- Niech każdy podziękuje panu Bogu za to, co Bóg cudownie stworzył, dobrze?
Maluchy kiwają z zapałem głowami.
Mały Pawełek w skupieniu marszczy nosek.
- Dziękuję Ci, panie Boze... - zaczyna w skupieniu - Dziękuje Ci za... placowników zoo...
Kryję uśmiech - myślę, że Pan Bóg też się w tym momencie uśmiechnął, że nareszcie ktoś docenił tę ciężko pracującą grupę społeczną, prawda? Kiedy opowiedziałam o Pawełku w domu, Elf podzielił się swoim doświadczeniem z podobnej sytuacji, ale tu maluch był jeszcze lepszy, bo oznajmił: dziękuję Ci, Pani Boże, że jestem szybszy niż światło i dziękuję Ci za grzyby.
Dzieci cudownie uczą nas dziękować za rzeczy, które nas już nie dziwią, bo się starzejemy, a które są cudowne same w sobie. Cudne grzyby! Światło! O pracownikach Zoo nie wspominając:)
Poza tym Mały miał w nocy straszny sen, a koteczka przyniosła pierwszą mysz i prezentowała ją namiętnie na parapecie. W nocy był deszcz, wiało i ja też miałam sny ciężkie jak duszna kołdra. Odprawiwszy o poranku kalinowych uczniów i studentów - osiem kanapek na wyjście co rano, owsianka, kawa w wesołych kubeczkach - wspominam wczorajszy dzień i uśmiecham się nad klawiaturą.
Po pierwsze, byli goście, były dynie, było oglądanie slajdów. Było pytanie Średniego:
- Mamo, co sądzisz o systemie feudalnym?
A kiedy dramatycznie próbowałam się wybronić od odpowiedzi, to moje średnie dziecko uświadomiło mnie z urazą, że naprawdę jest zainteresowane dyskusją na ten temat i z kim ma porozmawiać o feudalizacji społeczeństwa, jak nie z matką?
Po drugie, Mały gra w Spore i co jakiś czas z pokoju dobiegają okrzyki w rodzaju:
- Mamo, wyrósł mi mózg!
- Ale na ręce nie starczyło, nie mam rąk!
Ktokolwiek nieświadomy gry w Spore poczułby się pewnie nieco stropiony...
Po trzecie, topole straciły sukienki, razem z brzozami kulą się w złotych halkach jak obywatelki po seansie Korowiowa i Wolanda. Drzewo nadal nie zwiezione, cierpimy na brak siły roboczej, bo siła robocza zaczęła studiować i robić prawo jazdy, a Średni wyraża odczucie uciskania go nadmiarem pracy, stąd pewnie podchwytliwe aluzje feudalne.
Po czwarte, przemalowałam ganek, co mi zajęło całą sobotę, efekty pokażę wkrótce, a w planach przemalowanie kuchni, bo jestem zainspirowana i nie spocznę, aż nie zrealizuję inspiracji. Dzisiaj maluję drzwi, a moją inspiracją jest ilustracja Szancera do Bzowej Babuleńki. Kocham Szancera. Więcej Szancera u Marudniastej.
A to dopiero poniedziałek. Inspiracje szaleją. Oglądam blog http://www.backenmitlove.de/ - tu wersja fejsbukowa - i jestem niemożliwe zainspirowana. Chcę zrobić przynajmniej połowę smakowitości. Tu zdjęcia z Flickra. Cudności. Życzcie mi energii, musi starczyć na wszystko. Ruszajmy do dzieła, robota czeka:)
Co do pyszności, to ja lubię czasem z tej stronki korzystać http://pinka.pl/all/6/Jedzenie-i-napoje . W większości są i linki do przepisów krok po kroku ;) Trzeba kliknąć na dany obrazek i potem najechać na główny obrazek i pojawi się napis-link "źródło".
OdpowiedzUsuńZerknę z największą przyjemnością:)
UsuńOj, to chyba w powietrzu jesiennym coś w nocy fruwało...o 4.20 obudzona czymś nagłym wyszłam z pokoju i w pół domu spotkałam się z synem, który też spać nie mógł i pracował przy jesiennej gazetce w środku nocy-przegoniłam do łóżka. Ja oczywiście już nie zasnęłam... Bzową Babuleńkę pamiętam, aż ciepło mi się zrobiło na sercu:)
OdpowiedzUsuńBzowa Babuleńka już gotowa na drzwiach, schnie i czeka na zdjęcie. U nas zmiana pogody na Podlasiu idzie, wiatr duje tak, że Buce podwiałoby sukienki, jutro chyba już chłodem smagnie.
UsuńJego ilustracje mam w Baśniach Andersena, też bardzo lubię jego kreskę.
OdpowiedzUsuńA w Spore nawet grałam. :)) Nie było rady, trzeba się było ewoluować razem z synem. ;)
Buziaki
P.S. Jakie smakowite kulebiszcze! ;)
Zaraz muszę pogooglać tą grę, bo w nieświadomości błogiej żyję ;) U nas pierwsza mysz też była, ale nie mamy kota... Sama przylazła i w kuchni zamelinować się chciała. Niestety dla niej jest już "trup trupek" jak mówi Młody. Pamiętam tę ilustrację ze swojej książki! Czekam więc na wyniki malowania niecierpliwie :)
OdpowiedzUsuńMusi Duży pstryknąć zdjęcie, bo ja próbowałam i wyszła prześwietlona zmaza.
OdpowiedzUsuńTez kocham to wydanie Andersena z Szancerem, zostało w duszy na dobre:)
Szancera też kocham . Ciągle mam w pamięci jego obrazki z książek Heleny Bechlerowej "Za złotą bramą " i "Dom pod kasztanami". Chyba czas żeby do nich wrócić. Z tym feudalizmem to wiesz jak jest Kalino? Jesteśmy feudalni.Płacimy podatki i nie jest to tylko dziesięcina.A ja dziękuję Bogu za okna. Mogę sobie przez nie podziwiać piękną jesień nawet leżąc chora w łóżku.Całusy bezwirusowe ślę.
OdpowiedzUsuńZdrówka, Maszko, dobrych, jasnych myśli. Weź sobie dużo ksiażek do łóżka, czytaj, odpoczywaj i pozwól sobie na leniuchowanie. A co do książek - są takie, które ukształtowały jakiś kawałek nas, albo ilustracją, albo treścią, albo jednym i drugim...i całe szczęście:)
OdpowiedzUsuńA o pracownikach zoo mam taką story!: Znajomego mego germanisty syn poszukał sobie żony na Syberii, a tam wiadomo - żona z zawodu "hydrobiolog polarny";)))) Przyjechała do Polski, spotykałyśmy się regularnie w warunkach wyższej konieczności, a polubiłyśmy się bardzo, bo dusza szczera, otwarta na świat, uśmiechnięta, no i hydrobiolog polarny!!!;))) Miała fach - wyuczyła się florystyki, żeby fizycznie popracować zanim języka nie podszkoli, a w tzw. "międzyczasie" pracowała w zoo jako ochotniczka, bo przecież biolog, chociaż polarny!;) Po roku zaproponowano jej wymarzoną pracę w zoo, chociaż duuuuużo niżej płatną niż bukieciarstwo (gdzie miała niezwykłe powodzenie), ale... w motylarni;))) Nic to - pracuje tam do dziś - mój jedyny i kochany hydrobiolog polarny tak się pięknie uśmiecha do motyli egzotycznych!!! Ja także Ci dziękuję, Boże, za takich ludzi na mojej drodze;)))
OdpowiedzUsuńHydrobiolog w motylarni - coś cudnego:) Dziękuję ci za tę opowieść, Kreciku:)
UsuńŻyczę. Energii rzecz jasna. Mnie też zainspirowało. Omamuniu!!! I to jak!
OdpowiedzUsuńCiekawe co się wykluje z naszych inspiracji:)
Usuń