20 października 2011

Spacer Kaliny


Mijając Opuszczony Dom musiała wejść między młodnik sosnowy, teraz cichy i uroczysty, bez tych figlarnych kolczyków wilg i drozdów, które do zielonych włosów driad przypinało niegdyś lato. Szła spokojnie, lecz szybko, nasłuchując ujadania psów w niewidocznych zagrodach- sosny, kędzierzawe i nastroszone jak zielone miotełki do kurzu zbierały te szczekliwe pretensje i tłumiły w nic nie znaczący pogłos, o którym Miłosz napisałby pewnie kolejną piękną Przypowieść.
Skręca w lewo, pod starą wierzbą, mija ostatnie domy, cytrynowo lśnią już kocie oczy lamp, ale ostatnia z nich stoi na rozstaju, a dalej jest już łagodny zmierzch, łąki, rude, błyszczące od deszczu  i ciche, a dalej, dalej, gdzie szarość łączy się z szarością, rzeka.
Zanim dojdzie do rzeki, musi znaleźć drogę, minąć drewniany, barokowy kościółek , ulicę Piaski, zarośla po starym młynie, a potem wąskim przesmykiem między stodołami skierować się w dół, ku rozlewisku i Księżej Jamie. Każdy zakręt rzeki, każda mielizna i bród mają swoje nazwy, jest Księża Jama, jest Ploska Zatoka, jest Ryża, jest Barani Bród- od 500 lat niezmienione, podawane ludzkiej pamięci jak łódeczka utkana ze wspomnień . Tu, za Papikową Górką,  schodzi w dół, idąc ścieżką tak wąską, że  czarne, oslizgłe baldachy łopianowych liści niemal trącają ją nosami, że wiklina, rudziejąca przyjemnie we wszechogarniającej rudości i brązach  niemal zakrywa ją całkiem. Stoi na zejściu do zatoczki i patrzy- na resztki starego, trójczłonowego mostu, służące teraz rybakom jako siedziska.
Cicho jest.
Pusto.
Nad brzegiem rzeki, gdzie niepokój trzcin i kołysanka trawy owija nam ręce..wieczysty smutku, mój ciemny bracie....
Będzie stać długo, tak jak wczoraj wieczorem, czekając na to, aż uwije sobie gniazdo ten przedświąteczny, przedlistopadowy  smutek, aż się dopełni czas i otworzą drzwi, którymi nostalgia pójdzie sobie, zarzucając na ramię wędki, niosąc w blaszanym wiaderku trzepoczące ryby wspomnień.
Teraz, napatrzywszy się i zasłuchawszy ciszy, bełkotliwej piosenki jesiennej, wzbierającej deszczami rzeki, wróci do ciepłego domku, po drodze czyniąc zakupy, mówiąc wszystkim dobry wieczór, w takiej mieścince, gdzie dzieci w szkole jest tylko 200, a ulic z 30- tu zna się imiona każdego .
I  jest jej dobrze,  dziwne, prawda? 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że zostawisz ślad :)