Trawy, trawy kwitną. Pora, gdy wszystkie kwiaty stają się białe, gdy noc czerwcowa z kwiatem paproci we włosach wędruje pełnymi ziół rowami, gdy lato wychodzi, tańczyć taniec morris....
Czytam Pratchetta.
I wtedy Tiffany zobaczyła — oczy kobiety naprzeciwko, po drugiej stronie tancerzy, błysnęły złotem. Tylko na moment. Ale kiedy raz już to zauważyła, dostrzegała znowu — w oczach chłopca, dziewczynki, mężczyzny trzymającego piwo, gdy przesuwał się, by obserwować Błazna…
— Lato tu jest! — oznajmiła Tiffany i uświadomiła sobie, że tupie nogą do rytmu. Uświadomiła to sobie, ponieważ cięższy but właśnie nadepnął jej stopę i przycisnął ją do ziemi. Tuż obok Ty spojrzała na nią niewinnymi błękitnymi oczami, które na ułamek sekundy stały się leniwymi, złocistymi oczami węża.
— Powinna być — odparła babcia i cofnęła but.
— Parę miedziaków na szczęście, panienko? — dał się słyszeć głos obok i zadźwięczały monety potrząsane w bardzo starym kapeluszu.
Tiffany odwróciła się i spojrzała w fioletowoszare oczy. Twarz, w której tkwiły, była pomarszczona, ogorzała i uśmiechnięta. Błazen nosił złoty kolczyk.
— Miedziaka czy dwa od pięknej pani? — namawiał. — Srebro? Może złoto?
Czasem po prostu wiadomo, jak wszystko ma się potoczyć, myślała Tiffany.
— Żelazo?
Zdjęła z palca pierścionek i upuściła do cylindra.
Błazen wyjął go delikatnie i podrzucił w powietrze. Tiffany śledziła pierścionek wzrokiem, ale jakoś zniknął nagle i już tkwił na palcu mężczyzny.
— Żelazo to dość — powiedział Błazen i dał jej całusa w policzek.
Był tylko trochę chłodny.
Lato jest szekspirowskie. Trawy..nieodparcie kojarzą mi się z Chloe i z "Wiele hałasu o nic", z genialną rolą Emmy Thompson i Kennetha. No muszę to jeszcze raz zobaczyć...