Pogoda taka, że krokusy wyszły. To jak balsam na serce po zimie, ciemnych dniach, czekaniu na zielone, słoneczne, jasne. Mogłabym tam klęczeć i patrzeć, dobrą godzinę, opowiadając krokusom, że pani Pawlikowska - Jasnorzewska napisała o nich wiersz - Krokusy wyskakują z ziemi jak wiolinowe nuty, a panny się chylą nad niemi i z nut układają bukiet - ale trzeba było robić podwyższone rabaty. Spędziliśmy na tym przyjemnym zajęciu z Miłym całą sobotę.
Robiliśmy na trochę wyłysiałym trawniku, metodą karton na trawę, ziemia na karton. Zaoszczędziliśmy wysiłku kręgosłupom, bo inaczej trzeba by trawę wydrzeć i wywieźć taczkami. Pooglądaliśmy filmów, poczytalismy, posłuchaliśmy podcastów i spróbujemy bez kopania. Tylko ramek drewnianych nie będzie, podobają nam się grządki podniesione, ale bez boczków. Tymczasowa ramka robiła tylko za szablon, przekładany, gdy napełniliśmy kompostem "grobiki". Na ścieżki powędrowały nasze własnoręcznie robione zrębki z olszyny, z czasem się rozłożą, udepczą i osiądą.
Ziemia kompostowa jest miękka, pulchna i tłusta. Niżej początki rozkładania kartonów i wysypywania. Jak widać - u nas ciepło. Dzisiaj osiem na plusie. Teraz, gdy piszę, pada deszcz, wiatr nam szumi w sosnach za oknem, ale do południa było słonecznie, przyjemnie i leciały gęsi.
Ścieżki robimy na szerokość taczki. Grządki szerokie na metr dwadzieścia.
A to finalny efekt, teraz wszystko sobie poleży, poczeka, pokompostuje się z deszczami i będzie gotowe na siewy w kwietniu i maju. A potem będą tu rosnąć warzywka:)