Ten solidny gwóźdź służy do wieszania wianka sezonowego. Drzwi są ciężkie, drewniane, robił je tata Miłego. Ściany w ganku są śmietankowo białe, ganek czeka jeszcze na szafkę na buty, siedzisko z poduchą i biały, wiklinowy kosz. Dzieciak ze mnie wychodzi, kiedy maluję, jakoś tak weselej:)
Dzisiaj niebo szare, brzozy smętnie zwieszają głowy, tylko czerwona plama traktora na podwórzu raduje oczy. Przyczepa pełna drzewa, średnia feudalna siła robocza naładowała wczoraj po brzegi.
Myślę o zapachu liści czarnej porzeczki, o tym, jak się kładłam w wysokiej trawie i patrzyłam w prześwietlone słońcem, zielone sklepienie liści. Miałam dziesięć czy dwanaście lat, pachniały papierówki, a babcia gotowała obiad i na pewno będzie kompot gruszkowy w zielonym dzbanku.
Z tego wszystkiego mam dzisiaj gruszki i zielony dzbanek - zrobię kompot, dla tego wspomnienia, pachnący goździkami. I ze względu na Borgesa, bo śniło mi się dzisiaj, że błądzę po Szkole - nie jakiejś konkretnej, mojej szkole, ale Szkole archetypicznej, będącej wszystkimi szkołami i wnętrzami. Błądziłam w labiryncie sal, szukając swojej i noc nie miała końca. A Borges napisał: Bóg stworzył noce, co się zbroją snami i stworzył kształty luster,
żeby człowiek wiedział, że jest tylko odbiciem i marnością. Dlatego sny i
lustra niepokoją.
Uspokajam się, patrząc na malowane drzwi, pijąc kawę zbożową i korzystając z urlopu. Pora pojechać czerwonym rowerem do sklepu po bułki, pora zanucić jasną, czystą jak śmiechy dzieci melodię i ogarnąć świat. Codzienność nadaje sens, uspokaja, pozwala zorganizować siebie, ale zostawia trochę backyardu duszy na taki miły nieporządek - tam są nasze nieskoszone trawy wspomnień, rdzewiejące puszki hołubionych pamiątek, niezrealizowane stosy planów, marzeń, to, z czym nie zamierzamy się rozstać, bo nie i nie:) Każdy ma swój backyard duszy. I nie bylibyśmy pełni bez tego, tak sobie myślę.
Zatem ruszam ogarniać świat, porzeczki ze wspomnień pachną, pachnie gruszkowy kompot a Borges wędruje ogrodami o rozwidlających się ścieżkach. A na deser Wczesny błękit Juana Ramóna Jiménez.(dziękuję, Viridarium!)
Wczesny błękit
Kiedy obudził mnie łagodny zapach,
ujrzałem gwiazdę,
jak, uśmiechnięta, schodziła mi z oczu;
- uśmiechnięta, że tak przetrwała
calutką noc przede mną
obnażona i wonna, uśmiechnięta.
Drzwi do Twojej bajki .Mogłabym tak wchodzić i wychodzić bez końca ,żeby podziwiać obie strony.Też dziś śniłam o wnętrzach moich ale nie moich . Zaprosiłam koleżankę do domu i okazało się,że to zupełnie nieznany mi dom. Chodziłam po nim i szukałam miejsca gdzie mogłabym ją ulokować. Zeby wejść na piętro trzeba było najpierw wejść na kanapę bo schody zaczynały się nad nią a na pięterku podłogi były usłane poduszkami i trzeba było po nich stąpać. Wszystko było śnieżno białe (zapowiadają śnieg niebawem więc to może dlatego) a z sypialnianego okna można było zejść do ogrodu po stromej rozchwierutanej drabinie z co drugim szczeblem. To chyba wszystko przez gorączkę.
OdpowiedzUsuńTo kraina snów, druga strona luster. Wszystko jest mozliwe. Ja miałam jezioro na podwórku i karmiłam łabędzie z nieistniejącego w najlepsze balkonu. Potem budzimy się z zadziwieniem, że to było tak oczywiste, jak na to nie wpadliśmy, stąpać po poduszkach?
UsuńZdrowiejesz już? Ja tak, czuję z dnia na dzień, jak wraca mi energia, chęci,do tupotania po domu:) Zdrowiej, wracaj od bieli do kolorów. Mnie się marzy turkusowa kuchnia...
Kalino, nareszcie udało mi się dostać do ciebie i twojego bloga. Pięknie piszesz, z wielką przyjemnością się czyta twoją podróż po wyobraźni. Też się tak błąkam czasami, ale na szczęście umiem już trafiać do Domu. Pozdrawiam cię serdecznie, ciekawa jestem, co czytasz? Jak się ciebie subskrybuje?
OdpowiedzUsuńHej hej, nigdy nie myślałam o subskrybowaniu, ale machnęłam tam z lewej strony na górze gadżet, może zadziała?
UsuńBardzo lubię Ziołową Wyspę i jej aromaty:) I też już nauczyłam się wracać do Domu, o tak:)
Piękne drzwi - magiczne:) Nasrtojona jestem tymi drzwiami dziś od samego rana - choc w pośpiechu nie zdążyłam świtem komentarza zostawić:)
OdpowiedzUsuńChciałabym oddać ich kolory, ale nie umiem, może w weekend Duży zdjęcie machnie...:) Dziękuję za ciepłe słowa, Magdalenko.
UsuńTo drzwi do krainy twojej wyobraźni... Pięknie określiłaś ten backyard duszy:))
OdpowiedzUsuńKiedyś koleżanka dostała na Dzień Nauczyciela kwiaty w bardzo artystycznym, takim ekstrawaganckim bukiecie. Od razu wcisnęła mi ten bukiet z komentarzem: ja tego nie wezmę do domu, to takie dziwne, że tylko do ciebie pasuje:)
UsuńCiekawa jestem komentarzy znajomych i rodziny na drzwi^^
Codzienność nadaje sens- niewiele a wszystko. Miłego dnia ci życzę uduchowiona
OdpowiedzUsuńZdolne rączki masz, że tak ładnie wymalowały. Fajnie być taką Kaliną i móc sobie dedykowaną gałązkę na drzwiach machnąć ;)
OdpowiedzUsuńMaluj, skoro Twoje wewnętrzne dziecko to lubi ;) Śliczne drzwi Ci wyszły! M.
OdpowiedzUsuńKalino, jak zawsze pięknie piszesz. I jak zawsze lubię tu wracać. Tylko "maleńki drobiażdżek", taki tyci dosłownie :) Autorem przytoczonego przez Ciebie wiersza jest nie tyle Pablo Neruda, ile także hiszpańskojęzyczny poeta, trochę już zapomniany noblista z 1956 r.- Juan Ramón Jiménez. Z całego serca polecam Ci jego "Srebrzynka". Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńO, Poeto:) W moim kajecie zapisałam sobie ten wiersz jako nerudowy, stąd pomyłka, już ją koryguję. Mam od czasów licealnych taki sztambuch, gdzie wpisuję ulubione wiersze dosłownie ze wszystkiego - nawet starych Literatur na świecie:) I będę szukać Srebrzynka! Poleć mi coś jeszcze?
Usuńpodoba mi się...
OdpowiedzUsuń