25 kwietnia 2023

Kwitniemy i jesteśmy dziwakami

 

aż zamiast pszenic wschodzących i żyt

zaszemrze srebrem świt

zastuka do okna biało

kwitnącej czereśni gałąź

J. Czechowicz 



Kwitną czereśnie. Już po morelach, juz po nektarynkach, teraz jest czas czereśni, migdałka i wiśni.

Nie było przymrozków, pszczół zatrzęsienie, więc może będą owocki w czerwcu? Zobaczymy. Mam trzy czeresnie w ogrodzie, powinny się pozapylać. Czy nektarynka pozapyla się z morelą? Nie sprawdziłam, jaką odmianę kupiłam, mam nadzieję, że częściowo choć dopuści pyłkowych gości:)
Jestem człowiekiem kopiącym, grabiącym i rozwożącycm kompost i zrębki, moje ręce nie nadają się do szkoły, ale kto by się przejmował. Rabaty podwyższone gotowe, warzywa posiane poza majowymi, teraz wydzieram darń i chwasty.

Póki co, wygląda tak.








 

Zrębki. Złoto ogrodnika z kompostem.

A migdałek robi nam radosne hanami, a pszczołom wesołe miasteczko.

 



 
Bardzo mu dobrze, zawsze sadźcie migdałki przy szambie:)


Ogródek kuchenny. Sałata, wczesna marchew, rzodkiewka, szpinak, cebulka i bób. Jak zbiorę, w czerwcu/końcu maja pójdą tutaj kapustne i jesienny czosnek.

A szachownica, czosnkowa perfumeria kwitnie w tym roku tak, jakby mówiła z godnością cytatem z Alicji: wszyscy jesteśmy dziwakami i co z tego? :)


 



16 kwietnia 2023

Zawilce i fiołki, niebieskie drzwi i wyprowadzka pomidorków do szklarni

 Fioł­ki nie chcia­ły mi­ło­ści, tę­sk­not i cze­kan na li­sty.
Nie chcia­ły pła­czu ma­rze­nia, kie­dy je na śmierć wzy­wa­ją.
Wo­la­ły co­dzien­ną psz­czo­łę obo­jęt­no­ści zło­ci­stej,
któ­ra im ser­ca nie weź­mie, bo go umyśl­nie nie mają. 

M. Pawlikowska - Jasnorzewska


 
To juz ten czas, zakwitły i fiołki.  Najdelikatniejsze, zbierane tylko w łódeczkę dłoni, żeby nie pognieść płatków z jedwabiu. Zapach z bajki, kolor wróżkowych sukienek. Idealny kontrast z zielenią listków. Robiłam im zdjecia na kolanach, pomoczyłam spodnie, trzeba skłonić twarz, przytulić policzek niziutko, by wąchać, wciągnąć w płuca i duszę tę wiosenną balladę. Kiedyś robiłam fiołkowy cukier, dziś wystarcza mi patrzenie na nie, szeroki uśmiech, a z Marią się nie zgodzę, fiołki mają serduszka z liści, zielone, podbarwione oliwkową żółcią malutkie, wiosenne serca.

 

Tutaj, fiołki, tu do was zaglądam!


A skoro są fiołki, to są i zawilce. Cały las anemonów. Podobno nazwa z greckiego i oznacza wiatr. Zawilec to też ze staropolskiego, zawiany, zawieja, zawiać, inna nazwa kwiatuszka to zawiłek, albo nawet wietrznica. Ciekawe, dlaczego. Są tak niziutko w poszyciu, w mchu, w starych, debowych liściach, wiatr idzie wysoko, górą, szumią korony sosen i świerkowe łapy. Wybrałam się na zawilcowe zdjęcia rowerem tradycyjnie, do Borku, to już część Puszczy Ladzkiej, która z kolei łączy się z Białowieską. 

Żubrów akurat nie widziałam, ale ostatnio z Miłym obserwowaliśmy spore stadko na oziminie.

A zawilcowy Borek wyglądał dziś tak.


 
Padało od dwóch dni, leśne drogi są grząskie, pachnie pięknie  wiosną i świeżą ziemią.


 
Są i małe, fioletowe przyjaciółki.

 
Można patrzeć i patrzeć, jak się złocą tymi puszystymi środeczkami i bielą sódniczkami z alabastru.




 
A w szklarni popikowane już pomidorki i papryka. Palimy w piecu szklarniowym, bo w nocy zimno jeszcze. Wyprowadziłam z domu pomidorki i paprykę, bo brak światła, zaczną mi bujać, a tak będą niższe ale grubsze i zahartują się, w szklarence będzie im dużo jaśniej. Jak podrosną, pójdą z przedszkola do ziemi:)

 

 Przy okazji poczyściłam stare drzwi do szklarni. Pomaluję na niebiesko i powstaną nowe różyczki. 

Stare mocno zbladły.

 

 

15 kwietnia 2023

Kwitną!

 Ałycze. Ukochane, kwietniowe piękności, porastające obrzeża lasów, dzikie ogrody, każdy ugorek. Biała piana kwietniowa, nawet w deszczu, jak dziś.

Mirabelki są ciut większe, słodsze, pestka łatwo się oddziela. Ałyczki opadają gradem niedojrzałych owoców, pestkę trzeba wygryźć niemal, tak mocno trzyma się kwaskowatego miąższu. Rodzinnie to chyba jedna familia, ałycze są podobno kaukaską odmianą, a w zasadzie babcią mirabelek. Stosuje się jako podkładki, ale dla mnie to wróżka wiosenna, kwintesencja pierwszej fazy wiosny - jesli kwitną, to zaczęło się hanami. Uwielbiam bąbelki jej stulonych pączków.






 
Ałyczki kwitną wszędzie, byle gdzie, byle urosnąć, wczepić się pazurkami korzeni w skrawek ziemi, piasek, żwir, zbocze pagórka, łąkę. Moja ukochana kwitnie w strasznie brzydziutkim zakątku, między starym, spalonym barem Akwarium a dawnym sklepem nabiałowo - mięsnym, a potem pizzerią i dyskoteką i nie wiem czym jeszcze, ale teraz ma szyld Ostatnie Pożegnanie Kiedyś był tu napis "Program Partii  programem narodu", a potem zastapiła go reklama Coca Coli, a teraz to - Ostatnie Pożegnanie, ale nikt chyba nie korzysta, bo u nas ostatnie pożegnania sa albo w domach, albo w cerkwi czy kościele. Więc stoi puste.
A do ściany tuli się ałycza, rosnąca odkąd pamiętam, pierwsza wróżka wiosny.
Najmilsza.
Niezłomna.
Bądź zawsze.


 

12 kwietnia 2023

"Dzieci, nie zmarnujcie czasu"

To słowa Babci. Mamy mego Taty. Pamiętam je zawsze, bo nauczyły mnie i nadal uczą tego, co jest najcenniejszą walutą w życiu. Czas.

Jakie ma rącze nogi, jak szybko umyka, jak galopuje po zielonych pastwiskach marzeń. My już nie możemy trwonić czasu, powiedziała mi Pani Profesor, gdy spotkałyśmy się na pożegnalnej kawie - przyszłam jej powiedzieć, że po trzecim roku rezygnuję z robienia dalej doktoratu. Miałam trójkę dzieci, pracę na pełen etat, meża, dom, ogród, rodzinę i jeszcze próbowałam dojeżdżać do Warszawy, żeby pisać pracę o prasie przedwojennego Białegostoku. Na trzecim roku moje seminarium zamknięto, musiałabym przenieśc się na nowe, zmienić promotora, może nawet temat, nie miałam sił. Także na to, by poświęcić kolejne lata wysiłku na coś, w co przestwałam wierzyć, że ma sens.

I wtedy Pani Profesor, do której udałam się po radę, powiedziała, że nie możemy - my - przyjmując mnie pod skrzydło tego słowa wyrozumiale - nie możemy już trwonić czasu. Bo nie wiemy, ile go mamy. Dzieci nie czują, jak rwący jest to nurt. Brodzą w strumyku czasu po kostki, beztrosko rozchlapują minuty, godziny, dni, kiedy jeździłam do Dziadziusiów na wakacje, dwa mieisące trwały wieczność! Czas bajek, legend, mitów, zamków, Piotrusia Pana, wróżek, wieczna arkadia wiecznego lata. Nie rozumiałam jeszcze.












 

Im człowiek starszy, tym bardziej czas jest czymś bezcennym. Nie moge już eksperymentować, tracić rok na szukanie tego czy tamtego, sprawdzanie setek dróg, bo jak nie wyjdzie, najwyżej wrócę po śladach i zacznę na nowo... Miałam takie sny; idę na spacer drogą na "wały", za domem Dziadziusia, niby znam drogę, nie zgubię się, ale gdy zaczynam wracać, wszystko jest inaczej. Świat się zmienił, urosły nowe drzewa, znikły znane domy, pojawiła się rwąca rzeka.

Jak oni odchodzą, ci wszyscy, którzy mówili, że nie odejdą nigdy... i możemy więcej nie dogonić tej chyżej sarenki naszego Teraz.

Minuta dorohaja, mawiała babcia Miłego. 

I minuta jest bezcenna.

I nie, nie chodzi o pospiech. raczej odwrotność pośpiechu. Świadome celebrowanie tego, co kochasz. Tego, co cenne, ważne, własne, absolutnie immanentne. Nie marnowanie czasu na rzeczy nie warte tego. Może nie zrobię wszystkiego, czego chcę, mawiała Joanna Stirling, ale nikt mnie nie zmusi już do robienia tego, czego nie chcę.

Jestem Joanną. Wiosna wybuchła i jesteśmy w niej po uszy. Nie wychodze z ogrodu. Zakładamy nowe grządki. Sadzę, sieję, przycinam. Jest czas siania, pikowania, nie można go przegapić, bo on nie czeka na nas. Nie ma już przebiśniegów, przekwitły krokusy, wczoraj różowo spieniła się morela. Trzeba pikować papryki, pomidory. Wysadziłam bób.Posiane sałaty i rzodkiewki, koper, szpinak. Mam swoje ukochane minuty, swój czas, swoje szczęście, swoją wyczekaną wiosnę.







 Co jeszcze?

Siedzimy  z kotami, pijemy kawę. W przerwie między grabieniem a kopaniem.

Duży miał urodziny. Najlepszego, synku umiłowany.

Jeszcze czas cię nie goni, jeszcze beztrosko brodzisz.

Otwierasz szeroko oczy i widzisz morze lat, miesięcy i dni. Chłopcy byli na Święta, cała trójka, zjedliśmy pyszne mazurki, śpiewaliśmy Gałczyńskiego.

Patrzę waszymi  oczyma na kwitnące stokrotki i wiosenne motyle. A potem swoimi oczyma, gdy już wyjechaliście. Tak samo jest pięknie:)  Miłość jest zgodą na mijanie:)






W słonecznym ogniu glob się obraca,
Płaskość i piękno w tym wirze mija.
(Jak wszystko błyska! Jak wszystko płonie!)
Kim jestem teraz, ja, który byłem?
Czy pamięć może ciągle przywracać
Dnia nieznacznego nieznaczną barwę?
To czas jest szkołą, w niej się uczymy,
To czas jest ogniem, który nas spala.

Delmore Schwartz, Dla Rhody, tłum. Jarosław Marek Rymkiewicz