18 maja 2014

Backyard. Ukryte zakątki ogrodu.



Chciałam nazwać ten post: Przyczajone Sanki, Ukryty Wąż, ale po namyśle stwierdziłam, że było by to tanim poszukiwaniem sensacji, niegodnym poważnego bloga:) Angielski ma na określenie tego cudownego miejsca słowo klucz, backyard, ale jak to przetłumaczyć na polski w całym bogactwie znaczeń? Ogród za domem - banalnie, tylny ogród - absurdalnie, ukryty ogród, niereprezentacyjny ogród, ogród za ogrodem, ogród od tyłu - jeszcze gorzej. A jest to miejsce magiczne, każdy to wie, już od dzieciństwa.
Frontowe ogrody, puszące się wyżwirowaną alejką, wyczesanym trawnikiem, przystrzyżonymi jak pudle tujami, skrzynką na listonosza (tak Mały nazywa skrzynkę na listy) - cóż, takie ogrody znamy wszyscy. Nie ma tu wielkiej magii, są za to zadbane roślinki, z których każda wygląda jak modelka na wybiegu z uśmiechem nr pięć. Ogród za domem uśmiecha się jak  kot z Cheeshire.



Tu rządzą inne prawa.
W dżungli podagryczników czai się Ukryty Wąż, splątany tak, że dawno porzucamy bezsilne próby odplatania tegoż, z mściwą satysfakcją zostawiając łobuza podagrycznikom i łopuchom.



 Sanki, zostawione po zimie, których zapomniało się schować i teraz wyglądają surrealistycznie i pięknie, a przy okazji mogą służyć za ogrodowe siedzisko.


Za brzozami mamy łączkę, która kiedyś była truskawkowym poletkiem, potem ziołowym poletkiem, a teraz jest miejscem meczów reprezentacji zdziczałego oregano z drużyną koniczyn, mniszków i traw. Stokrotki robią za cheerliderki, a sędziują jeżyny. Trawy krzyczą sędzia kalosz.



Brzozy mają tyle lat co Średni, sadziłam je przed Średniego narodzinami, na dniach.
Ogród ukryty za domem ma miejsca magiczne: jest pieniek do rąbania, sążek drew, pachnie trocinami, nawilgłymi po deszczu, zardzewiała beczka z filozoficznym spokojem wspomina czasy, gdy beczki się doceniało, a przynajmniej umieszczało w literaturze - ach, Diogenes z Synopy, ach, Huckleberry Finn!


Króliki  stały się celebrytami po ostatniej Eurowizji, szary jest Conchitą a czarny Wurstem, choć Duży twierdzi, że Wurst nie oddaje introwertyzmu czarnego, Wurst jest pospolity, brzmi zbyt kolokwialnie, zdecydowanie nie pasuje. Oba króliki są wąsate i nie mam pojęcia jakiej są płci, w każdym razie od roku je mamy, nie rozmnożyły się, więc warunki conchitowatości spełniają, moim zdaniem. Poza tym przyjmują nasze pomysły z filozoficznym spokojem, a gdy chciałam zrobić im zdjęcie, Wurst pozował z miną męczennika, a Conchita obwąchiwał(a) aparat i nijak nie mogłam jej uchwycić w kadrze, tak się pchał(a) do fotografii.



Nasz ukryty ogród ma jeszcze tak miłe zakątki jak: Miejsce z Dzbankiem na Płocie, Miejsce z Konewką (widać papryczkę od Gorzkiej Jagody), Miejsce Triumfu Topinamburu, Plantacja Podagrycznika i Widok na Stodołę Sąsiada.


Mam nadzieję, ze wycieczka się podobała i docenicie magię i piękno za-domowych ogrodów, bo to tak jak w życiu - dobrze widzi się tylko sercem, najważniejsze jest poza tym, co widzialne:)

19 komentarzy:

  1. Jak te brzozy urosły, odkąd je widziałam... Tak samo, jak Średni...

    A wiklinowego płotka i glinianego dzbana na nim zazdroszczę Ci ogromnie. I tego, że backyard masz tak duży, że można w nim zgubić sanki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, urosły. I drapią gałązkami obłoki. Średniak grał dzisiaj rano Song from a Secret Garden i to samo pomyślałam, gdy dźwięki pianina wędrowały po domu- jak urósł.
    Co do sanek- wstyd, ale jednak, przegapiliśmy gdzies w otchłaniach backyardowych:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze wolałam zarosnięte, niepoprzycinane, niewykoszone - ot, Tajmeniczy Ogród.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja bym nazwała to miejsce ogródecznikiem . Moc uroku a wystarczy po prostu nie wykosić trawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogródecznik, jak matecznik, ładne, Maszko. Lubię zostawiac niewykoszone dla owadów, na lebiodce zawsze pełno motyli, na koniczynie pszczół... Ogród bez owadów jest dziwny, sztuczny trochę, płaski^^

      Usuń
  5. To ciekawe jak to sie rozprzestrzenilo "usmiech nr piec". Ciekawe, ze to okreslenie do ciebie wraca a nie masz do niego praw autorskich, bo nawet jesli jest zapisanie w jednej z wymian e-mailowych to i tak stalo sie publiczna wlasnoscia. Tak jak twoje opisy Kalino moga byc uzyte przez kogos innego. Czy wiesz jak to okreslenie powstalo i jaka jest jego historia?
    Jesli chodzi o zdjecia murali, to dam ci moja prywatna e-mail i jak napiszesz z twojej prywatnej chocby "Hello", to wtedy ci przesle te zdjecia. Jestem tez na Fb pod Watka Krolik, ale w albumach sa zdjecia miedzy innymi backyard :) i podroze, nie ma za duzo z wnetrz domu - zbyt prywatne :)
    Moja e-mail: ewcia.am@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie znam historii uśmiechu numer pięć, mnie się kojarzy z Chanel nr pięć i jest zabawne;) Z fb nie korzystam, ale odezwę się mailem, pozdrawiam, Watko:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Otoz, kiedys ktos mnie zapytal jak odbywaja sie tutaj wywiadowki, bylo to jeszcze na poczatku mojej kariery, kiedy to uczylam jezyka francuskiego. A poniewaz jak wiesz pochodzimy z kraju ludzi, ktorzy nie usmiechaja sie w ogole, to szczerzenie zebow na codzien do wszystkich moze byc odczytywane jako obludne. Dygresja - zreszta moje ladowanie tutaj odbylo sie ponad 20 lat temu. W Pl wszystko bylo koloru szarego lacznie w przyszloscia, a na polkach ocet i olej. Ludzie nie mieli powodu do usmiechu. Odpowiedzialam wiec owej osobie na forum internetowym, ze na tych wywiadowkach oprocz oficjalnego ubrania obowiazuje nas takze usmiech nr 5, ktory tak samo jest slodki i kwiatowy i sztuczny jak perfumy. Nie musze nadmieniac, ze tych perfum nie lubie. I tak przeszlo to do historii. I slysze to od czasu do czasu i sie usmiecham.

    OdpowiedzUsuń
  8. Więc stworzyłaś historię, Watko:) Przyjemnie mieć swoje powiedzonko.
    My mamy nasze domowe teksty, najczęściej autorstwa Średniego, bo on był niesłychanie twórczy w tym zakresie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapisujesz gdzies? To warto. Ja lubie mojego "Milego": "Don't mystic me!" Skierowane do naszych synow jak cos kreca. Zdjecia wyslalam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaszokowałaś mnie, to na prawdę wielkie obrazy^^ Jestem pełna podziwu, po prostu freski.
      A co do zapisywania- tak, zapisuję na blogu, własnie po to go prowadze, by pamiętać- drukuję sobie kolejne lata bloga i mam księge domową;)

      Usuń
  10. Po tych chłodach, a później deszczach to ten ogródecznik zawładnął większością mojego ogrodu:) Takie miejsca są potrzebne, nie wszystko musi być wymuskane, wycackane, wystrzyżone...Conchita z Wurstem pozują jak rasowi celebryci:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten błysk w oku:)
      Bardzo lubię ogórecznik, jego zapach i błękitne, piękne kwiatki. Takie nienachalne piękno...
      Tez mysle, ze te miejsca sa potrzebne dla oddechu serca, miejsca, gdzie się nie spinamy, oddychamy, jestesmy soba, jak w domu w bamboszach i dresie. Taki ogrodowy normals:)

      Usuń
  11. Takie zaplecze jest potrzebne w każdym ogrodzie. Niestety u mnie głównie takie zaplecze właśnie. A sanki też stoją. Sprawdzają się, jak trzeba przycupnąć na chwilę. Młody ze swoją kuzynką nawet dali radę się ciągać po piachu w Majówkę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Majówka na sankach- jestem pełna podziwu:) U nas dzisiaj na słońcu 40 Celsjusza.

      Usuń
  12. Właśnie takie miejsca są najciekawsze, magiczne, pachnące. Nie są takie oczywiste, za to co roku mogą być zaskakujące :) Bardzo miły spacer odbyłam z Tobą. Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim towarzystwie mogę spacerowac i spacerować! Następnym razem zabiorę was na magiczne łąki Kalinowa. Odwzajemniam serdeczności:)

      Usuń
  13. Beautiful photos of beautiful flowers/plants...
    Greetings all the way from England! :0)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Debbie, thank you very much, I'm glad that my natural garden you like:)

      Usuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)