Zimno.
Zimno i mroźno, banda sikorek okupuje karmnik, pani ze sklepu mięsnego ze zdumieniem odkryła w nas nowych klientów, bo zakupujemy namiętnie słoninę. Pół kilo w kilka dni zjadają, cytronowobrzuche łakomczuchy. Banda liczy 24 bogatki i 8 wróbli, oraz czasem zaplączą się rudziki czy modraszki o błękitnych łebkach. Mały zna juz je wszystkie, czatuje przy oknie, wertuje Atlas Ptaków Polskich i ogląda przez lornetkę, co jest dość karkołomne, bo karmnik mamy pół metra od okna. Ale on twierdzi, że lornetka przybliża. Jak nie przybliża, jak przybliża?
Odkryliśmy ciecierzycę i jemy ją jeszcze z większą przyjemnością, niz sikorki słoninę. Przy okazji Mały oznajmił Babci, że mama, czyli ja ugotowała na obiad zupę z dziedziewicy.
Ot, taka transformacja trudnego słowa ciecierzyca.
I już nam ta zupa z dziedziewicy w domu została, bo wszystkim się spodobało.
A ja w ramach noworocznych postanowień postanowiłam założyć ogród ziołowy z prawdziwego zdarzenia, blog ziołowy i w końcu usystematyzować wiedzę na ten temat.
Blog ziołowy będzie tu i zapraszam do zaglądania, jak kogoś ziółka będa interesować. Z czasem poumieszczam zdjęcia, artykuły i będe dokumentowac powstawanie ziołowego ogrodu od 0, czyli od ugoru. Już się nie mogę doczekać!
Dawno nie zaglądałam tu, bo ciągle coś się dzieje...
Po pierwsze, koniec urlopu, praca mi się zaczęła. Siedzę w pocie czoła i jak kret kopię w planach wynikowych.
Pozdrawiam wszystkich zimowo, biegnę ogarniać dom, robic pączki domowe i gotować ciecierzycę.