"Ta postać nie jest warta naśladowania z tego względu, że ma ogon, rogi i kopyta."
Tak zakończyła swój opis fauna Tumnusa sympatyczna dwunastolatka, wpisując się tym samym w nieco humorystyczny, przedświąteczny irracjonalizm, który mnie ostatnio gnębi. Biedny faunie Tumnusie! Coś z rogami, ogonem i kopytami w naszym kraju raczej nie kojarzy się z dionizyjskimi tonami fletni pod drzewem sykomory. Nie jesteś warty naśladowania, bo się źle kojarzysz. Takie skrzydła to było coś i biała szata... ale kopyta? I jeszcze ten szalik czerwony. Brrr. I tak miał Tumnus szczęście, że nie tęczowym szalikiem ozdobił go pan C.S. Lewis. Wtedy byłoby przechlapane.Tak, czytamy "Narnię". A ja ze skażeniem heurystycznym czytam też Lewisowe biografie i ciekawostki. Lubił pub " Eagle and child". Mało kto wie, że napisał też "Problem cierpienia". Czytał Chestertona. Tak, tego od cytatu: Baśnie są bardziej niż prawdziwe, nie dlatego iż mówią nam, że istnieją smoki, ale że uświadamiają, iż smoki można pokonać. Podobno postać tolkienowskiego Drzewca była inspirowana sposobem mówienia i zachowania się Lewisa. I jeszcze dużo, dużo. Dziwnie mi się czyta "Narnię" z dzieciakami w szkole. I dziwnie ogląda. Czy to dlatego, że dzieci są inne? Czy ja jestem inna? Nie wzrusza ich śmierć Aslana, wymieniają lakoniczne uwagi na temat zasięgu rażenia broni w scenach walk, magiczna latarnia ich nie fascynuje, dom Bobrów nie budzi serdeczności, a biedny faun... cóż, jak wyżej. Nie jest wart naśladowania... Ale próbuję. Rysujemy mapy, latarnie, zamki, śnieżną krainę, rozmawiamy o magicznych miejscach i słuchamy fletów.
A ja myślę o świętach, nadchodzących w grudniowych szeptach, bo to już grudzień wkrótce! Czytam "Wiedźmikołaja" jako odskocznię dla Lewisa, śmieję się nad filozofem Didactylosem : Rzeczy po prostu się zdarzają. A co tam...
Przedświąteczny irracjonalizm. W sklepach już udekorowane. Bolą mnie łyse, sztuczne choinki, z daleka krzyczące; jestem plastikiem! Zestawy bombek w jednym kolorze. Te stosy indygo/różu/złota/srebra z bielą na półkach, wieńce ze sztucznego bluszczu i sztucznych szyszek, stosy prezentów dla dzieci rodem z koszmarów - lalki zombie, cuda niewidki... W tle leci jingle bell albo I dreaming about white christmas... Uciekam. uciekam do swojej kalinowej Narni, do prawdziwych bluszczów, gałązek brzózek, chleba na zakwasie z jagódkami goji, do powolnego przechodzenia listopada w grudzień, szarości w pobielaną szronem, chrzęszczącą krainę.
I czekam na śnieg - wbrew obiegowej opinii na moim zimniastym krańcu Polski ani płatek jeszcze nie spadł! Niesprawiedliwość, dziewczyny, ot, co!
Dla czekających na zimę: