01 listopada 2025

To dlaczego nie my, mędrsi o Platona? Bądź dobry, listopadzie.


Dziękuję, że mi pokazujesz małe, zwykłe ptaki
kulki szarego puchu drepczące z nadzieją
wróble, każdy jak nuta w partyturze zimy
zuchowato stroszące pełne szronu pióra.
Skoro one potrafią znaleźć w sobie siłę,
to dlaczego nie my, mędrsi o Platona? 
 

 
Listopadzie, bądź dobry.
Pojechaliśmy z uczniami na Powązki, szlakiem Kamieni na szaniec po Warszawie. Pogoda była łaskawa, na Powązkach złoto, złoto z brzóz na drewniane krzyże batalionu Zoska, złoto na grób Jerzego Ficowskiego. Napis na grobie... ech, przeczytajcie ze mną napis na jego grobie...
 
"Ja, niżej podpisany Jerzy Ficowski, przenosząc się dnia 9 maja 2016 roku do wieczności, wersja równouprawniona do nicości, zakończyłem tutejsza egzystencję nie ukończywszy niczego, zgodnie z regulaminem Stwórcy i odwieczną praktyką tego źle pomyślanego i jeszcze gorzej prowadzącego się świata. Usilnie proszę moich bliskich i dalekich o błogosławieństwo uśmiechu i łaskę pogody ducha, zamiast westchnień i smutku, albowiem nie stało się nic nadzwyczajnego. Za spełnienie tej prośby z góry wszystkim dziękuję, Jerzy Ficowski, obecnie poza zasięgiem czasu."
 
Dobrze, Profesorze...
 
 
Kupiłam dyniowy sweter. Bo jesień jest. 

 
 
A to koszulka od Miłego. A niżej biurko nauczycielki. 

 
I nauczycielka. Obcięłam włosy. Kotu wszystko jendo.
 
 

Mama bigosu dała.
 

 
Zupę dyniową zrobiłam. 

 
Obrus w kratkę jesienny... 


 
Chleb... 

 
Też macie na lodówce Magnetyczną Izbę Pamięci? 
Z Myśliwskiego:
 
"Człowiek wmówił sobie, że ma za krótkie życie, w związku z czym zwykł się tłumaczyć ustawicznym brakiem czasu. Tylko, powiedzmy, gdyby żył dwa razy dłużej, miałby go więcej? Wątpię. Jeśliby komuś udało się skonstruować zegar, który odmierzałby człowiekowi czas zmarnowany, pusty, i czas pełny, poświęcony jakiemuś pożytkowi, choćby własnemu, okazałoby się, że większość życia zmarnował. Więc może i tak to życie dane jest nam w nadmiarze".
("Ostatnie rozdanie")
 

 
Mam fazę na brązowe, kamionkowe naczynia, wyciągnęłam wszystkie ze spiżarni 

 
Ładnie im na kredensie.
Ładnie listopadowi ze światłem, przestrzenią bez liści, wiatrami i melancholią.
Myszki z Mysiborku już mają film, przyjaciółka je animuje, a Miły zrobił mi bosanowę do mego wiersza,  eksperymentując z programem do muzyki. I teraz słucham sobie o wróblach. Skoro one potrafią, to dlaczego nie my?
 
 
Piosenka

01 października 2025

Czytamy Keatsa i delikatnie, cichutko stąpamy w październik.

 Kto cię nie widział, poro bujna, choć najcichsza?
Kto wzrokiem w dal wybiega, oczy nieraz przetrze
Widząc, że siedzisz sobie na klepisku spichrza,
Z falą włosów wznoszącą się miękko na wietrze;
Lub uśpiona oparem maków, co w krąg płoną(...)


Lub głowę twoją, koszem kłosów obciążoną,
Widać tylko, gdy brodzisz korytem strumienia;
Albo też godzinami nie spuszczasz spojrzenia
Z sączącej się spod prasy strużki jabłecznika. 

J. Keats 






 
Mijają, mijają dni.  Coraz więcej złota, coraz bardziej rudzieje zieleń. Koniczyn przekwita, schylają się słoneczniki. Był pierwszy przymrozek, dojrzewają śliwki. Koty grubasieją, garną się do domu, przysypiają gdzie bądź. I - znosza nam myszy! Mały złapał w słoik i wyniósł na pole. 



Światła jesienne są bledsze, ale ciągle jasne. Lubię wpuszczać słońce, niech się bawi z cieniami.

 
I chmiel tak pachnie jesienią... 

 
... i w szkole pracy mnóstwo. 

 
A w ogdzie jesienne róże. Czytamy Keatsa i delikatnie, cichutko stąpamy w październik.









21 sierpnia 2025

I tak najlepiej! (Wrzosy i jenot, jenota widziałam?!)

 Ogarnięte z grubsza! Wypielone co się dało, ogórki zebrane, dwadzieścia słoików zrobionych na zimę, poprane, posprzątane i nawet wizja powrotu do szkoły nie taka niemiła. Dajemy radę, a w dodatku jest najpiękniejsza sierpniowa połowa, czyli wrzosy. Wrzosy kwitną- czekam na to cały rok, nurzam się jak kot w kocimiętce. Dzisiaj w lesie było tak:)

 
Widzicie te dywany, te kobierce królewskie? To moja stopa stąpała tam, niczym królowa Saba wędrowałam po swoich udzielnych włościach, bo skoro niczyje one, swoje są, to trochę i moje, prawda? 

 
Świerkowe łapy, kocham was! 

 
Jeszcze tyle byłoby do pisania
nie wystarczą tu żadne słowa,
o wiewiórkach, o bocianach, o łąkach
sfałdowanych jak suknia balowa... 

 
Bo gdy człowiek wejdzie w las, to nie wie
czy ma lat pięćdziesiąt czy dziewięć! 


 
Patrzy w las jak w śmieszny rysunek
i przeciera oślepłe oczy... 


 
I dzikie zwierzątko widziałam o! Myślałam najpierw, hiena jaka, czy co?
Jenot, tchórz? Jenot, słowo honoru, jenot! 

 
Poszłam emocje uspokoić na koniczynę, wiadomo.
Jak Joanna! 

 
Robimy wianek... joannowy wianek, ten z Błękitnego zamku... 
 

 


 Ta dam, to ja, końcowosierpniowa, szczęśliwa, w swoim lesie i swoim domku. I tak najlepiej!