13 sierpnia 2014

Słony smak morza, palmy i Floryda.

Zdumienie pierwsze; o dziesiątej w nocy wychodzimy z klimatyzowanej hali lotniska wprost w parny, tropikalny ukrop. Nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego. Powietrze wydaje się gęste, jak złoty syrop. W jednej chwili jest się rozgrzanym i spoconym, jakby ten żar przenikał na wskroś, oblewał jak prysznic.
Zdumienie drugie: tu wszędzie są palmy. 
Zdumienie trzecie; morze jest słone, szmaragdowe, a fale dosłownie zmiatają z nóg. Jestem nieustraszonym jeźdźcem fal! - krzyczy radośnie Mały, surfując na brzuchu na desce. Zatoka Meksykańska kołysze nas jak cudowna, gorąca kołyska, woda jest wstrząsająco ciepła, jakbyśmy kąpali się w wannie. Sól pali w twarz, sól mamy w ustach, zaciska się oczy, wystawia twarz na wiatr... na próżno, jest się zanurzonym w szmaragdach, soli, upale, wiecznym kołysaniu. Zachód słońca zastaje mnie w tym samym zachwycie, kołyszę się na falach, dopóki ostatnie promienie nie udekorują wody wielofasetową tiarą najbarwniejszych klejnotów.
Duży fotografuje. 




Ps. Rozpoczęliśmy z Małym bicie rekordu Guinessa w ilości zbierania muszli i zębów rekina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że zostawisz ślad :)