15 września 2014

Sklepy niecynamonowe

Sklep bynajmniej nie cynamonowy. Raczej takie Mydło i Powidło, obok sznurka do snopowiązałki pudło z crocsami, nawozy, gumowce, dresowe portki, rybackie portki, garnki, pościel, rowery, wędki, lalki chińskie, zegary, artykuły szkolne, sznurówki, tekstylia, słoiki, deski do prasowania... czyli wiecie i rozumiecie. Wpadam w przerwie między lekcjami, tak zwanym okienku, by Szybko (słowo kluczowe) nabyć czepek kąpielowy i okularki również kąpielowe dla Małego, na jutro. Jutro jest wyjazd na basen, o którym mały powiedział mi dziś. Rzut oka na kolejkę - Siwowłosa Zażywna Emerytka i Chudziutki Staruszek. Aha, dwoje, tylko dwoje, może się uda. W sklepie jeszcze za moimi plecami  myszkuje Pani z Serwetą w Objęciach.
- Sześćdziesiąt dwa złote czterdzieści groszy - mówi do Emerytki pani sklepowa, a ja się już w duszy raduję, że trafiłam na koniec jej zakupów i zaraz moja kolej. Emerytka powoli wyjmuje duży, staromodny portfel, nasuwa na nos okulary na łańcuszkach i zastyga na chwilę w zadumie.
- Jeszcze ten... no ten.... ten na kwiaty... - mówi wreszcie, głos ma dostojny, spływa jak gęsty syrop ten głos, takiemu głosowi się nie śpieszy, nigdy w życiu.
- Nawóz? - podpowiada życzliwie sklepowa.
- Nawóz? Nie... skąd nawóz... ten.... ten na takie czarne, małe...
- Decis na mszyce?
- A co to decis? - Emerytka nieco bardziej nasuwa okulary na nos. - I skąd, nie mszyce... takie latające... czarne, małe....
- Decis to do pryskania. Na mszyce.
- Ale ja nie mam mszyc. Tylko te małe...
- Meszki - podpowiada Staruszek i okazuje się, że trafia, Emerytka przygląda mu się z aprobatą. Zaczynam przestępować z nogi na nogę.
- No meszki. Małe takie, czarne. Pełno ich. Na kwiatach. W domu.
- Decis to na uprawy pod folią i osłonami i na dwór. - czyta  pani sklepowa etykietę - A pani w domu te meszki ma?
- No w domu. To można ten decis?
- W domu nie pisze. Na uprawy pisze. A może muchozol pani chce?
Emerytkę przechodzi dreszcz zgrozy, coś jej się przypomina.
- No przecież, dobrze, ze pani mówi... Kupiłam u was Bros na muchy... cały dzień dwie muchy trułam i nie wytruły się, co tam oni nalewają, wodę? Nic nie bierze, dwie muchy trułam i nie wytruły się... 
- Dawniej muchozol był lepszy - rzuca z westchnieniem z tyłu  Pani z Serwetą. Wszyscy się zgadzają, kiwają głowami. No ba! Dawniej wszystko było lepsze!
Patrzę na zegarek w lekkiej panice. Emerytka porzuca temat meszek, much i trucia, powoli otwiera portfel...
- Sześćdziesiąt dwa złote czterdzieści groszy - podpowiada Sklepowa, a ja odzyskuję nadzieję. Emerytka wyciąga banknot.... i zastyga.
- Że też mało nie zapomniałam... jeszcze ten... krem. na zmarszczki. Zmarszczek narobiło się...
- Nic po pani nie widać - kokietuje sklepowa, szukając pod lada za szkłem kremu, stawia na ladzie dwa - Pani chce po sześć czy po pięć złotych?
Emerytka zadowolona z komplementu zastanawia się dłuższą chwilę. A niech straci.
- Po sześć pani da - mówi wreszcie, a ja patrzę na kasę fiskalną, klik klik... czyżby koniec? Tak!
- Sześcdziesiąt osiem złotych czterdzieści groszy - oznajmia triumfalnie sklepowa, Emerytka podaje banknot, sklepowa wydaje resztę, chwila konsternacji...
- Pani pokaże jeszcze ten krem, bo nie wiem, czy dobrze wbiłam - sklepowa wyraźnie zmieszana wyciąga pulchną łapkę - Sześć czy sześć dwadzieścia?
...
Staruszek chciał tylko dwa roundupy. Poprosił o nie, wymawiając nazwę tak, jak się pisze. Czepek był, okularków nie było. A do szkoły zdążyłam, akurat. Pani z Serwetą została w sklepie, pogodnie konwersując ze sklepową o cenach pomidorów na rynku.

A jutro Mały jedzie na basen. Dzisiaj pół dnia latał po podwórzu z indiańskim łukiem i z niebieską gumową  łepetynką bardzo z siebie zadowolony. Musiał czepek wypróbować, no co.


8 komentarzy:

  1. Nie ma to jak zapis fonetyczny;))) Kłaniam;)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne! Uśmiałam się serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajna opowiastka, bardzo podobne zdarzenie mialam dzisiaj, o 12 mialam wizyte u dentysty, kilka minut wczesniej weszlam do empiku bo zamowilam tam sobie ksiazke, popatrzylam, tylko jedna pani, wiec zdaze pomyslalam, pani juz placila za swoja ksiazke o Powstaniu Warszawskim, ale nagle wzielo jej sie na wspominki, mlody czlowiek, przy kasie, sluchal bardzo grzecznie, a ona opowiadala, potem stwierdzila,ze ma juz cale mieszkanie pelne ksiazek, i juz nia ma miejsca na wiecej, moze juz nie powinna kupowac, ale...ale...itd...moze ktos wie gdzie mozna te ksiazki zaniesc i podarowac...a ja myslalam tylko o tym ,ze moja wizyta u dentysty jest w niebezpieczenstwie, w koncu pani odeszla od kasy a ja szybciutko poprosilam o moja przesylke...ale nie, pani wrocila i dalej opowiada o swojej bibliotece a mlody czlowiek mile sie usmiechal i przestal szukac mojej paczki. Pani byla bardzo mila i wyraznie potrzebowala sobie z kims porozmawiac wiec pomyslalam, ze trudno strace moja wizyte..na szczescie moj dentysta dysponowal czasem i nie bylo problemow. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grażyna ja kiedyś kupowałam owoce w supermarkecie , obok mnie stała starsza pani ,wyniknęła jakaś sytuacja żeśmy do siebie zagadały . Pani rozwineła temat ,potem zrobiła dygresje ,jedna ,drugą . Jak doszła do córki za granicą to wiedziałam,że pani nie ma przed kim się wygadać . Myślę sobie zrobię jej prezent i trochę posłucham . Stałyśmy więc obok tych owoców i słuchałam ,ale po piętnastu minutach ,zaczełam usiłować skończyć rozmowę . Usiłowałam ,raz ,drugi ,w końcu się udało ,ale ja odchodziłam ,a pani coś jeszcze mówiła ,z nadzieją na ciąg dalszy . Smutne to ....

      Usuń
    2. Wyobraziłam sobie tego staruszka - Chudzinę wymawiającego z namaszczeniem fonetycznie nazwę tego środka niszczącego chwasty. To ci Kozak ;)

      Usuń
    3. Mario, tak, smutne to dlatego bylam zdecydowana spoznic sie do dentysty liczac na jego wyrozumialosc...

      Usuń
  4. To prawo Murphy'ego. Zawsze, kiedy dochodzę do kasy i już witam się z gąską, następuje tzw. problem kasowy. Nie ma kodu kreskowego, zacina się kasa, karta płatnicza odmawia współpracy... Normalne życie...

    OdpowiedzUsuń
  5. Urocze zakupy!:)
    U nas jest tak, że Fini się nigdy nie spieszą. NIGDY oznacza dosłownie to, co powinno : ) grzebią przy kasie w portfelach, szukając odpowiedniej karty, zagadują, wracają się do wnętrza po coś czasem, kupują bony na loteryjki :) a nas diabli biorą, bo chcielibyśmy juz wyjść czasami :) ostatnio w Jysku kolejka utworzyła się na 36 osób! Wiem, bo liczyłam, z nudów ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)