Głos Tadeusza Sznuka zapowiadający audycję zaraz po polce Dziadek, pani Irena Kwiatkowska czytająca "Lesia", Una paloma blanca w tle i niekończące się zrywanie porzeczek - to było moje lato przez całe lata. Ostatnio Mały puścił mi 1-800- Oświecenie, na której to płycie Taco Hemingway śpiewa, że "Lato trwało całе lata, teraz koło trzech tygodni, Lato dotyka inflacja, podatek od dorosłości".
Tęsknię za latem z tamtych lat.
Porzeczki ciągnęły się pod jabłoniami, w przyjemnym półcieniu, przesuwało się stołeczek i osmykiwało krzaczek po krzaczku. Osmykiwanie porzeczek było ważne, bo jak się nie zrywało na czysto, to potem trzeba było jeszcze raz wybierać z wiaderka ogonki, podwójna praca. Chyba, że porzeczki jechały na skup, wtedy z ogonkami, szybciej i lżej. Bardzo lubiłam zapach porzeczek - czarne sa do dziś moimi ulubionymi - za to czerwone miały bardziej długie, dostojne, brązowe gałązki, wiotkie i sprężyste, a grona wisiały jak kolczyki wróżek.
Jak się trafiła gałąź dorodna i obwieszona, to nazywaliśmy ją caryca - każdy chciał trafić na carycę, jedna gałązka i już pół rondelka, nie to, co mały, pospolity drobiazg, poupychany w środku krzaczka czy na dole...
Caryca
Największym rarytasem były białe porzeczki, nie wiem czemu, ale może dlatego, że bylo ich mało? Szły tylko do jedzenia, trafiały na stół w szklanej salaterce, albo na wino dziadziusiowe.
Obrywało się długo, więc z konieczności byliśmy wszyscy znawcami każdej audycji Lata z radiem i wiernym fanklubem. W cienistym sadzie Dziadziusia wysłuchiwałam w naboznym skupieniu, jaki jest stan wody na Wiśle w Płocku i że ubyło sześć, a Warta w Poznaniu plus jedenaście. Wydawało mi się to niesłychanie ważne, by wiedzieć i wyobrażałam sobie przejętych ważnością swojej pracy poważnych panów, mierzących co rano jakąś długą linijką wpuszczaną do wody ile tej rzeki jest do dna, i że 180 tylko, i że trzeba to przekazać światu, bo ludzie czekają na ten komunikat. Ja na pewno czekałam.
Pierwsza cukinia i pierwsza kapusta
Ogórki startują
Tak samo jak czekałam na komunikaty o poszukiwaniach Paskudy na Zalewie Zegrzyńskim. Paskuda kojarzyła mi się z biednym stworem, o którym czytał Homek, który ośmielał się w miarę czytania - miałam nadzieję, że Paskuda też. Słuchaliśmy przebojów Lata z Radiem, Ramaya, Moonlight Shadow, a ja uwielbiałam Santa Maria de la Mer i chciałam mieć fryzurę na Mireille Mathieu. I miałam!
O dwunastej grał hejnał mariacki i można było iść na obiad. Obiad był w południe, a babcia robiła najwspanialsze na świecie pierogi. Robiliśmy wyścigi, kto zje więcej, a Dziadziuś ważył nas po przyjeździe do nich w lipcu i w sierpniu przed odjazdem, na wielkiej wadze Bytom z odważnikami z żelaza i porcelany, i biada temu, kto nie przytył, przytyć należało!
O taka waga to byla:)
Tak mnie naszło na wspominanie, gdy dziś zrywałam porzeczki, w oflaktorycznych marzeniach, osmykując gałązka za gałązką. W sumie, to mogłaby byc doskonała porzeczkoterapia dla wszystkich zmęczonych, zestresowanych, tęskniących za arkadią. Przyjeżdżacie do mnie, bierzemy stołeczki, siadami pod wiśniaiami, jedna osoba z jednej strony krzaczka, druga z drugiej i rwiemy. A w tle Lato z radiem...:)