Liście przeniosły się z drzew pod drzewa, sacrum spłynęło z nieba na ziemię i w tym chrupkim szeleście, brązowiejących, kruszących się pod palcami czasu wiórkach trudno odnaleźć złotogłów i splendor niedawnego liściowego hanami.
Deszcz smagnął lasy zimnymi palcami, odarł brzozy z koronek. Zapach się zmienił - od torfowisk ciągną mgły, powietrze jest chłodne, pełne tęsknoty.
Wczoraj gotowałam brukselkę, Mały zajrzał w garnek z ciekawością.
- Co to?
- Brukselka - wyjaśniam, podając mu na drewnianej łyżce parującą, zieloną kulkę.
- A jest w niej parlamencik? - zachichotało moje dziewięcioletnie dziecko, po raz kolejny wzbudzając we mnie westchnienie - po kim mają te puenty?
Wczoraj wgramolił się do rodzicowego łóżka, a na mój protest, że ma swój pokój i może spać sam, oznajmił z godnością moszcząc się pod moją pierzynką:
- Nie wiesz, że młode lubią być w gnieździe? A poza tym, w razie czego mama wielki ptak mnie ochroni!
No właśnie, w razie czego? Chyba w razie wszystkiego.
- Lepiej być mamusią czy synkiem? - zapytałam.
Drzewo do połowy zwiezione, dynie się dynią, kotka się grubasi, niebo szare, chłodne, ani gęsi odlatującej, ani żurawia, wszystkie już tam, po drugiej stronie. Tylko sikorki w żółtych kamizelkach smyrgaja po sosnach, już gotowe na chłody.
Tęsknię.
Ludzie kupują już chryzantemy, znicze, apteczny zapach chryzantem zawsze budził we mnie niepokój. Tęsknię za tymi, których nie ma - i jak katachreza pięknie napisała - "Dni są wyczerpujące, ale ładne, chodnik pełen sodowego światła. Brodzę,
łowię bliki w pajęczynach. Nieżyjący niestety wciąż nie żyją, jak co
jesień, a przecież prosiłam. W słońcu października, w trzaskającym pod
stopą suchym ogniu liści, powrót wydaje się jednak kwestią czasu, co
obiecuje biuletyn pór roku."
Jestem mamą - wielkim ptakiem, chroniącym swoje młode w gnieździe, a tęsknię za czasami, gdy to mnie ktoś chronił, gdy wtulona w tatowe, pachnące tytoniem ramię nie musiałam się martwić o nic więcej poza tym, czy tata weźmie mnie w końcu na rydze. Tęsknię za radami babci, za liliami dziadziusia, za tatą Miłego, który też odszedł, i tylu ich już na drugim brzegu, jak żurawie, a my stoimy, zadzierając głowy.
Ale taka spokojna jest ta tęsknota - tak się obrócił czas, tak przesunął z chrzęstem granitowym kołem i oto już po lecie, już jesień włada, już gdzieś tam pakuje biały kufer z nalepką Buki zima...
Daję radę, smażę omlety na śniadanie, gotuję gorącą owsiankę. Zamykam w słoje kolory lata, znoszę do piwniczki.
Tylko w te dni coraz częściej i więcej oglądam stare fotografie.
Dużego portretował Elf
oh Kalino, Kalino, piękna ty poezjo zaklęta w ciele Kobiety-Matki, Bogu dzięki za takie Anioły-Słowa jak ty...
OdpowiedzUsuńRośnie w twoim domu Kalino, stąd te puenty :)))
OdpowiedzUsuńCudne te Twoje dzieci. Wszystkie :)
OdpowiedzUsuńCzy pisałam Ci już, jak uwielbiam puenty Małego? Oczywiście, że pisałam ;-))
OdpowiedzUsuńWiadomo, że te zdjęcia to Elf... z talentem i miłością ;)
Małego chyba nic nie przebije! Ale w tej łepetynce musi się kotłować myśli ;)
OdpowiedzUsuń