21 marca 2021

Krzątactwo wiosenne, Brach - Czaina, maszyna do przesiewania i nowy sezon w ogrodzie.

 „Krzątactwo należy do naczelnych kategorii ujmujących obecność w świecie. Jest sposobem bycia w codzienności. Ptaka, człowieka, owada, bez wyjątków. Choć różnorodnie przejawia się krzątanie, stanowi dynamiczny fundament codzienności. Kto bytuje krzątaczo, ma w niej udział. To nas łączy. Należymy do bytów krzątaczych i z tej racji wchodzimy w codzienność. Podobnie jak mrówka i żuk gnojak”.


 

Wczoraj przeczytałam, że odeszła wspaniała filozofka i pisarka, Jolanta Brach - Czaina. Wychowałam się na polonistyce na "Szczelinach istnienia". Jeśli miarą wielkości pisarza jest fakt, że ich książki, opowieści, cytaty, całe zwroty myślowe wchodzą w nasze życie, to pani Brach - Czaina ma swoje miejsce u mnie obok Lucy Montgomery, Tove Jansson, Tokarczuk czy Lewisa.


 

 

 

 

 

 

Musiałam napisać o krzątaniu się i pani Brach - Czainie,  bo przypominam ją sobie, za każdym razem, gdy wędruję na kompost z kubłem obierek, gdy układam ubrania w szafie, pielę w ogrodzie po raz setny odnawiającą się psiankę. Posługi miłości. Gdyby ich nie robić, nasz malutki świat upadnie. Nie dla pamięci i chwały to robimy, a z konieczności i miłości. Dlatego każda uprasowana koszula jest taka cenna.

I te wszystkie godziny, włożone przez Miłego w zmajstrowanie naszej maszyny do przesiewania kompostu.

Ta dam, oto ona. Już drugi sezon działa i jest cudowna.

 
Koła z obręczy do kół rowerowych, małe kółeczka od szafek ze sklepu meblowego, siatka ogrodzeniowa  na tym. Porusza wszystko silnik od wiertarki stołowej i pasek klinowy. Pospawana metalowa konstrukcja i to wszystko. Można wrzucać ziemie, a maszyna pięknie oddzieli drobniutki kompost od grubszych kawałków, które pójdą pod krzewy i drzewka.


 
Tak wygląda efekt finalny.


 
Mały przesiewa, a ja wożę taczkami do szklarni i na rabaty nową warstwę kompostu. Nie przekopujemy grządek, drugi sezon pracuję według zasady "nie kopać". Dajemy tylko świeży kompost i zagrabujemy.


 
Przykryte na zimę liśćmi zagonki już uprzątnięte. Liście poszły na ziemię liściową do kompostu, jak ziemia się ogrzeje i skończą mroźne nocki, to posieję tu sałatę, rzodkiewki i najpotrzebniejsze do kuchni, do obiadu warzywka. To najbliższy domu ogródek, nazywam go kuchenny i mam tu wszystko, co pod ręką być powinno, by tylko w klapkach wyskoczyć i zerwać do obiadu:)

Rok temu miałam tu dwa zagonki, ale okazały się trochę za szerokie i nieporęczne, ścieżka za wąska by wjechać taczką. W tym roku dzielę na cztery, zrobię mały płodozmian, dodam zioła i kwiaty na wiejski ogródek, czyli wszystko w jednym. Z lewej strony nie widać, ale mam tam pod tujami nie wykorzystany kawałek ziemi, dość ciemnawy, mający światło tylko kilka godzin. No i chyba zrobię tam cieniolubną rabatę kwiatową, przesadzę hortensje z kawałka słonecznego, gdzie im gorzej, a na tym słonecznym usadzę malwy i inny słońcolubny drobiazg, może róże. Mam też trochę orlików, funkie, więc cień się zagospodaruje.

Pogodę mamy trudną, każdą noc na minusie, w dzień od 0 do 2, popada od czasu do czasu drobny śnieg, ziemia zmarznięta  i przesiewanie wstrzymane. Przyroda czeka, leszczyna nie kwitnie, forsycje w pączkach, przebiśniegi rozkwitają w domu, bo na dworze kulą się w liściach. Ale pomidory już wschodzą na parapecie, siedmiolatka, posiałam kilka bakłażanów.

Od poniedziałku dobre dni na sianie sałaty, więc zamierzam wtorek, środa posiać w szklarni na tych nowo wzbogaconych zagonkach. Tęsknię za swoją sałatą.

I tak nam idzie wiosenne krzątanie, nowy sezon w ogrodzie uważam za rozpoczęty.