Człowiek tylko leżałby i spał. Jak ten kot. A tu trzeba wstać, wziąć parasol i wkroczyć cichutko w siwy poranek. U sąsiadów światła, też już wstali. Lubię światła w oknach. Lubię jesień. I wiersze o jesieni.
Chyba powoli, powoli robi się pora na Puszkina. Na samowar, chusty, przymrozki. Na to zdjęcie Dużego, które kocham. I ten wiersz o jesieni: Унылая пора! очей очарованье! В багрец и в золото одетые леса...
Żałosna poro! Oczu mych oczarowanie!
Urzekł mnie pożegnalny wdzięk twój niewygasły –
Lubię przyrody pyszne zamieranie,
W szkarłat i złoto przyodziane lasy,
W ich cieniu oddech świeży i wiatru powianie
I cały w mgle wełnistej okrąg nieba jasny,
I pierwszy mróz, i skąpy promień słońca zimny,
I oddalone groźby siwej zimy.
Kogut Basi nie pieje, niemrawy jakiś. Deszcz postrząsał liście, deszcz bębni o parasol. Deszcz maluje szyby mokrymi palcami, pan Chagall października - pardon, już prawie listopada.
Taki widok za oknem, poranny.
Taki widok w ryneczku, też poranny. Jesiony przy kościele bez liści. Kiedy, jak?
Kiedy wracam ze szkoły, niebo już wypogodzone, czyste, tylko liście jak namokły dywan pod stopami. Będzie mi brakować złota, jeszcze na brzozach trochę, jeszcze na ostatnich sumakach, podbarwione rubinami. Ale to już nadchodzi czas, malujący obrazy jak japoński malarz, tuszem, rozwodnionym lub ostrą stalówką, kontury rzeczy, drzew, chatynek. Kontury nas i ziemi.
Na szczęście są koty. Bez kotów listopad byłby chyba nie do zniesienia:)