30 października 2022

Złotogłów i purpura. I dyniowy sernik z powidłami. A także jedno stare zdjęcie.

 






Złota sobota. Grabimy liście. A sernik ma dodatek pieczonego puree z dyni. I polewę z powideł.





Znalazłam staaare zdjęcie. Tak wyglądała ściana w moim nastoletnim pokoju. Pomalowałam całą. I sufit. Miły i rodzina świadkiem:)



26 października 2022

Nauczycielska niespodzianka, głosowania i wzruszenia

 W tym roku uczniowie i rodzice zaskoczyli mnie taką wzruszającą niespodzianką; a ponieważ czytają i ten blog, więc tu i z tego miejsca im serdecznie dziękuję. To jest jak najbardziej czerwone i piękne jabłko, położone na biurku:) Można na mnie głosować w plebiscycie Nauczyciel Roku, do którego mnie niespodziankowo zgłoszono. Tak samo i moją Szkołę, jako Szkołę Roku.

Czyli nie tylko wielkie miasta, prestiżowe rankingi, ale i małe, wiejskie szkoły i takie Anie z Avonlea jak Kalina. To naprawdę bardzo wzrusza. Jeśli ktoś chciałby upamiętnić króla, co zbierał liście lub inne cudowności ze szkolnej ławki, to link do głosowania jest  TU.

Serdeczności:)



23 października 2022

Opuszczone domki, kolory liści, japoński chlebek mleczny i Buka idzie.

 

 
Droga do szkoły zajmuje rowerem z kwadrans, pieszo pół godziny lub dłużej, zależy, na co się zapatrzę tym razem i pozachwycam. Jesienią zachwycania i patrzenia jest mnóstwo.

 
Brzozy złote. To ciekawe, że każde drzewo ma inny kolor, inaczej się wybarwia. Czytałam, że wszystkie pigmenty są obecne w liściach cały czas, ale nie widzimy ich, bo chowają się pod chlorofilem. Jesienią chlorofil drzewo upycha do korzeni, na zapas, na wiosnę i ukazują się pozostałe barwy. Więcej żółtego to ksantofil, czerwień to antycyjany, a pomarańczowy to  karotenoidy.  Brzmi mało poetycko, niezbyt w stylu Ani z Avonlea, ale czuję się zaspokojona tą więdzą :)


 
Już niewiele opuszczonych domków po drodze, coraz mniej. Przyroda i czas zwyciężają, jesień wdziera się do środka z wiatrem i deszczem. Butwieją belki i deski, możliwe, że niektóre dachy nie przeżyją zimowych zawiei. Szkoda zawsze, detale są takie piękne, wyobrażam sobie płynące tu kiedyś życie, ludzi u studni, biegające dzieci, turkot wozów, światła za matowymi szybkami. Nie ma, nie będzie. Domki umierają powoli, ale czas jest cierpliwy, on i jego zimne palce się nie śpieszą. Nie ta jesień, to inna.






 
A tu była moja szkoła. Tam, gdzie ten rząd jesionów. Tak wyglądała:









Takie smutki

 
I takie radości

 
A z rzeczy smacznych to popełniłam japoński chlebek mleczny. Przepis: Eliza Mórawska-Kmita. Nie wyszedł mi taki piękny, ale smaczny niesamowicie.



 
Robi się takie ślimaki drożdżowe i upycha obok siebie w blaszce:) Wiem, że powinien być zwarty i równy, ale te kawałki falowane świetnie się odrywa palcami na ciepło, też dobrze!
 


 
Z dżemem z antonówek i masełkiem cudowne:)
A z rzeczy kocich to trwa remont łazienki i mamy kocią brygadę obserwacyjną: nie przepracowują się, ale szybko wyczaiły podgrzewaną podłogę.


Z rzeczy smętnych, to już przymrozki nas podgryzają.


 
Buka idzie, nieuchronnie.


 

15 października 2022

Zrywanie jabłek, grabienie liści i kocie wieści. I może przyjść Buka, mamy zapasy.


 
Dzisiaj była złota sobota, łagodna, hojna w pogodę i babie lato, można było nadrobić ogrodowe prace. Zerwaliśmy z Małym wszystkie jabłka, Miły ogołocił gruszki, powędrowały w skrzynkach do piwnicy, a te obite lub skaleczone poszły na dżem. Przesypałam marchew i buraki piaskiem i też do piwnicy, ziemniaki w koszach rozsiadły się przy półkach z ogórkami.Orzech prawie już golutki, liście orzechowe wywożę do lasu, tam im lepiej w ściółce, bo przez zawartość juglonu nawet przez rok kiszą się  bez rozłożenia w pryźmie;) Ale inne liście kompostuję teraz obficie na ziemię liściową. Jabłek mamy kilka rodzajów, najbardziej jestem dumna z szarej renety, ale antonówki śmietanowe też się udały w tym roku, jest też grafsztynek i kronselka.  I inne, których nie pamiętam:)

 



Po zimnych nocach liście spadają  desantem, wybarwiają się ślicznie, nawet dęby już czerwienieją. Klon zrzucił płaszcz królewski, brzozy sa w trakcie gubienia, tylko buki jeszcze mocno trzymają swoje kolorowe ciuszki, na nich suche liście potrafią zostać do wiosny, dopiero po pojawieniu się nowych brązowa, stara opończa zmienia się na zieloną:) Ale ligustry jeszcze zielone, leszczyna też.




 
Jeśli chodzi o sprawy kocie, to Kulka znów była u weterynarza, dostała kolejny lek,  waży już całe kilo trzydzieści i dzielnie walczy:) Okropnie była schorowana i ze wzruszeniem patrzę, jak wychodzi na prostą, rządzi się coraz śmielej i śpi pod troskliwym okiem Rudego:) Rudy to już dwukilowy kocurek, ma niespożytą energię, jest ciekawski, łobuzuje, wspina się po drzewach i czatuje na krety:) Na szczęście to kot kolankowy, jak i Kulka, pakują się natychmiast człowiekowi na kolana, za pazuchę, gdziekolwiek, mruczą donośnie i domagają się pieszczot. I smakołyków, apetyty dopisuja obojgu.




Ugotowałam buraczki na zimę, popakowałam w słoiki, z przetworów zostały mi jeszcze do zrobienia kompoty z gruszek i grusztarda, przegapiłam w tym roku trochę ajwar, miałam jeszcze zeszłoroczny i machnęłam ręką. I sezon słoikowy już chyba skończony, a z robót ogrodowych  jeszcze tylko dosadzam żonkile, podlewam pomidory w szklarni, bo ciągle owocują i kwitną, jeszcze skoszę trawniki i podsypię nawozem - i koniec. Może przyjść Buka.Mamy dużo dżemu truskawkowego, żaden Paszczak nam nie straszny:)