25 listopada 2013

Nowy sezon w ptasiej stołówce i optymizm Małego.

Uruchomiliśmy karmniki, nie było rady. Znajome stadko sikorek tak natarczywie patrolowało okolicę, że kamienne serce by zmiękło. Miły kupił mieszankę ziarenek na giełdzie, ful wypas, jak by młodzież szkolna rzekła. Słonecznik łuskany i nie, siemię, ziarna, dynia, smakołyki. Jak zamarznie ziemia, spadnie śnieg, to jeszcze pojawi się słoninka i smalec w kulkach z ziarnem. Przypominam, że lokal mamy  czterogwiazdkowy, powiem nieskromnie, klientów mnóstwo, doliczyliśmy się raz dwudziestu czterech sikorek i wróbli naraz, w tym bogatki i modraszki. Zdjęcie z zeszłego roku na dowód, z tego jeszcze nie mam, ale zrobimy. Lokal w Kalinowie otwarty!


A w ogóle, dzisiaj wychodzimy do szkoły, w lodowatym wichrze, Mały skulony nieco, z czapką na oczach, taszczy plecak w porannym zaspaniu. Mam wrażenie, że powinnam go pocieszyć, choć przede mną też dzisiaj dziesięc godzin w pracy. Klepię go go pleckach.
- Damy radę, co Mały? - mówię.
- Za Narnię i za Aslana! - odpowiada mi dzielnie.


Serce mi z dumy urosło...



2 komentarze:

  1. U mnie też już ptasia stołówka otwarta i ptaszki nie gardzą nią. Oby Mały był taki dzielny całą zimę. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby, oby! Bo ranki ciemnieją, a zimno zimnieje. Ale mamy rodzinne pokłady optymizmu (poza Dużym, który jest kłapuchowaty,), więc powinniśmy dać wszyscy radę. Ja też mocno pozdrawiam, Gigo!

      Usuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)