Rozmawiamy. Kobiety, wracające piątkową nocą z teatru, w przytulnym wnętrzu samochodu, z mrokiem, łaszącym się do okna.
- O czwartej, jak wstanę, to pójdę z psem na spacer.
- Wypuść go na dwór, sam polata, spacer to już rozpusta.
- Ciebie wypuszczę na dwór, polataj sobie. Poza tym, lubię wstawać rano. Jedyny czas, jaki mam dla siebie.
Zapada pełna zrozumienia cisza. Patrzymy na migające w ciemności drzewa.
- Nikt nie dzwoni... nic jeszcze nie muszę, tylko mogę albo chcę.
- No.
- Kawę sobie zrobię. Cicho jest. Włosy umyję.
Pełne zrozumienie.
- O piątej już z psem jestem gotowa. I jeszcze tyle czasu zostanie!
Przypominam to sobie dzisiaj, pijąc zbożową z mlekiem. Deszcz chlupie za oknem, wstałam po piątej i jeszcze tyyyle czasu! Mogę napisać post na bloga. Zrobić chłopcom kanapki. Wypuścić kota. Wpuścić kota. Rozpalić w piecu. Powąchać więdnące róże w wazonie. Pogapić się na ciemność i deszcz. Poczytać wiersze Barańczaka. Ogarnąć torbę. Długopisy mi się rozsypały i drobne. Zapakować stos egzaminów próbnych, które sprawdzałam przez weekend. Poszukać bibuły. Pozmywać. Uprasować koszulki na wf. U Kasi, sąsiadki w oknie też świeci. Wstaje o czwartej, pracuje w sklepie i musi być gotowa na piątą. Błogosławiony czas kobiety. Pamiętam babcię Olesię - wstawała o trzeciej rano. Karmiła z piętnaście bezdomnych kotów, ale najpierw wydoiła krowę. Rozpaliła w piecu. Kobiety znają się z ciemnymi porankami jak łyse konie. Teraz, rano, odkurzamy filary świata i naprawiamy własne. Podtrzymujemy kręcącą się planetę. Pijemy kawę, prasujemy ubrania, karmimy koty i psy, malujemy rzęsy. No i zawsze można umyć włosy. Szepcząca ciemność to dobry przyjaciel.
Tak więc, dopijam swoją kawę. Mam jeszcze tyyle czasu zanim wstanie zaspany dzień.