30 sierpnia 2018

The Birks of Aberfeldy.

Bonie lassie, will ye go, 
Will ye go, will ye go, 
Bonie lassie, will ye go 
To the birks of Aberfeldy!









 Fisch and chips potem. Gorące, parzyły palce.





W 1787 roku Robert Burns przebywa ze swoim przyjacielem, Williamem Nicolem  na północy Szkocji. To Robert Burns - jak przystało na romantyka,  z profilu i na tle bardzo romantycznym.


 

William Nicol był nauczycielem łaciny, dyrektorem szkoły średniej w Edynburgu. Robert Burns nazwie jego imieniem swego syna. William był porywczy, irytujący, elokwentny, uparty jak muł i doprowadzał Burnsa wielokroć do rozpaczy, ale za to uwielbiał podróże, wędrówki, biesiady i swoją klacz Jenny. O swoim przyjacielu Robert Burns napisze kiedyś tak:

"Oby ten uparty syn latynoskiej prozy przepchnął się jakoś w końcu przez te szkockie mile nie przeklinając siedmiu akapitów!"

A dalej już jest zbyt elokwentnie, bym umiała to przetłumaczyć, zobaczcie w oryginale:

(...)while Declension and Conjugation, Gender, Number, and Time, under the ragged banners of Dissonance and Disarrangement eternally rank against him in hostile array!"


Z Williamem odwiedza Pertshire i Aberfeldy i to własnie tutaj powstaje ta piosenka, kojarząca mi się z Szekspirem, z wesołymi kumoszkami, z brzdąkaniem Benedica na lutni i śpiewaniem - hej ho, nonny, nonny.  Burns jest tutaj wspaniale beztroski, a w wierszu jest wszystko to, co ujrzeliśmy na miejscu - stare leszczyny, brzozy,  szum strumieni, kryształowa woda, ptaki,  tęskne zawołania w mgle i zwyczajna, ludzka radość. My też wędrowaliśmy po Aberfeldy!


3 komentarze:

  1. Wodospady i ścieżki kamieniste kojarzą się mi z polskimi Sudetami, bardzo podobne widoki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, Kalino - narobiłaś mi apetytu na Szkocję :)

    OdpowiedzUsuń
  3. I znowu zwiedzam Szkocje patrząc na nią Twoimi oczami.Dziękuję za te piękne opisy przyrody, za te romantyczne wiersze

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)