21 lutego 2014

Piątek i ubywający księżyc

 
Ilustracja Connie Christensen


Siedzę sobie w ciepłym, domowym półmroku i patrzę na lewitujący księżyc, unoszący się jak lampion na urodziny królewny - tak, oglądaliśmy "Zaplątanych"...
Księżyc przednówkowy jest blady, zmarznięty, teraz nocą ziemia traci efemeryczne ciepło, którym obdarzyło ją lutowe słoneczko. Niemal czuję ten chłód, ścigający księżycowe pięty; idzie od zamarzniętych jeszcze ługów, od szelestu niespokojnych trzcin, brzozowych miotełek gałęzi, kostycznych topoli...
Pod ścianami domu, garażu, pod ogrodzeniem jeszcze śnieg, w bruzdach pól, w leśnych rowach, skryty w załomach muru.
Tam, gdzie w dzień przygrzało słońce, widać było zielone jaskółcze ziele, ciemną ziemię, kiełki bladawych traw. Teraz, w nocy, jest tylko skradający się przymrozek, chłód ciemnego nieba i księżyc w kształcie migdału - dzisiaj kalendarz księżycowy podaje, że widzimy go w 68%, jest 375691 km od Ziemi i robi się coraz mniejszy.
Podobno, gdy księżyca ubywa, dobrze jest robić pranie. Co prawda, zrobiłam, nie wiedząc o tym, ale przy trójce Budrysów pranie się robi codziennie, księżyc musi być cierpliwy. Pranie jutro pójdzie na słoneczko, jak pogoda dopisze, tęsknię za pościelą przewianą wiatrem z łąk, pól, z bezkresnej przestrzeni łagodnego lasu.
No więc księżyc wznosi się, blednąc, zmarznięta ziemia odpływa; pobliski mur unickiego cmentarza, droga, która idę do szkoły, druga droga, wiodąca przez łąki, zagajniki brzozowe, obok hale miejscowego zakładu, opuszczona piekarnia... Restauracja "Piekielna kuchnia", przed którą stukają obcasy tanich pantofli i warczą silniki. Zakręt przy starej wierzbie, łąki po horyzont, stara szosa z setkami dziur, gdzie latem, w przyszosowych rowach  dojrzewają jeżyny...


wschodzący księżyc -
kwiatami czarnego bzu
pojaśniał cmentarz




Dobrze mi, w cieple, z głosem Dużego, dobiegającego z pokoju, śpiewa coś, brzdąkając na gitarze. Napijemy się z Miłym herbaty jasminowej, a noc będzie cicho napływać znad zamarzniętych rozlewisk Narwi, aż świt zdmuchnie lampion księżyca i przyjdzie wesoła, gwarna sobota. Ale cyt.
Póki co, tej piątkowej nocy, jesteśmy my i księżyc i ciemne wycinanki topoli, podświetlone cytrynowym blaskiem ostatnich pięciu lamp na naszej ulicy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że zostawisz ślad :)