Przyjechaliśmy w ulewnym deszczu - rano budzi nas słońce. Przez okno hotelu widać ulicę, jesteśmy w "małym Paryżu", Quebec City, mieście kartografa Champlaina, mieście Québécois, czyli Quebecan, jak nazywają siebie mieszkańcy. W pierwszej kolejności sa Quebecanami, potem dopiero Kanadyjczykami. Nad miastem powiewają flagi z francuskimi lilijkami i białym krzyżem na niebieskim tle, a 90% miasta to ludzie pochodzenia francuskiego. Nie bardzo chciano z nami rozmawiać po angielsku, dopiero, gdy mówiliśmy, że jesteśmy Polakami, rozchmurzali się i przechodzili wyrozumiale na angielski, którego i tak uczą się w szkole. Quebec to absolutnie przepiękne miasto, a jego atmosfera jest niesamowita. A uliczki wyglądają tak.
Miasto ma różnicę poziomów, jest Dolne Miasto z najstarszą częścią i Górne, z katedrami i sławnym Chateau Frontenac, czyli Basse Ville i Haute Ville, sa też Wielkie Aleje, Grande Allee, z parlamentem i dziesiątkami kawiarni.
Mnóstwo turystów
Uliczni grajkowie nie idą na łatwiznę. Pan z harfą:)
Wszędzie parasole kawiarniowe
Nie mogłam się oprzeć, urocze przedszkolaki:)
Drzwi starych kamieniczek przepięknej urody
Quebeckie flagi
Okna w kolorowych ramach
Nad miastem góruje Cytadela, czyli La Citadelle, największy fort w Ameryce Północnej o powierzchni 2,3 km2.
Wspinamy się na wzgórze Cap Diamant z fortem i patrzymy na imponujący krajobraz - myślę o 300 latach historii i o Samuelu de Champlain, który założył Quebec. Był pierwszym gubernatorem Nowej Francji, kartografem, podróżnikiem i odkrywcą, na jego cześć nazwano kanadyjskie jezioro. To on założył pierwsza osadę w miejscu miasta, 3 lipca 1608 roku docierając do Cap Diamant. Miał handlować futrami z rdzenną ludnością, przyjął lokalną nazwę Quebec, czy Zwężenie Rzeki, sporządził mapy. Pierwszą zimę przetrwało 8 ludzi z 25, w tym Champlain. Czytam, że średnia roczna temperatura w Quebecu to tylko 5 stopni Celsjusza. Zimy są tu srogie, ale o dziwo, na Wyspie Oreleańskiej spotkaliśmy winnice - opowiem potem. Wracam do Champlaina. Zawiera sojusze z Huronami i Algonqinami, na czele ekspedycji 300 "dzikich" jak ich nazywa i 9 żołnierzy rusza eksplorować okolice, walczy z Irokezami, pisze książki, szuka drogi do Chin, walczy z Anglikami, trafia do niewoli, kardynał Richelieu nadaje mu stopień generała, umiera w 1635. Podobno jego szczątki są gdzieś w pobliżu Notre Dame w Quebecu, szuka się ich nadal jak Graala.
Czy mówiłam, że Quebec jest przeuroczy? Wędrujemy stromymi uliczkami, w górę i w dół, nogi bolą, gorąco. Pijemy lokalne smakołyki i odwiedzamy kolejne piekarenki i ciastkarnie, wejście do cienistego wnętrza prosto z ulicy. Rozmawiają z nami chętnie, chłopak i dziewczyna. Po francusku:) Do czasu, aż powiemy, że jesteśmy z Polski.
Parlez-vous français, seulement anglais ou polonais ? Ha ha, non. Nous ne parlons pas polonais. Are you from Poland? Great. First time in Quebec? Do you like it? That's fantastic!
Oczywiście, rogale. Kawa Americano nazywa się tu Quebecano.
Dużo nienatrętnej, przyjemnej zieleni. Drzewa przy chodniku, kwitną akurat lipy.
I co znalazłam? Co? Dom de Konincków, gdzie w 1942 roku pomieszkiwał Antoine de Saint - Exupery! oto stoję na jego progu. Cytuję za globalnews-ca.
"Saint-Exupéry spędzał większość czasu z dziećmi profesora, szczególnie z 8-letnim Thomasem.
„Pamiętam,
jak rzucaliśmy samolotami, papierowymi samolocikami. To bardzo wyraźne
wspomnienie, a on pokazywał nam rysunki” – opowiadał 82-latek.
Rok później autor opublikował jedną z najsłynniejszych książek wszech czasów – Małego Księcia, której bohaterem jest chłopiec, mający, jak się wydaje, wiele wspólnego z de Koninckiem.
„Cóż, myślę, że to, że zadałem dużo pytań” – zaśmiał się de Konnick."
Thomas de Konnick został profesorem filozofii w Laval, tak jak jego ojciec. Siostra Thomasa, Godelieve w pamiętniku zapisała takie wspomnienie:
"Wciąż
widzę go [Saint-Exupéry'ego] z łokciem opartym o półkę nad kominkiem w
naszym salonie, kiedy został zaproszony na kolację. Jego czarne, proste
włosy, specyficzna fizjonomia, ale taka, którą trudno by mi opisać;
milczący, z niezwykłymi, głębokimi oczami, które wpatrywały się w nas
jak promienie rentgenowskie. Wydawał się znudzony. Dorośli podchodzili
do stołu i nie wiem, jakim sposobem, a on nagle znajdował się z nami, w
piwnicy. Siadał na podłodze, robił nam papierowe samolociki i latał nimi
z jednego końca pokoju na drugi. Thomas zadawał mu pytania. Dlaczego?
Kiedy? Jak? Może trochę jak Mały Książę..."
Rok później pisarz pisze "Małego księcia" i staje się legendą. A w 1944 ginie prawdopodobnie zestrzelony przez niemiecki myśliwiec podczas kolejnego lotu. A to mały Thomas
Idziemy dalej - chcę zobaczyć słynny hotel Chateau de Frontenac. Przypomina zamek, ale jest hotelem, wybudowanym przez kanadyjskie koleje w 1893, budowa trwała 90 lat! Hotel ma 600 pokoi, gościły w nim gwiazdy jak Charlie Chaplin i koronowane głowy, projektował go Bruce Price i był miejscem spotkań alianckich przywódców. Ma salę balową z 10 żyrandolami i włoskim marmurem i 18 pięter. Oto i on.
Idziemy wypić Quebecano i zjeść french tosty w kawiarence z widokiem na Frontenac.
Kalina pod Frontenacem!
A potem jedziemy oglądac wodospad Montmorrency, wysoki na 80 metrów i bardzo piękny. Po tych wszystkich schodach zeszłam na dół! 700 stopni.
Dumna ja, ale nogi bolą, zwłaszcza gdy się weszło z powrotem (700 stopni...)
I na koniec dnia jedziemy długaśnym mostem na Île d'Orléans, czyli Wyspę Orleańską. Mieszka na niej około 7 tys ludzi, głównie farmerów, jest prze-slicz-na, jak pudełeczko, ma sześć wiosek - bajkowych - winnice, ziołowe uprawy, truskawki, ziemniaki, fabrykę dżemu, fabrykę czekolady, degustację cydru, ogrody, pola, urocze domy, sklepiki i restauracyjki, jedziemy wzdłuż wybrzeża trasą Chemin Royal. Jest tu wioska St. Pierre i Saint-Jean-de-l'Île-d'Orléans, pączki z ziemniaków, lawendowe olejki i lody, herbaciarnia i stara rezydencja. No. Wszystko tu jest. A my zajeżdżamy na fisch and chips, czyli rybkę, smażonego dorsza w restauracji Resto de la Plage. Ma taras z widokiem na Rzekę św. Wawrzyńca, której nazwę, oczywiście, wymyślił Champlain.
Odpływ jest. Bryza. Pachnie morzem i solą. W drodz epowrotnej jeszcze kupujemy truskawki, maliny, jagodę kamczacką i klonowy syrop w przydrożnym sklepiku.
Dobranoc, Quebecu. Jutro jedziemy do Montrealu.
Milo Was znowu zobaczyc na wizycie w Kanadzie. Trafiliscie na upalna pogode ale widze, ze nie odbiera wam to checi do zwiedzania i cieszenia sie z tego co ma do zaoferowania Quebec i Ontario. Udanego dalszego pobytu i przyjemnych wrazen!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo!🌞cudnie jest❤️
UsuńBędę w Toronto po tej niedzieli 3 dni, jeśli nasze kalendarze się zazębia i możesz znaleźć chwilę napisz na priv wyskoczymy na kawę❤️potem lecimy na Florydę. Pozdrawiam cieplutko!
UsuńCoraz bliżej Aniowo-Maudowych widoków! 😊
OdpowiedzUsuńNie będę jednak na Zielonym Wzgórzu niestety. Ale dostałam mnóstwo zdjęć szczegółowych od szwagra z wiosennej wyprawy więc jakoś to przeboleję😉podrzucam je tutaj więc będziemy mieć relację świadka🙂
UsuńQuebecano- fajna nazwa 🙃
Usuń