24 października 2021

Kolory i dobre myśli

 Jakie to byłoby okropne, gdyby nie było października.Ten miesiąc to najdoskonalszy z malarzy. Wyobrażam go sobie, jak stoi w aksamitnym berecie, przy sztaludze, malując te wszystkie ugry, purpury, złota, rudości, ochry, szafiry, amaranty... Każdy liść jest teraz dziełem sztuki, każda gałązka pozuje do zdjęć jak najdoskonalszy model. Buki całe w złocie. I to takim carskim, złotogłowowym, z ornamentem połyskliwych rudości i blikami  topazu.Dęby, ach. Bordo, czerwień. Jakie dywany w lesie. Co na grządkach za splendor. Nie grabię, chodzę, zachwycam się, chrzęszczę pod stopą paprociami, muskam palcami te festony i draperie.

Jak smutno, że jeszcze kilka deszczy, jedna, dwie wichury, mróz kolejny i będzie po wszystkim. Jak za zdmuchnięciem.

Póki co, ciesze oczy i inwentaryzuję swoje skarby.

Z wieści dobrych, "Mokraczek" poszedł do korekty i składu. Może będzie pod świąteczne drzewko w wymarzonym prezencie;)

Z wieści mniej dobrych, trochę chorowaliśmy, jutro wracam po przerwie do pracy, Rudzik utyka na tylną łapkę, a mała Puchatka buszuje ze mną po ogrodzie i lesie jak rasowy tropiciel. Poluje na liście i pająki.

Przesyłam wszystkim kolory i dobre myśli z Kalinowa.

 
















 
A teraz wchodzimy do lasu.  Młody, każde drzewko sadziliśmy sami 21 lat temu.










 
Mimikra kocio - jesienna

 
Będzie ziemia liściowa

 
Kompost trzeba ogarnąć przed zimą... 
I więcej kolorów.
Jeszcze więcej.





Jesień ma więcej złota w kieszeni niż wszystkie inne pory roku.

J. Bishop

20 października 2021

O całowaniu Kaja, otorbianiu sie w kokonie i ruchu oporu.

 

Była sobie pewna baśń. I było tam o tym, co z nami robi nadchodząca zima.

 

" Posadziła go w saniach obok siebie, nakryła białym futrem, a jemu się zdawało, że zapada w górę śnieżną.

— Pozwól, że cie pocałuję — rzekła i pocałowała go w czoło.

Huu! Jakiż to był zimny pocałunek! Uczuł lód aż w głębi serca, które — jak wiemy — już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło bardzo prędko i zrobiło mu się lepiej. Nie czuł już wcale zimna. Królowa śniegu pochyliła się nad Kajem i pocałowała go powtórnie, a w tej chwili chłopiec zapomniał już o wszystkim: o rodzicach, domu, babce i Gerdzie.

Teraz nie bał się wcale pięknej pani, nie wydawała mu się straszna."







 Wyszłam rano do ogrodu i byłam jak ten Kaj, zapominałam o wszystkim, co było dobre i kochane wiosną i latem. I czułam, jak chłód ogarnia serce. I myślałam o tym, jakie piękne są te pocałunki Zimy.

Naprawdę nie tak dawno biegaliśmy po tej trawie boso? Piliśmy lemoniadę ze szklanek z grubym dnem, zapalali lampiony, zrywali czereśnie, leżeli w hamaku, patrząc w porysowane brzozową, świeżą zielenią niebo? Już nie pamiętam. Uroczysty chłód ogarnął wszystko, wszystko zostało sprzątnięte, zamknięte, każda letnia piłka, hamak, drobne, kochane rupiecie, tak potrzebne latem, latarenka z pordzewiałą rączką, drewniany konik, miska na czereśnie...

Tove Jansson w Muminkach  pięknie opisała to zamykanie się w sobie, otorbianie pamięcią, dobrem, zapasami, tworzenie kokonu do przetrwania. Bo tu, na zewnątrz, świat staje się coraz bardziej nieprzyjazny, a lodowe pocałunki  zmieniają serca. Gdzie są moje sanki, kaprysił po lodowym buziaku Kaj, nie pytał, gdzie Gerda, Babcia, dom. Gdzie są moje dalie, co zrobiłaś z różami, dlaczego umarła kolendra i winogrona?

Cyt, Kaju. Wszystko jest, tylko schowało się głęboko, zeszło do podziemi czasu, w cierpliwą partyzantkę i ruch oporu tam, pod kołderką z ziemi. Śpią cebulki tulipanów, róża śni o nowych pąkach. Przeczekamy to, co zimne i co rozjeżdża się po naszym ogrodzie białymi saniami i znów wyjdziemy. Nawet Biała Pani z Narnii nie dała rady tym wesołym grupkom zbuntowanych faunów i wiewiórek, czekających na świętego Mikołaja, ucztujących mimo zimy. Ba, bawet niemądra wiewiórka, która zamarzła w Zimie Muminków na wiosnę ożyła. A może to była inna wiewiórka, tylko podobna. Cyt, damy radę. Ciepło jest w nas. A lodowe pocałunki są faktycznie piękne.






 
Zostawiam na różach te czerwone bombonki. Kojarzą mi się ze świętami. I ptaki je lubią.






Orzech sprał swoje złoto, zostały brązy i chrupkie konanie pod stopą. Kolendra i pietruszka dają radę, gdy szron opada, nadal nadają się do jedzenia. Nie grabię do wiosny, w liściach spać sobie mogą spokojnie różne małe owady, a w większych kupkach gałęzi jeże czy cokolwiek, co też przeczekuje zimę.

Otorbiamy się coraz bardziej. Więcej koców, więcej książek, dżemu truskawkowego i herbaty. Miód na kaszel, kot na kolana. Na szczęście pan Andersen wiedział, jak kończyć baśnie.

 ..........

— Kaju! Kochany Kaju! Znalazłam cię przecież!

Lecz Kaj siedział cichy, sztywny, nieruchomy — a taki zimny!

Gerda wybuchnęła płaczem. Jej łzy gorące padały mu na piersi, przenikały mu do serca, roztopiły lodową bryłę i spłukały z niej okruszynę czarodziejskiego zwierciadła, które było przyczyną całego nieszczęścia.

I nagle serce zabiło mu mocniej, zimny dreszcz przebiegł ciało, zdumiony podniósł oczy na Gerdę, a ona zaczęła śpiewać:

Co ja kocham na tym świecie?
Złote słonko, jasne kwiecie!
Boże ptaszki śpiewające…

A kiedy wymówiła słowa: „Wszystko kocham serca biciem, a przestanę chyba z życiem!” — Kaj przypomniał sobie nagle krzaczek róży, dom, rodziców, babkę, Gerdę i wszystko, co się stało i zrobiło mu się tak smutno, tak smutno w tej wielkiej, białej, pustej, strasznej sali, że wybuchnął ogromnym płaczem, a ze łzami spłynął natychmiast i drugi okruch szkła czarodziejskiego, który mu tkwił w oku.

Wówczas dopiero poznał naprawdę Gerdę i wydawała mu się tak piękną jak dawniej i uczuł, że ją kocha tak mocno jak dawniej i aż krzyknął z radości i objął ją także rękami. I ściskali się serdecznie oboje, płacząc i śmiejąc się razem ze szczęścia."