17 października 2011

Pierwszy mróz

Pierwszy mróz w ogrodzie. Chodzę w ciszy, jak świadek niemej tragedii. Jeszcze nie widać tak bardzo zniszczeń, jeszcze całun szronu okrywa martwe róże, nieżywe złocienie, ścięte lodowym nożem budleje. Kobierzec trawy nabrał srebrzystych nici, szklą sie włosy trzmielin i kubraczki  perukowca. Ale to już śmierć- kiedy tylko wzejdzie słońce wyżej i  zdmuchnie iluzję srebra, wszystko ogarnie miękka, brunatna zgnilizna, wiotkie, szczerniałe gałązki opadną.
Ale na razie...na razie jest pięknie...











A tego złocienia dostałam od męża...stoi w sypialni i wzrusza mnie swoją hojnością- ileż on ma kwiatuszków, rety...

1 komentarz:

  1. Do nas też już zawitały mrozy. Nie jestem pewna, czy to tragedia. Póki co biel na dachach kojarzy mi się z czającym się małym kotkiem - już od jakiegoś czasu starał się zakamuflować i zmylić potencjalną ofiarę; końcówka ogona nerwowo mu wibrowała i przebierał niecierpliwie łapkami - w końcu rzucił się na niczego niespodziewające się miasto, wbijając miniaturowe kiełki w szczyty budynków. Wygląda na to, że się tym zmęczył i drzemie gdzieś w słońcu, bo jest podejrzanie ciepło. Czekam na czasy, kiedy będzie już porządnym kocurem, któremu godność nie pozwoli na zaczajanie się po nocach...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)