Syrop lawendowy robi się tak:
- szklaneczkę kwiatków lawendy zesmykujemy z łodyżek
- gotujemy syrop na cukrze w proporcji 3 szklanki wody - dwie szklanki cukru, ja dodałam dwa gożdziki
- po jakiejś pół godzinie gotowania do syropu wrzucamy lawende i gotujemy jeszcze z kwadrans
- przecedzamy, będzie złocisty i pachnący lawendą. Można rozcieńczać w dowolnej proporcji z wodą, jak lubimy, wrzucić mięte, plasterek cytryny, pić w upały z lodem. Można w słoiczki i na zimę, zapasteryzować. A jak na wypicie teraz, zlać do butelki czy słoiczka, pić do woli.
Jest tak sucho, że ziemia na łąkach, ugorach, dróżkach parzy jak popiół. I przesypuje się jak popiół. Trawy wypalone jak w sierpniu. U sąsiadów, gdzie niepodlewane, złotość, susza, preria w kolorze rdzy. Podlewamy od rana do nocy, błogosławiąc studnię głębinową. Deszcz był raz, kilka dni temu, może przez godzinę padało - od miesiąca.
Na weekend byliśmy w Brześciu - oni tam mają czereśnie! I wiśnie. Nic im nie wymarzło, jak u nas wiosną. Ale susza taka sama.
Miły zrobił mi kropelkowe nawadnianie szklarni i pomidorów, więc czuję się szczęśliwa jak Nabuchodonozor na skarbie. Mam ponad 70 krzaków - codzienne podlewanie zajmowało dużo czasu. Pokażę następnym wpisem. Póki co, jest piękne, złote, gorące lato, róże kwitną jak szlaone, zaczynać będą lilie i floksy, hortensje akurat do wazonów a w cieniu czyta się wspaniale, pijącporzeczkowe kompoty. Duży broni się w piątek. Taka jestem dumna - mój Włóczykij skończy studia.
Sianokosy idą, robimy małosolne i nadchodzi lipiec- czekam teraz na kwiaty lip i na dziką różę.