sama w środku, taka sama do każdego oddechu, każdego roześmianego marzenia! Gdybym mogła zdrapać tę starą skórę, wysunąć się ze środka młoda i roześmiana, bosa, wirująca białą sukienką...
Obudziłam się, patrząc w ciemność, chwytając oddech. Dotknęłam swojej twarzy. Byłam. Czułam gładkość policzka. Sen.
I teraz ciągle myślę o was, moje Babcie. Gdzieś tam biegniecie teraz, między narcyzami, w zachodzącym słońcu. Urodziłam się za późno, by znać wasze młode twarze, śmiech i warkocze. Pamiętam tylko siwy koczek, upinany wsuwkami, opuchnięte nogi, zapracowane dłonie, stare kamizelki z włóczki, chustki na głowach, zakrzątanie, ostatnie dziesięć złotych wsuwanych w moją dziecinną rączkę. Jak się cieszyłyście z wnucząt na kolanach, jak gładziłyście nasze policzki. Nie wiedziałam, że patrzycie na te narcyzy po drugiej stronie siebie, że ciągle zbiegacie w tę dolinę, w blask, na nogach z ołowiu, znowu i znowu, i znowu. I znów.
Tak jak teraz ja.
Jak kiedyś ja zbiegnę.
Dla was najukochańszych, dzielnych, bezcennych, wiecznie młodych, bosych i szczęśliwych, wszystkie żonkile i narcyzy świata. 


06 grudnia 2015

Nie kupuj mi prezentów

- Co chcesz na prezent? - pytam Średniego.
- Nic, mam wszystko.

I ta odpowiedź olśniła mnie tak, jak kiedyś wiersz Maeterlincka, jak usłyszana pierwszy raz wiolonczela, jak sikorka na jaśminie we mgle. Nic! Ja też nie chcę nic. Mam wszystko. A dzisiejszy świat staje na głowie, żeby jednak udowodnić, że nie mamy wszystkiego i że powinniśmy, musimy za wszelką cenę czegoś chcieć.
Popatrz, takiego kubka nie masz. Takiego swetra. Pościgajmy się w chceniu. Pomacham ci przed oczyma półkami pełnymi towarów, wyprowadzę swoje zaciężne wojska reklam, piosenek z dzwoneczkami, zapachów makowca. Kubek to mało? Ostatnio widziałam reklamę firmy lotniczej, kup bliskim bilet na święta. O tak, wyślijmy ich do Hiszpanii, w kosmos nawet, o tym marzysz, prawda? (To rozwiąże dodatkowo problem świąt dla tych, którzy świąt nie lubią.)
Nie lubię złośliwości, mieści się dla mnie w definicji inteligencji bez dobroci, dlatego nie chcę być cyniczna, co najwyżej dziwię się, dziwię i smucę trochę.  Tym, że dajemy się tak łatwo oszukać, że można i wystarczy kupić prezent. Najpierw szukamy tych wysmakowanych, pod konkretną osobę. Potem już jakichkolwiek, w ostatnim odruchu desperacji rajstop dla babci czy  dezodorantu rozwiniętego w n nieskończoność. 
Dziękuję ci, Średniaczku.
Nie chodzi o pierwszą część zdania- że NIC. Ale o tę drugą, że WSZYSTKO. Przecież mam wszystko. Wszystko, czego konkretna, ta właśnie Kalina potrzebuje i dzięki czemu żyje zwyczajnie, radośnie, nasycona, szczęśliwa. A tego się nie da w żaden sposób kupić.
Jak kupić żółte brzuszki sikorek rano? Kota wieczorem? Smak zbożowej kawy w starym kubku babci. Radość robienia ciastek z chłopcami( patrz, mamo, to ciastko wygląda jak robal).
Wybieranie choinki we własnym lesie. Zapach umytej podłogi.
Podejrzewam, że Średni ma swój własny zestaw. I Duży, Mały, każdy z nich.
Nie kupuj mi prezentów. Daj mi czas, smak życia, śmiech. No, może jakiś drobiazg z uśmiechem, od którego nie ubędzie w kieszeni, a który stanie się kolejną częścią mojego WSZYSTKO.
Tylko nie kupuj mi, sugerując, że mi czegoś brak. I że to kupione mnie dopełni.
Ty mnie dopełniasz. Jesteś moim WSZYSTKO.
Pozwól mi wierzyć, delikatnie i z zachwytem, że ja jestem częścią twojego. Nawet, gdy stoję z pustymi rękoma.