Są słowa, które szepczą i są słowa, które krzyczą. Słowa Średniego szepczą, opowiadają, czasem filozofują, czasem mrugają do mnie porozumiewawczo, ale zawsze tęsknią za pięknem. Teraz budzą się, prostują skrzydełka jak świeżo wykluty z kokona motyl. Bo Średni pisze bloga i wiersze, a ja jestem zakochana w tych literackich próbach. Bierz wszystkie słowa świata, Średniaku, przebieraj w nich jak w muszlach na plaży, jak w jesiennych liściach, szukaj swoich ulubionych, ucz się słuchać słów, nie tylko je mówić - i pisz, kochany. W świecie krzyczących słów i ludzi trzeba nam Szeptaczy tak bardzo...
30 sierpnia 2014
28 sierpnia 2014
Pakowanie walizek
Pakujemy walizki, co jest czynnością wymagającą skupienia i nadludzkiej pomysłowości. Ostatnio na lotnisku w Tampie musieliśmy przepakować trzy walizki, czemu z uciechą przyglądała się kolejka szczęśliwców, którzy uniknęli podobnej gehenny. Surowa celniczka żądała, by usunąć, cytuję, "jedną rzecz mniej z walizki", na co Miły wyjął z promiennym uśmiechem okulary Małego do nurkowania z jednej, w nadziei, że groźna harpia ustąpi. Chytry plan nie powiódł się niestety w przypadku dwóch kolejnych waliz, więc ubrania wędrowały po bagażach podróżnych i w desperacji gotowa już byłam obwiesić się kilkoma koszulkami czy spodniami, jak panowie ze zdjęcia poniżej.
Na szczęście udało się poutykać nadbagaż gdzie indziej, łącznie z czterema metalowymi świecznikami, obrazkiem z kogutem i dziesięcioma weselnymi kubkami. Teraz mamy jeszcze więcej bagaży, które chcemy zabrać z Kanady do Kalinowa i mam wrażenie, że pięć walizek i pięć podróżnych toreb to stanowczo za mało. Samych pamiątek z Zielonego Wzgórza mam walizkę!
Pakujemy walizki, dzwonimy do domu, opowiadamy rodzinie, że już pakujemy walizki, odwiedzamy tu pośpiesznie ostatnie proszone kolacje, zegnamy się, a na plecach czuję już oddech nadchodzącego września. Śni mi się szkoła, że się spóźniam na lekcje i nie mogę znaleźć swojej sali. Są tacy, co zostają w domu, i tacy, co odchodzą. Zawsze tak było. Każdy
może sam wybrać, ale musi to zrobić, póki jeszcze czas, i w żadnym razie
nie rozmyślić się.Tak jest napisane w Muminkach i własnie to czuję, z tą tylko różnicą, że my wracamy do domu. Wracanie do domu jest tak przyjemne, jak drapanie kota po grzbiecie, przyglądanie się spadającym liściom, słuchanie deszczu i picie herbaty wieczorem, w listopadową noc. Mam w walizce nowy, wrzosowy sweter, pójdę w nim po wrzosy, gdy tylko dopadnę lasu w Kalinowie. Palmy są piękne, ale brzozy i wrzosy cudniejsze. No i swoje własne. Mam też dzbanuszek w kolorze jarzębiny i sześć porcelanowych lalek. I słój na lemoniadę! Jutro pouściskuję Watkę na pożegnanie, a pojutrze z walizkami, swetrami, wspomnieniami i pokrzykującą trójką chłopaków odlecimy jako te bociany, tyle, że one w drugą stronę. Kiedy Duży żegnał się z bratankami, wiszącymi na nim jak winogrona, Mały zauważył z satysfakcją:
- Patrz mamo, jaki Duży jest zadzieckowany!
Dzwoniłam dzisiaj do koleżanki z pracy, już po radzie pedagogicznej, dostałam z polskim do uczenia w tym roku dwie klasy szóste, w tym w jednej spadochroniarza drugorocznego, o którym myślałam, że się już wyprawi do gimnazjum, a on nie, postanowił zostać. Właśnie u mnie, łojzicku. Będzie się działo. I wychowawstwo w czwartej. I plastyka w całej szkole. Już w poniedziałek, już blisko...
A żeby powrotem zapachniało, wklejam to zdjęcie. Właśnie to, wrześniowe. Z Kalinowa. Wracamy, nasz domku.
25 sierpnia 2014
Wesele. Pożegnanie.
I ja tam byłam, poncz limonkowy piłam, a co widziałam, razem z Dużym pokazałam. Trudno opisać szczęście. Ale było z nami, fruwało z miłością jak wesołe anioły nad głowami weselnych gości. Do zobaczenia w Kalinowie, za sześć dni. Z dzwoneczkami, skrzypcami, wiolonczelami i złotym orszakiem odjeżdża nasze baśniowe lato, z zapachem wrzosów nadejdzie kochany, zwyczajny wrześniowy, kalinowy poranek, już za tydzień. Odezwę się, gdy wrócimy. Cyt, pozwólmy opaść kurtynie. Było pięknie, prawda?
Ślub na plaży
Przyjechały druhny. Różowymi parasolkami upał kaligrafuje błękit...
Mama Miłego i jego starszy brat, złoto traw przysypane bielą piasku tak gorącego, że stopa się waha przed stąpaniem. Grają cykady, niezmordowane, z oddali szum oceanu i Bach...
Gromadka plażowych, weselnych gości, barwnych jak tropikalne ptaki, owiewanych ratujących nas wiatrem. Ponad 40 na słońcu, a jednak niektórzy zrzucają buty, by poczuć piasek miękki jak mąka, gorący jak wyjęty z pieca chleb. Jesteśmy na białej plaży Siesta Beach.
Jest gorąco, dźwięki wiolonczeli wibrują wokół złotej, słonecznej chwili razem ze śmiechami i rozmowami gości... już idą? Już nadchodzą?
Najstarszy brat prowadzi Dorcię...!
Pastor już czeka pod tiulowym baldachimem, razem z tłumaczem.
Czy z własnej, nieprzymuszonej woli? Tak, oboje mówia TAK:)
Bach spływa powodzią złota i bieli, z dodatkiem różowej figlarności i błękitu marzeń.
Tak, tam w dali to ocean.
Wszystkiego najlepszego młodej parze!
Gorąco, gorąco... wiatr ze śmiechem wpada w weselne fryzury, targa nas za włosy, rozśmiesza poważne krawaty, chłodzi twarze, pozwala otrzeć łzy wzruszenia.
Łzy mamy, radość mamy...
Łzy Małego, któremu nie pozwolono się wykąpać w weselnej koszuli:)
Ale tak gorąco... mogę się wykąpać, tylko na troszkę?
Podczas, gdy młodzi się fotografują, my już sprzątamy różowe pompony, białe krzesła, jedziemy zaraz na wesele, kolacja czeka!
Róże więdną lekko, mdleją od żaru, błękit zasypuje wszystko, miesza się z bielą, a potem zostaje tylko błękit i biel, ostatnie nuty Bacha gasną, plażowicze wracają nad wodę, a my jedziemy... na wesele!
23 sierpnia 2014
Przygotowania. Dzień przed weselem.
A po zgiełku zajętego, zapracowanego dnia wieczorne ukojenie na plaży w Sarasocie. I spektakl chmur, specjalnie dla nas:) To już jutro! Weselne dzwoneczki, białe tiule, srebrzyste perły szczęścia. Dziękuję w imieniu Dorci i Pawła za wasze życzenia, pozdrawiamy ze słonecznej krainy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)