Błękit nasyca się popiołem z pompejańskiego różu, złoto brzóz blaknie - owinięta w październikowe mgły idzie od torfowisk noc. Ale tu, przy kalinowym lesie, przy drodze jeszcze powietrze oddycha ciepłem, jeszcze chwieją się pióropusze trzcin, a łagodne, grzybne i topolowe wonie snują się po okolicy.
Ta łagodna, nieco melancholijna
pora przypomina mi obrazy Malczewskiego albo Rosettiego. Pora mgieł,
odlotów żurawi i gęsi - wczoraj pożegnałam ostatni klucz - pora
dzianinowych koców i swetrów, dyniowego dżemu i spokoju. Lato odeszło,
odjechały gwarne, wesołe tabory świerszczy, gwiazd, żab, ptaków,
pszczół, tych lipcowych i sierpniowych kuglarzy łąk, lasów i ogrodów.
Cicha, uroczysta, jak dama w woalce, przyszła ona.
Jesień.
O Jej Wysokości Dyni post będzie osobny, bo się pękatej damie należy, teraz przyglądam się fotografiom i myślę o tym, co widzicie na nich wy? Dla mnie to przestrzeń oswojona, znana do każdego niemal źdźbła. Droga prowadzi na prawosławny cmentarz, widać go tam, za drugą latarnią. Z mgieł wynurza się dach domu pana Andrzeja, po lewej są wierzby, z których ścinałam gałęzie na płotki. Po prawej, w błękitnej dali są tink tinki, brzezina, nasza łąka, stawy.
Mały i Średni dreptali tam za mną za rączkę na kilkuletnich nóżkach, tak samo Duży. A teraz Duży wędruje tam sam we wrzosowym swetrze i maluje aparatem fotograficznym obrazy, bo to nie są zwykłe fotki.
To jest droga, którą idzie Kalina, jak jej jest źle i jak musi poukładać myśli. Tą drogą chodziliśmy dwadzieścia lat temu z Miłym na randki, po drodze odwiedzając piekarnię, by z gorącym chlebem przysiąść na cmentarzu na ławce, skubać chleb palcami i słuchać nocy. Tu chodziłam ze swoją Babcią prawie czterdzieści lat temu, gdy jeszcze zamiast łąk były ogrody i mieliśmy tu zagonek jarzynowy. Tędy chodzi się na grzyby, na borówki w stronę Gradów i tędy wraca się z pogrzebów. To droga perypatetyczna i filozoficzna, droga, którą z Ciocią chodziłyśmy odwiedzać Przodków, droga sekretnych myśli, nabywania odwagi i modlitwy czasem, a czasem śmiechów dziecięcych i ścigania się na rowerach. Każdy ma taką drogę.
A to widok, który zastaje się po powrocie. I już za ciemne i za długie korytarze myśli pierzchają, jest jesienny kot, mleko w misce, dzieci, którym trzeba zrobić naleśniki i kochany, dobry domek.
Ciii, nie budźcie kota:)
Mały i Średni dreptali tam za mną za rączkę na kilkuletnich nóżkach, tak samo Duży. A teraz Duży wędruje tam sam we wrzosowym swetrze i maluje aparatem fotograficznym obrazy, bo to nie są zwykłe fotki.
To jest droga, którą idzie Kalina, jak jej jest źle i jak musi poukładać myśli. Tą drogą chodziliśmy dwadzieścia lat temu z Miłym na randki, po drodze odwiedzając piekarnię, by z gorącym chlebem przysiąść na cmentarzu na ławce, skubać chleb palcami i słuchać nocy. Tu chodziłam ze swoją Babcią prawie czterdzieści lat temu, gdy jeszcze zamiast łąk były ogrody i mieliśmy tu zagonek jarzynowy. Tędy chodzi się na grzyby, na borówki w stronę Gradów i tędy wraca się z pogrzebów. To droga perypatetyczna i filozoficzna, droga, którą z Ciocią chodziłyśmy odwiedzać Przodków, droga sekretnych myśli, nabywania odwagi i modlitwy czasem, a czasem śmiechów dziecięcych i ścigania się na rowerach. Każdy ma taką drogę.
A to widok, który zastaje się po powrocie. I już za ciemne i za długie korytarze myśli pierzchają, jest jesienny kot, mleko w misce, dzieci, którym trzeba zrobić naleśniki i kochany, dobry domek.
Ciii, nie budźcie kota:)
Absolutnie cudne zdjęcia zrobił Duży. Za co dostaje order z kasztana z mgielną podwiązką.
zdjecia orderu kasztanowego warte i jeszcze tej podwiazki mgielnej tez. Piekne i obezwladniajaco nostalgiczne, tak jak Twoje wspomnienia. Dzien dobry Kalino!
OdpowiedzUsuńDzień dobry, z kalinowej wesołej kuchni, gdzie pyrkoce obiadek:) Nostalgia na Kresach wisi w powietrzu, nie ucieknie się od niej i chyba nikt nie chce, jest jak meszek na winogronie, jak mgiełka na śliwkach w jesiennym sadzie:)
UsuńTak, Malczewski tak mgliście malował...piękna chwila uchwycona, oddała klimat. Ach, lato....jesień ranki ma szaro-różowe, dni zaś ostre, żółte, czerwone, brązowe...uwielbiam tę zmienność, doceniam to dopiero teraz, kiedy dojrzałam, dorosłam, umiem to nazwać chyba:)
OdpowiedzUsuńJuż Trzebiński pisał, że narracja, nazywanie rzeczy jest prymarnym stanem umysłu:) Potrzebujemy tego, Magdalenko, rzecz nazwana staje się oswojona, nie budzi lęku. Uwielbiam opowiadać sobie o jesieni, o tej zmienności, o której wspominasz. Serdeczności!
UsuńPrzyznaję Dużemu order z dyni. Za tak piękne zdjęcia kasztan - nawet z podwiązką - to za mało.:)
OdpowiedzUsuńJak wróci z zajęć, to dostanie dyniowy plasterek:)
UsuńPiękne zdjęcia. Jak ja lubię zaglądać na Twojego bloga, jakoś tak weselej na sercu się robi. Teraz nadrabiam zaległości, bo ostatnio tylko zdjęcia przeglądałam i tak pobieżnie okiem na tekst rzucałam :) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńJa też między jesiennymi pracami w ogrodzie a przetworami i porządkami nadrabiam wakacyjne blogowe zaległości. Tyle się dzieje:) Nawzajem pozdrawiam serdecznie!
UsuńTak pięknie obrazy ubierasz w słowa, a Duży obrazami przemawia ;)
OdpowiedzUsuńNie mam jeszcze takiej swojej drogi tutaj, dopiero się jej uczę. Łatwiej iść przez życie, kiedy się ją ma. Znajomą i pewną, wydeptaną.
I żeby na końcu czekał kochany domek ;-))
Inkwi, droga znajdzie się sama, oswoi się i będzie tak, jakby już była zawsze:) Podziwiam Twoje wytrwałe i takie jasne szukanie - zawsze jak zajrzę do ciebie, uśmiech sam się zjawia. Ostatnio przygody kóz i owieczek są cudne:)
UsuńPierwsze zdjęcie mnie zauroczyło, faktycznie jak spod pędzla mistrzów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Mnie tez ujęły za serce, bo mają duszę, albo inaczej - prześwieca przez nie dusza Dużego:)
UsuńKalina,
OdpowiedzUsuńwhat a wonderful post. You are so right, the landscape is like painted! Wonderful pictures! This is the breath of autumn.
Have a wonderful time
Elisabeth
Thank you, I have at home such an amazing photographer who makes me happy. Your photos also unusual and beautiful, and the garden is delightful. Pozdrawiam!
UsuńPierwsze zdjęcie jest niesamowite , jak patrzę na nie to czuje sie tak jakbym stała na tej drodze .
OdpowiedzUsuńZawsze gdy coś ważnego działo się ze mną albo we mnie to musiałam to rozchodzić . Ważne było żeby iść nie ważne gdzie ,powoli układało sie we mnie ....
Mam to samo, Mario - muszę rozchodzić, wychodzić ważne decyzje...
UsuńAleż cudnie napisane, delektuję się doborem słów :)
OdpowiedzUsuńDoranmo, witaj:) Tekst inspirowany zdjęciami, przyznaję się, bo złapały mnie za serce/
UsuńDuży jest za mały na jakiekolwiek podwiązki!!! Protestuję!!! Która go urzeknie i... nici ze zdjęć zostaną! "Krajobraz z Tobiaszem" się narzuca. I dynia. Czekam i chodzę (w kółko);)
OdpowiedzUsuńKrajobraz z Tobiaszem jest smutny trochę, a tu się dzieje dużo drobiazgu- traw, świateł, drzew, szelestów:) Hm... może faktycznie Duży jest za mały?
UsuńObawiam się, że z maminej perspektywy Duży, Średni i Mały zawsze będą za mali. Ot, taki los rodzicieli :)
UsuńKalina! Thank you!
OdpowiedzUsuńElisabeth