29 grudnia 2013

Emeryt Christmas

- Łi łisz ju emeryt christmas, łi łisz ju emeryt christmas...- podśpiewuje Mały, malując z zapałem po tablicy, którą dostał od  Mikołaja w osobach reprezentantów rodziny. Staję obok, przyglądając się kredowym dziełom i kryję uśmiech - bardzo mi się to emeryt - christmas podoba.
W wełnianych skarpetach, popijając z Miłym herbatę, celebrujemy jeszcze wolne po emeryt- christmas chwile. Spokój, Nat King Cole, drożdżowe bubliczki, już ostatnie i prawdziwa czekolada od Lindta. A słuchając  piosenki Małego,  kucam obok i obejmuję go mocno.
- Nie puszczę cię do końca życia! - oznajmiam mu. Mruga do mnie, uśmiechając się szelmowsko, wcale nie stropiony:
- Wiesz, mamusiu, ja mam tego życia więcej!
Wygadane te dzieciaki...
Aha, i przegrałam w planszowego talizmana, którego Średni dostał na gwiazdkę. A przedtem zostałam zamieniona w ropuchę, a przez klątwę wiedźmy uciekli ode mnie wszyscy przyjaciele. Wygrał Średniak, ale odegramy się jeszcze z Małym.
Choinka zaczyna się sypać nieodwołalnie. Na palcach pod kalinowe brzozy i okna skrada się już wiosenny dziwnie sylwester.
Króliki mają się dobrze ;)



27 grudnia 2013

Synku niebo się chmurzy

Mam syndrom opuszczonego gniazda - Duży wyjechał do przyjaciół na Sylwestra, a ja zmywam naczynia, sprzątam jego pokój i słucham muzyki, którą skomponował. Jakby we mnie były te wszystkie dni, miesiące, lata od początku, pamięć pulchnych rączek, pierwszych kroków, jego uporu, żywotności, zachwytów nad światem. A ze zdjęć patrzą na mnie tak piękne, brązowe oczy roześmianego, dorosłego już mężczyzny. Siadam, wycierając dłonie w fartuszek z jabłkiem na kieszeni - czuję się  mamusią Muminka, która przemierza w swoim sercu za długie i za ciemne korytarze.
Synku, niebo się chmurzy
zasłonię cię od burzy...
Zrobiłam pachnącej kawy i słucham muzyki Dużego. Jak wiele czyjeś dzieła mówią o nim, o tych niezbadanych galaktykach wewnątrz. Kiedy stał się wędrowcem, rycerzem tych niewidzialnych krain, w które uczyłam go wierzyć i w które wierzę sama, nadal, mimo wszystko?
Uch. Chodzę po domu. Patrzę za okno. Na gałązkach brzóz i jaśminów żółte kubraczki sikorek, tak wesołe, tak urokliwie chochlikowe. Sikorki, chochliki zimy.
Dzieci są lepsze od nas, piękniejsze od nas, z taką radością idą ku tym drogom, nad którymi my zastanawiamy się, jeszcze wahając. Duży, Średni, Mały,  moi rycerze... I z tak wieloma rzeczami trzeba się nieodwołalnie pogodzić, mój domku, moje sikorkowe fraczki,  kuchenne królestwo, muzyko chmurnego dnia, gdy brak jednego śmiechu w domu jest jak wycięcie drzew baśniowego lasu...


23 grudnia 2013

Jasnych, ciepłych Świąt

Wszystkim czytaczom jasnych, ciepłych,  pogodnych Świat, choćby za oknem zawierucha. Dziękuję, że spotykamy się przez ten most liter i emocji, a teraz niech nadejdzie z dzwoneczkami czas najcudowniejszych wzruszeń. Do napisania!



19 grudnia 2013

Coventry carol. Coraz bliżej świąt.



Dni zakrzątania. Wyciszam się, patrząc w okno, patrzę jak wiatr maluje na jedwabiu nieba zimowe pejzaże z mgłą i chłodem. Zrobiłam wianki z gałązek brzozowych. Pachną.
Pora swetrów, rękawiczek wełnianych, szalików, rumianych policzków dzieci. Śniegu nie ma, znikł w oddechu chwilowej odwilży. Za to gorąca herbata zmywa smutki, i pachnie cynamon, i pieczone jabłka. W najkrótszą noc rozpalimy wielki ogień w kominku, żeby się przełamała ta ciemność wieczorna, te wycia wichru na mokradłach za domem, na zamarzniętym ługu aż do sinej krawędzi poważnej puszczy. Wiecie co, cieszę się, że nie wiem, jaka jest zima w mieście. Wpadam tylko na zakupy z Miłym,  ogarnia mnie zgroza, a potem wracamy szybko do naszych lasów, wiatrów, zmarzniętych bagienek nad Narwią... Tak, cieszę się, że nie wiem, jaka jest zima w mieście. Nawet  niosąc naręcze drzewa do pieca się cieszę.
Mały śpiewa kolędy. Zajął pierwsze miejsce w czytaniu legend polskich. Ostatni dialog:
- Mamo, już wiem, co chcę od Mikołaja, te okulary do grania, co pokazują jak się zjeżdża kolejką w 3D.
- Ale one kosztują ponad tysiąc złotych...- jęk.
Patrzy na mnie pobłażliwie.
- Ale ja nie chcę od ciebie, tylko od Mikołaja!

18 grudnia 2013

Jesteśmy w coraz lepszym gatunku

Świeżo po lekturze przemądrego wywiadu Ewy Wilk z Elżbietą Narbutt- Eysymontt uśmiecham się ciut wzruszona do  monitora.

"Nie jestem taka głupia, żeby ktoś mi podpowiadał, co jest żartem, ironią."

Jak mi tego brakuje, tego dystansu do siebie u wielu osób. Tego wyczucia subtelnego, co jest żartem, co melancholią. Drażni nachalność mediów, reklam, manipulowanie, podsuwanie gotowych reakcji, sympatii politycznych i ekonomicznych, gustów.... Pierwsze wzruszenie, zgadzam się, też tak mam.

"Co jakiś czas piszę swoje refleksje(...) dla potomności. Ale kiedy je drugi raz przeczytam, to mi się wydaje, że potomność nie będzie miała z tego wielkiej pociechy."

Też tak mam! Co napiszę, to wydaje mi się gorsze, nie to miałam na myśli. Zaczynam bajki, powieści, a w połowie wątpię, czy to dobre, czy warto męczyć innych swoimi wypocinami? Drugie wzruszenie.

"Ludzie nie marzą dziś o chodzeniu, chodzą po coś".

Celowość. Brak czasu. Też tak mam. Poganiam małego, gdy wracamy ze szkoły, a on kopie bryłkę śniegu, a potem kolejną, a potem wspina się na brudną zaspę, a potem odrywa mech, a potem wrzuca śnieg do strumyka...
- Czemu ty tak musisz? - wzdycham - Czemu zwyczajnie nie idziesz?
- No wiesz, mamusiu, dzieci bawią się chodząc - wyjaśnia mi spokojnie. A ja oddycham i nagle sobie uświadamiam, że już nigdy nie będzie takiego mchu, takiego śniegu, takiego spaceru. I nagle pośpiech przestaje mieć znaczenie. Wzruszam się po raz kolejny.

"Mrożek napisał, że on na starość jest w coraz lepszym gatunku. Myślę, że ja też jestem w coraz lepszym gatunku."

To mnie urzekło, to właśnie zdanie. Bo jest prawdziwe, dla nas wszystkich.


17 grudnia 2013

Mężczyźni tak już mają

Przez poranne zaspane oczy dostrzegam stos naczyń w zlewie, stół, pełen talerzy, opakowań po chrupkach, kartony mleka ( aż trzy, w tym dwa puste); kolejne zdumienie tuż po tym, jak kapeć przykleił mi się do podłogi po drodze do pokoju Średniego. Okazało się, że sok jabłkowy na parkiecie działa lepiej niż klej kropelka.
- Jak wy to robicie? - pytam Dużego, który wyłania się już ubrany, gotowy do szkoły o brutalnej porze między 6 a 7 rano. Wciąga rękawiczki. - Wieczorem wszystko pozmywam, sprzątnę, a rano znowu pełno...
- Mężczyźni już tak mają - pociesza mnie filozoficznie- Plus 10 do generowania bałaganu. Zobacz, umiem odblokowywać telefon nosem!

Patrzę, jak faktycznie odblokowuje nosem dzwoniący telefon, nie używając dłoni w rękawiczkach. Mój 19 letni syn... Wychodzi do szkoły, a ja patrzę krytycznie na kuchenne pobojowisko. Plus dziesięć... Nic dodać, nic ująć.

PS.

- Mógłbyś od czasu do czasu wyjąć naczynia ze  zmywarki, gdy już je umyje?- proponuję Średniakowi.
- No wiesz, mamo - odpowiada poważnie - Ale jak rozpoznam, czy one już są czyste czy nie?

14 grudnia 2013

Barańczak, Ziemianin, Bojary i Cicha Karolina.



Śniegowa breja, szarość, zapachy igliwia, odwilż zamiast zimy. Dzień dzisiaj taki, jak z wiersza Barańczaka:

Milczkiem opadający, chyłkiem bielący się śniegu, 
cóż (...) za oknem, nad ranem może być w tobie jasnego 
I w tej szarości cichej, bezwietrznej, gdy spod śniegu wyglądają przymarzłe liście bergenii, badylki chryzantem, zuchwale czerwona błyśnie owocnikiem dzika róża - i nad tym wszystkim, roztrajdaną drogą, polami w szachownicę, bezlistnym smutkiem topoli, nagle zaczyna padać śnieg. Taki delikatny, nieważki, niewinny, jak oddechy aniołów, jak sny niemowląt, jak kocie mruczanki o zmroku. Patrzę zza swego okna, jak pokrywa świeżą warstwą puchu poręcz od tarasu, deski, dróżki, omszone trawniki. I słucham Karoliny Cichej, "Białystok majn hejm"...

Moje miasteczko zaczyna już szykować się do świąt. W sklepach dziewczyny przybiły już girlandy, w stosach leżą świąteczne tanie czekolady, tanie bombki, brzoskwinie w słoikach napinają pucułowate policzki, ksiądz rozdawał dzieciakom w mojej klasie karteczki z kolejnością spowiedzi, a apteka brzęcząca dzwoneczkiem ma spory zapas doppel hertza w świątecznych pudełkach. W tym roku modne są głowy Mikołaja w chińskich aureolach rozpięte na gwieździe z plastiku, do powieszenia w oknie lub na drzwiach. Na cowtorkowym ryneczku kupiliśmy dziesięć główek kapusty dla królików i bardzo smaczne jabłka, odmiany nieznanej, ale sprzedająca pani miała zabawne mitenki, zatroskane zmarszczki i starą kurtkę. Przypomniało mi się, jak  mieszkałam w internacie przy Złotej w Białymstoku i co rano szłam do spożywczaka na Fabrycznej, po sąsiedzku. Stała przed drzwiami taka sama zatroskana, maleńka babcia - po prostu musiałam zawsze coś kupić, raz sprzedawała żonkile (sezon wiosenny), innym razem korniszony, czosnek, słoiczek dżemu, albo wełnianą chustkę... Na Bojarach kwitły bzy wiosną, a śnieg taplał się z żużlowym popiołem zimą. Białystok majn hejm.
A w Kalinowie pada, patrzę za okno - jak powoli, jak lekko, piórka aniołów, strzępy snów, oddechy zimy.  I na koniec przekornie, listopadowo - Ziemianin.


Mam dla ciebie
Czajnik
Do parzenia herbaty
Taki zwyczajny
Porcelanowy
W banalne wzory
Ty przecież
Tak lubisz
Jasne i dobre wiersze
Przepić łykiem
Ciemnej herbaty
Gdy przyjdą
Listopady
 
  Adam Ziemianin "Prezent na jesień"

12 grudnia 2013

Zapach śniegu i tęsknoty Filifionki

Śnieg ma swój własny zapach. Taki uroczysty, wilgotny, lekko żelazisty, mieszający się z wonią lasu, mchu, kory, jedlin, czarnej ziemi, wyglądającej spod pasów bieli, zupełnie jak na obrazach Leona Tarasewicza. Nie jestem do końca przekonana o współczesnego malarstwa, ale to tarasewiczowe broni się jakoś tymi płaszczyznami barw, do których mózg dopisuje własne opowieści: to Las. To Pole. To Łąka. Plamy słońca. Śnieg na oziminie. Pnie...

Zbierałam szyszki do dekoracji i ścinałam brzozowe gałązki na wianki, przy okazji wąchając i wąchając. Umysł dopowiadał: patrz, zima pachnie. Gdzieś pod tym mchem przyczaiły się i śpią malutkie stworzenia, czekając na wiosnę, w rozpadlinach kory, w dziuplach, między tymi uroczystymi jak gotyckie kolumny pniami. Zimowy las nie jest miejscem stworzonym dla człowieka, zdecydowanie; czujemy się jak intruz, cudzoziemiec w obcym świecie, pełnym czarnych, jak polakierowanych, zgniłych paproci, kontrastów z bielą, woni żelaza i lodu, oślizgłych gałęzi, porostów, bladawych, zimowych grzybów - niegrzybów. Tylko gałązki jedliny są swojskie, pachnące, kłują jak broda ukochanego, gdy wtulamy twarz w znajomą zieloność, bezpiecznie, domowo. Nic dziwnego, że to choinka staje się tym pomostem między świątecznym sacrum przyrody, świąt, zimy i naszej ludzkiej kruchości, naszych kolorowych, ciepłych domków. Kocham choinki, smak przygryzanych igiełek świerka, dotyk szyszek. Lubię iglaste gałęzie pod drzwiami na święta, wieńce na drzwiach, girlandy...mmm... bardzo lubię.

Od kasiorka dotarły szydełkowe śnieżynki i serduszka, już kuchnia błyska światełkami. Jeszcze tydzień i wolne. Czekam, czekam... marzę o tym, kiedy owinę się fartuchem i jak nawiedzona Filifionka będę dekorować, gotować, pakować, szur szur, w moim kuchennym królestwie, dumna i zadowolona!

"Filifionka wzdrygnęła się.
- Woda już się chyba zagrzała - rzekła. - Tu nie ma kota.
- Nietrudno go mieć - roześmiała się Mimbla. - Wystarczy go sobie wyobrazić - i jest kot!
Zdjęła garnek z ognia i otworzyła drzwi łokciem.
- Dobranoc - rzekła. - Nie zapomnij ułożyć włosów. Paszczak powiedział, że masz przyozdobić kuchnię, bo jesteś najbardziej artystyczna. - I Mim­bla poszła sobie, zgrabnie zamykając drzwi nogą.
Serce Filifionki gwałtownie zabiło. Była artys­tyczna, Paszczak powiedział, że była artystyczna! Co za cudowne słowo! Powtórzyła je sobie szeptem kilka razy.
W otaczającej ją nocnej ciszy wzięła lampę ku­chenną i poszła szukać ozdób na pawlaczu nad szafą Mamy Muminka. Pudło z lampionami i wstążkami stało tam, gdzie zawsze, na samej górze na prawo; były strasznie splątane i pokapane stearyną. Leżały tam także zużyte papiery do pakowania prezentów urodzinowych, we wzorek z róż, z zachowanymi jeszcze napisami: „Dla mojego kochanego Tatusia”, „Dużo szczęścia w dniu urodzin, drogi Paszczaku”, „Całusy, uściski przesyłamy Ci, bo naszą jesteś małą Mi”, „Z najlepszymi życzeniami dla Gapsy”. Gapsę mniej lubili niż tamtych.
Znalazła też papierowe girlandy. Zniosła to wszy­stko do kuchni i rozłożyła na szafce kolo zlewu. Zmoczyła włosy i zakręciła lokówki, cały czas cicho gwiżdżąc - całkiem czysto i znacznie lepiej, niżby się tego sama po sobie mogła spodziewać."


08 grudnia 2013

Buka u drzwi. Dom zimowy, dom letni.

Wiało. Ale wichur, mamo - z podziwem otwierał oczy Mały, wsłuchany w wyjącą za ścianami ciemność. To chyba Buka przyszła, prawda? Zasypało nas zupełnie, ale nie sam śnieg, ale właśnie wiatr, szarpiący sukienki Buki, lodowate zawodzenie w kominach, to budziło atawistyczne lęki. I nigdy tak bezpiecznym i dobrym miejscem nie wydawało się otulone pierzynami łóżko, któremu lampka dodawała odwagi, a ciepłe kaloryfery mruczały: grzejemy, nie damy się, tu nie dotrze Buka, tu jesteście bezpieczni...
Tak jakoś ostatnio Olgę Tokarczuk zimowo czytam, tym razem o domach. Na początku cytat z Gibrana:

"Twój dom jest twoim większym ciałem.
Rośnie w słońcu; śpi w ciszy nocy. Miewa sny.
Czyż twój dom nie śpi, a więc nie opuszcza miasta,
by znaleźć się w gaju lub na szczycie wzgórza?"

A potem o domach. Najbardziej urzekło mnie porównanie domów: tych rozłożystych, osiadłych, poziomych, zatrzymujących przy sobie swoich domowników, rozbudowujących się wokoło  w jakiejś własnej rzeczywistości, zapuszczających korzenie. I tych wertykalnych, pionowych, ulatujących w górę, jak rakiety do startu w bezkres, skąd ludzie odchodzą szybko, nie moszcząc miejsc, nie grzejąc gniazd. Jesli o to chodzi, Kalinowo rozsiada się w swoim ogrodzie, przy lesie, umościło się wygodnie i  mijające lata tylko pogrubiają pnie naszych drzew, dodają patyny ogrodzeniu, płowieją deski na tarasie. Mijają pory roku.


 Dom wiosenny nawiedzają szpaki, bzy zaglądają w okno sypialni, zieleni się trawa, pachnie błoto z oczka, żaby mkną w podskokach na rozlewisko za lasem.

 Potem dom letni dostaje wianki z jaśminów, otwarte okna i drzwi wpuszczają czerwcową noc i komary, lampioniki kuszą bursztynem, jest noc świętojańska, a potem pora ognisk i bajek.

Dom jesienny ubiera się w płaszcz z dębowych liści, w szal z wiatru i mgieł, płonie ogień na kominku, pachną jabłka, gromadzimy zapasy, drewno, wieszam grube zasłony.

A teraz jest pora domu zimowego, otulonego w pierzyny, huczącego wiatrem, pełnego gorących herbat, rozmów, wieczorów, muzyki, książek, dzwoneczków, piernika...
Zdecydowanie jestem istotą domowo - ogrodową. I wierzę w domowiki, polewiki i skrzaty. :)





05 grudnia 2013

Ulep sobie śmieci! Czyli dziwne zabawki.

Sezon na prezenty, sezon na prezenty... Jak co roku, mam uciechę z tego, co proponują producenci. A że nie skąpię nikomu uśmiechu, zatem proszę, oto moja lista z kawałkami reklam wytwórców:

- śmieciarka z zestawem do  domowej produkcji śmieci.
Ulep butelki i puszki, a następnie pozwól by Rowdy przerobił je na zabawne śmieci!


- ŚMIECIAKI - ponad 100 miniaturowych elastycznych stworków, do zabawy, grania, kolekcjonowania i wymiany!

Potworki zamieszkują własne kosze - niektóre z nich świecą w ciemności, kosze są różnej wielkości.Załaduj UFT Śmieciaka na nakrętkę UFT spinnera, zakręć aż słyszysz charakterystyczny "klik" i walcz! Stań do walki,wygrywaj i zbierz wszystkie Śmieciaki!!! -Mastergracze
-Zwierzobojówki
-Armioagresorzy
-Orientwojownicy
-Jedzenionapastnicy



- lalka z rurą
 - syreni ogonek



 - świecący palec E.T.

- Łowca duchów i producent duchów w jednym

Łowca porusza głową w wielu kierunkach wyświetlając duchy na ścianach i suficie.

Uczestnik zabawy łapie duchy za pomocą specjalnego pistoletu laserowego. Celem zabawy jest ustrzelenie jak największej ilości duchów w czasie 90 sekund.
Zabawka wydaje niesamowite efekty dźwiękowe.
Wymagane użycie baterii
do czaszki ducha 4x 1,5 V

- wesołe jajeczka

Wspaniała zabawa dla twojego maluszka.
W opakowaniu znajduje się sześć jajeczek ze śmiesznymi buźkami.A w środku kolorowe pisklaczki, które po naciśnięciu radośnie ćwierkają.

- Upiorna Kawiarnia Trumnobar

Trumnobar - to tu odpoczywają Upiorni Studenci po dniu pełnym nauki ; spotykają znajomych,
nawiązują przyjaźnie a czasem rozwiązują swoje spory
Kawiarnia wyposażoan w fotel , kanapę , stolik w kształcie trumienki ,
barek wraz z ekspresem do kawy oraz inne akcesoria

- KLOCKI RMS TITANIC

- EPEE Deadstone Valley Mroczna dolina NIEBOSZCZYK


 12 figurek nieboszczyków w trumnach! Każdy nieboszczyk posiada swój unikalny kod dostępu na stronę internetową, na której można tworzyć swoich wirtualnych nieboszczyków, pochować ich na cmentarzu, jak również głosować na najlepszego nieboszczyka.



Dziwny jest ten świat, prawda?Chociaż nie wiem, może mnie tylko zdumiewa zabawa Titanikiem, nieboszczykami z plastiku, odciętym palcem kosmicznego stworka czy lalką, tańczącą na rurze?



Poranna mruczanka




Oj, dobrze się wylegiwać rankiem. Za oknem szarobłękitnie, drużyna wróbli urzęduje w karmniku, odganiana przez zuchwałe sikory i waleczne sójki, a w sypialence ciepło, złoto i miło. Celebruję przeziębienie, czytam Barbarę Johnson:

Właśnie dzisiaj jest to jutro
o które martwiliście się wczoraj
i wszystko jest w porządku!

Z radia mruczy Bill Crosby, Winter wonderland.

Wianek przerobiłam z letniego na zimowy za pomocą kukardki i szydełkowych bombek tudzież starego naszyjnika z perełek.



 Doniczki na parapecie są od Agatki, ale je przemalowałam na szaro w śnieżynki i upakowałam w nie cyprysiki. Mech z własnego ogródka zakrywa ziemię w doniczkach. Bałwanki parapetowe od dzieciaków z klasy. Światełka zeszłoroczne, bardzo miło. W takiej scenerii smakuje kakao i czytanie dobrych rad Barbary. Wszystkiego najlepsiejszego wszystkim Basiom!
 

Jeśli na czymś spałeś - zaściel to ponownie.
Jeśli coś nosiłeś - odwieś to na wieszak.
Jeśli z czegoś jadłeś - włóż to do zlewu.
Jeśli na coś nadepniesz - wytrzyj to.
Jeśli coś otworzysz - nie zapomnij zamknąć.
Jeśli coś opróżnisz - znów to napełnij.
Jeśli coś dzwoni - zainteresuj się tym
Jeśli coś skowyczy - nakarm to.
Jeśli ktoś jest smutny - kochaj go.

Punkt przedostatni: z królikami to nie do końca, tylko fukają, więc go modyfikuję: jeśli coś fuka w klatce, nakarm to!
Miły dorzucił własną Dobrą Radę: jeśli widzisz koc, otul się nim i jeśli ktoś się wyleguje, dołącz do niego!

Pozdrawiam mruczankowo.


04 grudnia 2013

Domek z piernika gotowy! Dzyń, dzyń.

Grudzień, dzyń dzyń. Ma się wrażenie, że w chmurach siadł sobie jakiś zimowy skrzat i potrząsa dzwoneczkami, a wtedy pada śnieg, a choinkom śnią się światełka i girlandy. Mróz nas dopadł w końcu, mały ale wyrazisty, a dni owinęły się w kożuch śniegu i szalik z szarego nieba.
Zaczynam przymierzać się do dekorowania domku; jutro robię wieńce z modrzewiowych szyszeczek, do tego będą serduszka od kasiorka, szydełkowe śnieżynki i szary len. Reszta to twórczość dzieciaków, a raczej Małego; dwa starsze osobniki współpracować nie chcą. Dekoracyjnie, bo kulinarnie jak najbardziej; z entuzjazmem przyjmują moje plany makowcowo - sernikowe i wigilijne. Zjedzą wszystko i ogólnie poza tym chcą mieć święty spokój.

Interludium poranne:

Mały rano na moje popędzanie z wyrzutem:
- Ty naprawdę myślisz, mamo, że ja mogę być szybki rano?

Z racji chorowania na gardło mam trochę więcej czasu i oglądam inspirujące obrazki domowo - dekoracyjne. Podobają mi się te skromne, bez ostentacji. Gałązki, len, włóczka, rękodzieło. Szkoda, że mam lewe ręce; nie umiem szydełkować ani szyć. Więc tylko podziwiam. Blogi, blogowe dzielne artystki. Cudności.
A nasz domek z piernika wreszcie gotowy, ozdobiony i cieszy oczy. Wspólna familijna praca, połaczenie talentów zdobniczych Małego, konstrukcyjnych Tatusia i organizacyjnych mamusi Kaliny (roztapiałam lukier i podawałam słodkości, zanim zastygł) - wszystko zaowocowało TYM.







Może po ciemku zrobię ładniejsze zdjęcia ze Świecami i Nastrojem, no i z kontrastem, póki co, dumna jestem z pierwszego w życiu babojagowego domku!


01 grudnia 2013

Stodoła z piernika i zagadki Małego

Postanowiliśmy z Małym zrobić domek z piernika. Wiecie, taki wypasiony, luksusowy domek dla Baby Jagi z ambicjami Paris Hilton. Ma być dużo lukru, ozdóbek, dużo wszystkiego, komin, płotek, styl cygańsko- bawarski i oszołomienie oglądających podziwiaczy.
Zabraliśmy się do pieczenia według przepisu starych górali na piernikowe chałupy.

Składniki na piernik:
-600g mąki pszennej
-250g masła
-200g cukru
-7 łyżek miodu / ja daję więcej miodu a mniej cukru albo w ogóle bez cukru
-2 łyżeczki sody oczyszczonej
-5 łyżeczek przyprawy do piernika
-2 łyżeczki kakao

To NIE jest proste! Bo owszem, owszem, ciasto zrobiliśmy, części wykroiliśmy radośnie i na oko, po czym upieczone - nie pasowały, tu się rozrosło, tu wybrzuszyło lekko, potem sklejanie... Oboje byliśmy w lukrze, bo zanim jedna ściana się skleiła, to dach sie obrywał. Lukier nie w ząb nie chciał sklejać się szybko. Po ukończeniu sklejania popatrzyliśmy z Małym na swoje dzieło, a potem na siebie.
- Wiesz, mamusiu - powiedział Mały ostrożnie - Wyszła nam bardzo ładna... stodoła z piernika.

Jak ozdobimy, załączę zdjęcie i sami zobaczycie. Ale stodoła, czy nie, mamy płotek! Komin próbował zjeść nam Miły, bo w ramach użycia resztek upiekliśmy pierniczki a komin był między pierniczkami. Więc jest bez komina póki co, ale dolepimy. Potem było dużo mycia.

- Jest taka zagadka, mamusiu - oznajmił mi Mały - Której nikt jeszcze nie rozwiązał.
- Jaka? - zapytałam, szorując mu jasną czuprynkę w ramach wieczornych ablucji.
- Co to takiego: świat...

Aż się potem uśmiechnęłam, patrząc w nocne niebo i pierwszy padający śnieg, gdy poszli spać. Pachniało zimą, nocą i daleką przestrzenią; za domem mamy las, a dalej już pola, mokradła i puszczę po horyzont. Wiatr leciał stamtąd, dziki, nieoswojony, zbójecki. W domu pachniało, świeciły się lampki w pokojach dzieci.
- Co to takiego: świat... - mruknęłam do siebie.

Wiecie co, czymkolwiek jest, kocham go.



 Niżej zdjęcia INSPIRUJĄCE dużo lepszych domków od naszego, podziwiać i robić!



Coś dla ekstremalnych szaleńców: miasto z piernika


A co, machnijmy sobie opactwo w ruinie!

Kościółek?


Strona dla piernikofanów