(...)Ale dosyć już o mnie. Powiedz co u Ciebie
słychać, co można wiedzieć
gdy się jest Tobą.
Czytam Barańczaka o poranku. Czy jest większa przyjemność, niż czytać Barańczaka o poranku tak leniwym, gdy się nie musi iść do pracy, gdy dzieci śpią, a za oknem słońce w jaśminach i sosnach i rozgwar sikorek? Gdybyście byli teraz mną, to siedzielibyście z bosymi stopami, podwiniętymi pod fotel, podczytując esejek o poezji miłosnej Barańczaka. Kocia księżna towarzyszy mi, drzemiąc leniwie. Śnieg wytopił się całkiem, aura wiosenna. Pachną hiacynty z doniczek. Co u mnie słychać?
Będę piec dzisiaj chleb. Taki domowy, pełen ziarenek, muszę tylko iść do letniej kuchni po pszenicę z worka, potem ją zmielę w młynie domowym. Będę piec także pasztet z soczewicy, pachnący i posypany kminkiem i prażoną makadamią. Najpierw wypiję małą kawę w filiżance od bratowej Agaty, tej pięknej w błękitne wzorki różane, ale kojarzą mi się z toile de jouy. Miód do słodzenia mamy z pasieki Gradoczno.
Jak się ogarnę z praniem, prasowaniem i innymi ablucjami, jak elfy domowe już się przestaną krzątać, to chcę poszukać ofert dla rysowników w wydawnictwach. Wstawię do słoja gałęzie wiśni na pierwsze pączki. W zeszłym roku zakwitły mi już w lutym.
Jak się ogarnę z praniem, prasowaniem i innymi ablucjami, jak elfy domowe już się przestaną krzątać, to chcę poszukać ofert dla rysowników w wydawnictwach. Wstawię do słoja gałęzie wiśni na pierwsze pączki. W zeszłym roku zakwitły mi już w lutym.
Pójdę do sklepu.
Ta starsza pani, która od tylu lat siadywała na ławeczce na mojej ulicy, odeszła w ubiegłym tygodniu. Będę pamiętać zawsze jej kapelusz i wpatrzone w furtkę oczy. Czekała na córkę, która nie przychodziła.
W kilku domach po prawej stronie są same wdowy. Na całej ulicy może pięć domów ze śmiechem dzieci, w tym dom, gdzie zamieszkała ukraińska rodzina, która uciekła z Mariupola. Ośmioro dzieci, dziewiąte w drodze. Dziewczynki z warkoczami wiosną znów będą jeździć do sklepu na hulajnogach.
Gdybyście byli mną, to pewnie znowu zaglądalibyście przez płot do ogrodu pani Lusi. Ile tam wiśni, ich gałęzie wychodzą na drogę, Ostatnio Mały oznajmił radośnie, gdy wiśniowa gałąź smagnęła go po czuprynie:
- Mamo, drzewo mnie pogłaskało!
Niebieska cerkiew wygląda jak bajka o carze Sałtanie. Dwie pożydowskie chatki jeszcze bardziej pochylone - niedawny śnieg przygarbił im dachy. Pizzeria zamknięta. Kwiaciarnia, spalona rok temu, nadal nieczynna. W aptece dzwoni dzwoneczek. W parku, który zakładała moja babcia, miejscowi perypatetycy piwni. Dzień dobry, dzień dobry.
Cisza, senność.
Niebo nad jesionami przy kościele błękitne. Daleka wstążka rzeki, nieokiełznana od setek lat, dzika, przedzierająca się zrudziałymi kępami wikliny.
Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Tobie mija
czas - i czy czas coś znaczy,
gdy się jest Tobą.
czas - i czy czas coś znaczy,
gdy się jest Tobą.
Czemu każdego dnia jesteśmy inną osobą? I nasi kochani są innymi osobami, więc trzeba włożyć wysiłek, by poznać te nowe osoby, by poznać ich świat, szybko nadrobić te zmiany, te nowe myśli, nowe smutki, nowy zachwyt.
Jak się nadrabia czat, którego się długo nie czytało, jak się nadrabia nieobecność. Średni i jego wiersze. Mały i jego przyjaciele. Miły i jego marzenia. Duży. Elf. I ja, ja, która muszę się uczyć ich nowych, dzisiejszych, z delikatnością, wzruszeniem, zatrzymaniem oddechu. Nad moją głową słońce, wróble, styczniowy, o dziwo ciepły wiatr. Tęsknota, trzymająca tak mocno. A nad waszą?
Jak to jest, gdy się jest Tobą?