21 lutego 2016

Oprowadź mnie po swoim domu

Sprawdzam wypracowania z języka polskiego. Mali wędrowcy po świecie literatury dostali nie lada wyzwanie: oprowadź gościa po swoim domu, przedstaw rodzinę, pokaż ulubione miejsca.
I wzruszam się.
Nie umieją jeszcze stylizować swoich słów, piszą tak, jak jest. A raczej tak, jak widzą ufne, dziecięce oczy.

Wszystko, bez wyjątku jest piękne. Koty i Psy są pisane wielką literą. Przecinki i ortografia uśmiechają się wstydliwie, ale to nie one są tu, teraz, najważniejsze.

Kapa w panterkę, stara leżanka, rozmaite meble, ukochane chomiki. Wszystko jest wspaniałe. Cicho, na palcach wędruję za nimi po nieskończonych pokojach i uczę się znowu patrzeć na świat dziesięcioletnimi oczyma.

"Mój dom jest bardzo piękny.  Właśnie tu jest przed pokuj. Ściany są koloru jasno - żółtego. W łazience są aż cztery półki. Jest centralne za zasłonką. Ściany są pokryte tapetą w koloże fioletowy, dywan jest zielony. Wisi też czerwone serduszko. Prawda, że mój dom jest bardzo piękny!"

"W moim pokoju jest łuszko,  biurko, komoda, trzy krzesła zwykłe i jedno kręcone, szafa, a w reszcie pokoji  normalne wyposarzenie. Tojest moja siostra, mój wuj, brat, koło niego ja, koło mnie Tato i mama i moja młodsza siostra i młodszy brat. Tak więc wygląda moja rodzina i muj wspaniały domek, moja rodzina jest mega."

"Patrz jaka fajna pufa wygląda jak piłka nożna. Można usiąść na łużku, fajna kołdra w paski."

"To moja mama, siostra, siostrzeniec, tata i chłopak siostry. Oto mój Pies Dżek, a tosą koty Pusia, Peri i ostatni Kot Cynio."

"Koło ścianówki stoi łóżko obok okna stoi biurko pokuj otoczony jest szawkami z ubraniem. Teraz pójdziemy do kuchni tu stoi plitka i kredens na ziemi szmaciane chodniki. Cały dom jest z drewna."

"To jest nasz salon. Na prawo kuchnia, jemy w niej pyszne posiłki. Pokaże ci moje królestwo. Mój pokój jest największy. Bardzo lubię tutaj spędzac czas. Na przeciwko jest pokój mojej ukochanej siostrzyczki. W sypialni rodziców stoi telewizor. Bardzo lubię go oglądać z rodzicami. Bardzo ci dziękuję, że mnie odwiedziłeś."

"Witaj w moim domu. To moja pieczara. Tu witryna, w niej są ksiąszki. I łużeczko dziecka i komoda z ubraniami dzidziusia. Tu piec kaflany. Mam kota, psa, dwóch braci i siostrę."

"W salonie jest piękna, biała kanapa i stół i telewizor."

"Siądź tu,w salonie, na tej rogówce z poduszkami, a ja przyniosę lemoniade jabłkową i pianki. To ulubiony stolik kawowy mojej mamy.  To mój króliczek dziewczynka Majcia. Jest biała i słodka.  A to jest mój pomarańczowy fotel. "

" To jest właśnie mój cały dom. Jest piękny."

"Ściany są różowe i wisi na nich mapa ogólnogeograficzna."

"Pokoj jest bardzo duży i ładny bo jest w nim dużo rzeczy."

'Pokoj rodziców urządzony jest na Afrykańską Dżunglę".

"Mam stary telewizor i mini lampkę.  Rodzice mają telewizor większy, miękkie łóżko i Wielką Lampę."

"Moja babcia na zdjęciu ma we włosach kwiat."

"Jest łóżko z kapą w panterę i telewizor, lubię go oglądać z babcią. Moja toaletka jest bardzo ładna, sa na niej muszelki. "

"To koniec mojego domu i ogrodu mam fajny dom i ogród"

I na koniec praca Małego. Z jaką ciekawością się za nią zabrałam. jak widzi nasz dom?

"Jesteśmy w ganku, tu zastygają galaretki i chłodzą się zupy. Wejdźmy na korytarz, Jak zwykle nasza Kicia leży w przejściu. Wejdźmy do salonu, na ścianach wiszą obrazy, niektóre zostały namalowane przez mamę. Większość dnia spędzam w tym pokoju na kanapie, tu gdzie leży mięciutki kocyk. Zwykle leży tu też Kicia. Idziemy teraz po schodach na górę. Zapraszam do mojego pokoju. Teraz zajmuje go Wujek. Znaleźliśmy się w babcinej komnacie. Tu śpią zawsze goście. Teraz babci nie ma ale wróci. Teraz chodźmy na obiad..."




20 lutego 2016

W domu



Sobota. Wiejskich jajek dostaliśmy, to i prawie Wielkanocą czuć. W sobote umawiam się z domkiem, że nadrobię to, czego nie zdążyłam w tygodniu, że będe mieć dla niego czas, że zapachnie ciastem i chlebem, a smętki pójdą sobie ganiać się z kurzem hen, do innej bajki.  W jasnym, przesianym przez chmury blasku deszcz stuka opuszkami palców o okna.


Chyba nie wytrzymam i niedługo coś posieję. Na razie tylko avocado w doniczce wzeszły, ale tęskno mi za maleńkimi kiełkami pomidorów i letnich kwiatów. Jakoś jaśniej się robi na duszy, jak się z roślinkami poobcuje i pogada.  Z domowych wieści - Duży I Elf zakończyli sesję, reszta też ma się dobrze, kot daje nam przykład, co robić pod koniec lutego i śpi. 


Coś by się zrobiło, ale się nie robi.
Coś by się napisało, ale się nie pisze.
Czekamy, czekamy.
Kupiłam zielony talerz.
Na wierzbie sa już bazie.

Przesypuję w palcach cichutkie, spokojne chwile i jestem gdzieś tam, zajęta domowymi sprawami, sprawdzaniem klasówek i czytaniem Emily Dickinson.

"Na zawsze składa się z wielu teraz"

16 lutego 2016

Czas przednówkowy


Wiatr u nas tak zimny, opuszki palców lodowacieją. Na wierzbie są bazie,  hiacynty w doniczkach przekwitły, ale widnokrąg ciagle nieprzyjazny, szary, a niebo zakryte chmurami. Zacina zimnym deszczem.
Mały napisał wiersz, ale po namyśle doszedł do wniosku, że historia musi go zapamiętać z większej formy i przerzucił się na powieść.
Nasiona doszły do mnie - dziękuję wszystkim kochanym wysyłaczom. Co raz to rozkładam nasionkowe skarby na łóżku i podziwiam. Tęsknię za zielonym. Za ciepłym wiatrem.Słucham Kasi Bellingham i jeszcze nie sieję pomidorów, choć korci. W zasadzie mam teraz taki cichy czas, jakbym siedziała na dnie szkatułki. Nie chce mi się za wiele, dużo czasu spędzam dumając, pisząc i czytając. Rysuję. Zwijam się w kębki. Czekam. Coś kiełkuje, coś rośnie w tym czekaniu. Jestem pobłażliwa dla siebie i innych, bo jak można być silnym, gdy zimno, szaro, o prezentach gwiazdkowych już się zapomniało, a wiosennej energii jeszcze nie ma? Czas przednówkowy, kiedy zstępuje się w głąb rzeczy i siebie, aż do najniższej piwnicy, po ostatnie zapasy światła i ciepła. Też jest potrzebny.

Wspominam dzisiejszy dzień.  Pod powiekami umykają krajobrazy. Twarze. Spracowane kobiety, widziane w poczekalni medycyny pracy. Jedna z sińcem pod okiem. Twój Sieroża damski bokser? Nie, polano uderzyło. Ta, samo uderzyło. Stare buty i torebki. Zrzędliwe pomruki, gdy ktoś wciska się bez kolejki. Leśnik w oficerkach. Patrzę na ich dłonie, słucham głosów i myslę o tym, dlaczego świat nie jest delikatny? Jak kiełkujące pędy, jak korzonki kwiatów, jak płatki ciemierników...
Idąc przez szare miasto, kulę się z chłodu. Dziewczyna w kolejce po zapiekanki, jej chudziutka twarz, pofarbowane włosy, kolczyk, smutne oczy. Uczyłam ją kiedyś. Dzień dobry, proszę pani. Wracasz do domu, kochanie? Nie, ja pracuję tu u Chińczyka, do 20, wyszłam na przerwę.
Chmury, zimny wiatr.
Miała taki piękny głos.
Wiatr. Chłód.
Zwinąć się w klębek, oprzeć policzek na książce. Przetrwać przednówek. Czytam Miłosza.

Nie, żeby zaraz być jednym z bogów czy herosów:
zamienić się w drzewo, rosnąć wieki, nie krzywdzić nikogo.



05 lutego 2016

Wiersz na kolejne urodziny:)


Spodobało ci się uczynić mnie bezkresnym.
Wciąż na nowo opróżniasz to kruche naczynie
 i napełniasz je świeżym życiem.



Niosłeś tę malutką piszczałkę z trzciny
przez wiele wzgórz i dolin, wydmuchując z niej
wiecznie nowe melodie.




Pod nieśmiertelnym dotknięciem
Twej dłoni moje drobne serce wychodzi z siebie
 i na świat wydaje niewysłowione wyrazy.





Twe nieskończone dary dochodzą do
mnie tylko za pośrednictwem mych
własnych, jakże maleńkich dłoni.




Wieki
mijają, a ty ciągle nalewasz 






i ciągle jest miejsce, by je napełniać. 

Tagore

01 lutego 2016

O domach



Spędzamy ostatnio dużo czasu ze sobą, dom i ja.
Znamy się już tak dobrze, że z zamkniętymi oczyma znajduję każdy kontakt w ścianie. Wstając w nocy słyszę, jak wzdycha lodówka, jak szepczą zegary, wiem, na którą deskę nie stąpnąć, bo zaskrzypi. Jakbym była Alicją, jednocześnie wewnątrz i na zewnątrz labiryntu. Czasem myślę, że to nie my mieszkamy w domu, ale dom w nas. Czytałam artykuł o komórkach macierzystych dzieci, pozostających w organizmie matki długo po urodzeniu. Myślę, że z domami jest tak samo, zostają w nas a my w nich nieodwołalnie, te wszystkie, których jesteśmy dziećmi.

Mój pierwszy dom już nie istnieje. Stara, pożydowska chata dawno została rozebrana, a moje wspomnienia są dużo mniej dotykalne, niż magdalenki Prousta;  zasłonki w fioletowe kropki, stara jabłoń, ciemnawe izby, jakaś różowawa kotara, małe okna, śnieg za nimi, konie pod cerkwią, zimne noce. Po drugiej stronie ulicy była apteka i studnia, chodziło się tam po wodę. Z praniem chodziło się z kolei nad rzekę. Takich chatek - chatynek w Kalinowie coraz mniej, ale na szczęście są ciągle, staję przed nimi i zbieram swoje wspomnienia jak skąpiec perły. Podobna była moim Pierwszym Domem.



Mój drugi dom stoi nadal w cieniu modrzewia i lip, całkiem niedaleko. Dom rodziców, kiedyś nowa murowanka w stylu kostki, na osiedlu XXX-lecia Peerelu. Pamiętam szafę, w której chowałam się, zagrzebując w futrach, gdy zostawiano mnie w domu. Przaśne meble pereelowskie. Po kafelki się jeździło do Łodzi, tak samo po płaszcz. Zestaw Puszcza. Nieśmiertelne fotele. Tapczany. Po drugiej stronie ulicy były ugory i las, który był cmentarzem dla naszych chomików i morskich świnek - teraz stoi tam sklep, niezliczona ilość domków, zakład i traktory. Nie ma sosen, pod którymi bawiłam się w sklep. Nie ma łączki, na której pasłam gęsi. Przy tej furtce pierwszy pocałunek z Miłym. Na tym trzepaku wywijałam koziołki. Pod ta porzeczką głaskałam sunię Dianę, leżąc z nosem w trawie. Ach, kochany Augustynie, wszystko minęło i mój Drugi Dom przeżył już nie tylko narodziny, ślub, ale i pogrzeb, stając się domem prawdziwym, bo tylko takie domy, które znają wszystko i wiedzą wszystko, są prawdziwymi domami...

Mój trzeci dom był domkiem wypożyczonym. Trzy lata po ślubie mieszkaliśmy w drewnianym domku pod brzozami, w kuchni były szmaciane chodniki, kaflowy piec, a w podłodze szpary, między którymi wyrastał latem powój. Tu urodził się Duży. Stąd odeszliśmy do domku czwartego, domku rodziców Miłego.

Czwarty domek, otulony wiśniami, choinkami, jabłoniami, z ogrodem, drewutnią, stolarnią i zagródką dla kóz. Bruk, który trzeba było pielić. Huśtawka w ogrodzie. Winogrona i maleńka, stara uliczka. Pod tą wiśnią leżałam na fotelu, oczekując Średniego, z zagrożoną ciążą, patrząc na plamy słońca na trawie. Jakby drzewo obrastało słojami, kolejne lata. Piąty dom.


Tak, w końcu piąty. On, nasz własny, nasze Kalinowo, zbudowany od ziarenka piasku do dymu z komina. Sami sadziliśmy każde drzewko, każdy krzak. Wstaję w nocy, z zamkniętymi oczyma znając wszystkie ścieżki, każdą skrzypiąca deskę, spokojne pomrukiwanie zmywarki, ciepło podgrzewanej podłogi w kuchni. I nie wiem w końcu, kto jest w kim, ja w nich, czy one, te domy we mnie - pewnie wszystko razem i po trochu, w niekończącej się amfiladzie wspomnień.

I a propos domu, mniej poważnie,  wspomnienie z 9 stycznia 2008 roku.

"Łóżko było rozesłane, zniknęła poduszka.
Na podłodze samotny konik w kropki.
Tropem porozrzucanych zabawek szłam ze ściśniętym sercem do salonu.
I wtedy go zobaczyłam.
- Co ty tu robisz?- jęknęłam.
Mały wysunął głowę spod stołu, nakrytego kocem.
- Mieśkam tutaj.- powiedział poważnie i znowu schował się pod koc."