Dopiero się obejrzałam na radzie, że w czwartek początek roku szkolnego. Tak się dzieje, gdy kalendarz liczy się śliwkami, słoikami i zastrzykami kotów, a nie zrywanymi kartkami.
Znajdka dostała ostatni zastrzyk w piątek i mam nadzieję, że już wszystko trudne za nią.
Puchatka wysterylizowana. Rudy nie rozumie, czemu mama chodzi w zabawnym fraczku. Tu na zdjęciu jeszcze przed, obwąchiwanie z małą, a Rudy pozwala jej w ogóle przy sobie i na sobie spać, co jest cudowne, bo ma teraz adoptowanego braciszka i rodzinę. Będzie dobrze. Taka jest malutka:)
Lato się dopiekło, jak szarlotka, słodkie, gorące, pachnące nieziemsko wszystkimi cynamonowymi sklepami świata. Upałów starczy nam na całą jesień. Pomidory słabo się zawiązują, gdy w szklarni plus 50. Ale śliwki, jabłka są piękne, plony obfite, wszystkiego w bród, a ja napiłam się lata jak pszczoła miodu. W ogrodzie już słoneczniki pospuszczały głowy, koniec sierpnia, dobranoc. Wszystko rozedrgane w słońcu i dopisane do ostatniej linijki, ten cały letni poemat. Mogę powiedzieć za Staffem:
Co się wiośnie nie przeżyło wiosną,
Co się latu nie udało w lecie,
Co chmur czarnych ściemniła pogróżka,
To babiego lata dobra wróżka
Dłonią cichą, miękką i litosną
Z swej kądzieli w srebrzystą nić wplecie
Zrobiliśmy z Rudym wianek sierpniowy
Kuchnia tężała słodyczą jak złota galaretka
Z szałwii pobrałam wierzchołkowe sadzonki, a reszta poszła na syrop i lemoniadę z jeżynami
Bazylia do pomidorów i lazanii, zapiekanek i szakszuk. Suszy się i pachnie. Powoli koniec dni, gdy pomieszkiwałam w zasadzie w kuchni i ogrodzie, robiąc nieustannie pyszności, chleby, smakołyki, przetwory i słoikowe skarby. Czas będzie wygrzebać planer i zacząć pisać...
Kalinowy ogródek: