Jaki to był piękny maj.
Choć czasem trudny, wystawiający moje ogrodowe nerwy na próbę, bo to przymrozek, to susza, to ślimaki, to żuki wygryzaciele róż...
Wchodzę w czerwiec tanecznym krokiem, z pierwszymi czereśniami, poziomkami, truskawkami i mocnym postanowieniem, że Dzień Wewnętrznego Dziecka będę świętować nie tylko raz w roku.
Ale najpierw o robieniu ziołowego masełka.
Śmietana 30%, trochę soli, ubijana mikserem, bardzo, bardzo łatwe, aż złota gomółka zacznie obijac się o ścianki miski i wytrąci się serwatka. Potem moczone w zimnej, słonej wodzie, odciśnięte, na świeżo pieczonym chlebku, pycha.
Poezja małych rzeczy.
Małe rzeczy są odważniejsze, niż wielkie, bo szybciej stają twarzą z wielkim Nic, mają tylko cztery kolce do obrony przed całym światem, gdy przemijają. Są efemeryczne. I dlatego je tak strasznie, strasznie mocno kocham. I robię to masełko, układam na cieście truskawki, nie mogę się nacieszyć detalem z dna maślanej miseczki, koniczyną, kwiatem jeżyny:
Czosnek zaczął żółknąć, zrobiłam nawóz na popiele drzewnym i podlałam, moge sobie teraz odhaczać w terminarzu kolejne dni nawożenia i ciągle się tym ekscytuję, tak jak i kolorem starej, przemalowanej konewki:)
Poza tym, zaczęła się pora czereśni. O jakies trzy tygodnie wcześniej moim zdaniem, ale nie będę wybrzydzać:)
Jak miło to wszystko opisałaś i pokazałaś! Masełko - mmmm, musi być pyszne! Róże śliczne, i pomalowana konewka - świetna! Dobrego dnia!
OdpowiedzUsuńPyszne.Jestem w fazie malowania na niebiesko, Joanno, u nas tym kolorem nawet krzyże na cmentarzu ludzie malują i generalnie, niebieski mocno się z Podlasiem kojarzy a mnie pasuje do róż zawsze:)
Usuń