Jesteśmy od kilku dni nad jeziorem Huron.
Poszliśmy sobie brzegiem Indian River około kilometra - szlak oznaczono jako czerwony i były momenty, gdy trzeba było użyć sznura z węzłami lub balansować na stronym zboczu. Skała to miękki łupek i twardy dolomit, a sam wodospad nazywany Indian Falls to niesamowita kurtyna z warkoczy, szeroka na 75 metrów i wysoka na piętnaście.
Kiedyś był tu rezerwat plemienia Newash, wioska indiańska, prowadzona przez misjonarzy metodystów z czternastoma domami, szkoła i kaplicą. Newash należeli do wielkiej grupy plemion Odżibuejów, Neyaashiinigmiing Anishinaabek, ten rezerwat przy wodospadzie został zlikwidowany, gdy Indianie przenieśli się do Cape Croker. Obecnie First Nation, jak tu się na Indian mówi, mają nadal trzy rezerwaty, a Nawashów jest około trzech tysięcy. Mało.
Wódz Czipewejów Nawash walczył u boku Tecumseha, ich ziemie obejmowały dwa miliony akrów. Obecnie mają swoją rozgłośnię radiową, gazetę, w tym roku będa wybory Czipewejskich władz, mają zespół muzyczny Chippewa Travellers i co roku festiwal Pow wow. Wodospady w Indian Falls szumią cichą opowieść o tragicznej historii zwyciężonych.W 1836 roku Odżibuejowie podpisali traktat, oddający 1,5 miliona akrów ziemi. Trwała nieustanna inwazja białych osadników - te ziemie nazywano najbogatsza ziemią górnej Kanady.
Oto Ziemia topora i motyki!
Oto dzielni, którzy przynoszą im chwałę!
Z uderzeniem za uderzeniem i ciosem za ciosem,
Potęga lasu przeszła do opowieści...”
Wizyta Williama Wye Smitha.
Jezioro Huron jest olbrzymie.
Jechaliśmy prostą jak strzała drogą numer 10, czyli sławną Hurontario, łączącą dwa gigantyczne jeziora, Ontario i Huron. Droga przebijała się przez góry i lasy, piękne farmy, łąki i pola kukurydzy i soi. Spędziliśmy weekend w Colingwood u rodzinki, pływaliśmy po Huron, jedliśmy sieję z jeziora, oglądali zatopione, ponad stuletnie statki, wyspy, skaliste i w większości bezludne, i potwierdzam, można zakochać się w tym jeziorze i tym miejscu. Ale zarazem gdzieś z tyłu głowy taki cichy smutek. Po odżibuejsku ten region to Anishinaabemowin. Język Ojibwa, odżibwejski, odzibuejski - mam problemy z odmianą, wybaczcie - to drugi najczęściej używany dialekt Pierwszych Narodów w Kanadzie, po języku Cree. Obecnie Odżibuejowie intensywnie pracują nad zachowaniem języka i kultury; cytuję:
"Nauczyciele i naukowcy z Odżibwejów w całym regionie współpracują z pozostałymi starszymi, którzy mówią językiem Odżibwemowin, znanymi jako Pierwsi Mówcy, aby udokumentować i nauczyć się języka w nadziei na jego zachowanie i przekazanie następnemu pokoleniu użytkowników. W ostatnich latach historyk i profesor języka Odżibwejów Anton Treuer zapisywał historie opowiadane przez około 50 różnych starszych z Odżibwejów w ich ojczystym języku, aby zachować zarówno język, jak i fragmenty wiedzy i historii. Wraz ze swoim obecnym mentorem, starszym z Ponemah o imieniu Eugene Stillday, zapisuje on zapisane historie zarówno w języku Odżibwejów, jak i tłumaczonym na angielski."
Jest też szkoła immersyjna języka, kursy na uniwersytetach, a w latach 80. w Ontario wprowadzono projekt Northern Native-Languages Project, aby umożliwić nauczanie języków tubylczych, takich jak odżibwe, w szkołach.
Dla mnie, jako polonistki, bardzo ciekawa jest zawsze struktura języka, nazwy i cała ta językowa baśń. Odżibuejskie słowotwórstwo jest bardzo ciekawe i zdumiewająco logiczne: samolot to rzecz, która lata - bemisemagak, „akumulator” to ishkode-makakoons , „małe pudełko ogniowe” (od ishkode , „ogień” i makak , „pudełko”), a kawa to makade-mashkikiwaaboo ('czarny płynny lek'). Z języka Odżibuejów pochodzi słynny wiigiwaam, czyli dom.
Cytuję z tłumaczenia oficjalnej historii Ontario:
W 1840 roku nie było białych mieszkańców, poza dwudziestoma rodzinami w gminach St. Vincent i Collingwood, ale w następnym roku nastąpił początek osadnictwa w Derby i Sydenham (nazwa pochodzi od imienia pierwszego gubernatora Zjednoczonych Kanady). W 1842 roku człowiek o nazwisku Stephens przybył z Toronto do ważnego obecnie portu nad jeziorem Owen Sound, w 15-tonowym szkunerze Fly, i założył sklep ogólny, garncarnię, młyn zbożowy i tartak w Inglis Falls. Dwa lata później parowiec pływający między Sarnia i Sturgeon Falls w hrabstwie Simcoe zaczął zawijać do Owen Sound, które miało stać się w ciągu kilku lat jednym z najważniejszych portów i ośrodków budowy statków na Wielkich Jeziorach.
(...)W ciągu trzech dekad po 1831 r., kiedy w hrabstwie praktycznie nie było osadników, populacja Grey stopniowo wzrosła do ponad 37 000 osób, które w 1861 r. były głównie urodzone w Kanadzie, chociaż liczni byli imigranci zarówno ze Szkocji, jak i Irlandii.
Po przeciwnej stronie portu znajdowała się wioska indiańska, zwana Newash, na cześć starego wodza, którego ojciec i dziadek mieszkali tam przed nim. Zamieszkiwali ją Odżibwejowie i Pottawatami, dla których w 1842 r. rząd wykarczował kilka akrów ziemi i postawił szesnaście domów z bali. Dał też Indianom kilka wołów i krów, z których część została zabita na wołowinę, gdy nadeszła zima. W 1857 r. Indianie poddali Newash i przenieśli się na północ do Cape Croker w hrabstwie Bruce, gdzie nadal istnieje rezerwat dla ich plemion.
Basil H. Johnston, członek plemienia Nawash, ocalały ze szkoły rezydencjalnej ze swoją siostrą, a potem nauczyciel, pisarz, laureat trzech doktoratów honoris causa za prace nad ocaleniem języka Odżibuejów, napisał tak:
"Ludy tubylcze tracąc język tracą nie tylko zdolność wyrażania najprostszych codziennych uczuć i potrzeb, ale nie są już w stanie zrozumieć idei, pojęć, spostrzeżeń, postaw, rytuałów, ceremonii, instytucji stworzonych przez ich przodków; i utraciwszy zdolność rozumienia, nie są w stanie utrzymać, wzbogacić ani przekazać swojego dziedzictwa. "
I o tym szumiał mi wodospad Indian Falls, a potem jeszcze cztery inne, które odwiedziliśmy w okolicy - wodospad Jones, Hoggs, Eugenia i Inglis. Zdjęcia w róznej kolejności.
A było tak - przepięknie
A to zdjęcia znad jeziora. W tych silosach zbożowych będzie luksusowy hotel. Nasz statek nazywał się Czapla Modra.
Potem pojechaliśmy do Meaford , na kultowe lody pompom.W środku eklektyzm, urocze pastele i laleczki magnetyczne znanych postaci. Jest i Maria Curie - Skłodowska, ale z wąsami.
A lody faktycznie pyszne!
Na koniec Wiarton. Wiarton jest słynne, bo ma swego własnego świstaka Williego, który przepowiada pogodę i ma swój dzień Świstaka. Jak wychodzi na słońce, a Willie jest albinosem, to będzie koniec zimy za 6 tygodni, jeśli Willie zobaczy swój cień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, że zostawisz ślad :)