Wspominam nadal założenie bloga. Z tej okazji, zainspirowana pracowitym rysowaniem gruszek u Dzikich Kur też postanowiłam popełnić rysunek i powstała taka reminiscencja sprzed paru lat. Mały był jeszcze bardzo Mały, Duży miał taki wyraz twarzy przez pół życia, a Średni trzyma Jedzenie Dla Wilków. Reszta rodziny w mojej osobie oraz Miłego jak widać próbuje sobie poradzić z rzeczywistością:) Muszę jeszcze dorysować kota.
A oto wspomnienie. Październik 2006 i okolice. Miejsce akcji: Kalinowo.
- Co by było, gdyby ślimaki miały pióra? - zapytał Średni.
- Nie wiem. - westchnęło mi się, bo wiedziałam już, jak się potoczy rozmowa. Średni był wielbicielem ślimaków.
- A gdyby miały pazury?To kto by im obcinał pazury, mamo? A co by było, gdyby miały zęby, mamo? Mamo, a co jedzą ślimaki? A czy ślimaki są gadożerne? Czy można hodować ślimaki? Mamo, no powiedz. Można? - potok pytań nie miał końca,
- Można. Na mięso. - mruczę, w nadziei, że się zniechęci. Nic z tego.
- A jakby były mięsożerne to co?A czy ślimaki atakują czy nie?
- Nie, ślimaki są nastawione pacyfistycznie. No chyba, że kapustę, owszem, kapustę atakują. Ale aksamitek nie.
- Aha. mamo…a co to znaczy pacyfistycznie?
- Pokojowo. Są pokojowo nastawione.
- A jakby atakowały to co?
- No nic chyba. Tak myślę.
- A co ślimak mógłby zrobić dla człowieka??
- Nic chyba. Może niestrawność, jakby go kto zjadł, kochanie.
- A ty mamo? Czy zjadłabyś ślimaka?
- Nie. Nie sądzę. Możemy skończyć o ślimakach? Zobacz jaki mostek, jaki strumyk śmieszny, brązowy… - chytrze odwracam uwagę. Daremnie. Temat jest niezwykle interesujący.
- A gdyby ślimak miał skrzydła to co, mamo? Co by było jakby miał skrzydła?
- Latałby. Dość śmiesznie. No i chyba kapusta byłaby zagrożona bardziej…no wiesz…dolecieć szybciej, niż pełznąć. Ale to nierealne. Ślimaki nie mają skrzydeł.
- A gdyby miał cztery nogi to co??? - zastyga Średni w nagłej wizji.
…a szliśmy ze szkoły, ręka w rękę, moja dłoń w pulchnej łapce przedszkolaka. Zatrzymaliśmy się przy strumyku i patrzyliśmy, czy wodnik wylezie. Nie wylazł. Nigdy nie wyłazi.
- Ale jeszcze go złapiemy, co nie mamo?
- No pewnie, któregoś razu. Popatrz na liście.
- Ale ładne. Jutro kupisz mi na wycieczkę wszystko co chcę do jedzenia?
- A co chcesz?
- Pączka, bułeczkę, gumę, baton i picie niegazowane.
- Dobrze, kupię. Tylko nie jedz w teatrze.
- A gdzie mam jeść?
- No…w autobusie na przykład. Ale w teatrze nie, zdecydowanie nie.
- Dlaczego?
- Bo to nieładnie. Aktorzy grają, a ktoś szeleści papierkami. Pójdziemy na skróty, dobrze? Obok tego domku, gdzie rosną topole. A w domu napijemy się herbaty.
- W Ładnej Filiżance, co nie, mamo?
Ładna Filiżanka stoi na kredensiku, w odróżnieniu od Kubków Pospolitych w szafce nad zlewem.
- No pewnie, że w Filiżance, mały.
- Jestem Średni.- powiedział Średni z urazą.
- Aha. Przepraszam. To daj łapkę.
I poszliśmy dalej.
*
Średni siedzi na tarasie i pracowicie obdziera ze szpilek gałązkę świerku koreańskiego.
Podchodzę zaciekawiona.
- Co robisz? - kucam koło niego.
- Jedzenie dla wilków. - mówi poważnie.
- Ale wilki nie jedzą tego. Iglastych gałązek, ani wcale roślin...
- A co jedzą?- marszczy czoło z konsternacją.
- Mięso.
Patrzy na mnie ze szczerym zafrasowaniem:
- No to będą niezdrowe!
*
…muszkieterowie odmówili grzecznie ale stanowczo zupy i zażądali placków. Zupa jest niegodna, by była jedzona ich szlachetnymi usty. Jeden muszkieter miał pomarańczowy płaszcz, dziwnie przypominający moją zasłonkę z Orientu. Milczałam godnie i dyskretnie. Drugi był zły, co zapewne spowodował brak płaszcza. Niechcący zapomniałam na krześle w kuchni starej firanki, co skwapliwie wykorzystały nieczyste siły, firanka znikła. Ale kiedy dostrzegłam przez okno zaciętą walkę na żwirze koło garażu, jeden z muszkieterów miał na sobie coś w rodzaju…hm…hmmm…firanki, drugi migał na pomarańczowo.
- …a czemu ślimak ma oczy na patykach?- zapytał muszkieter w firance, przebiegając obok po jeszcze jednego placka.
- A odkąd to muszkieterowie interesują się ślimakami? - chytrze odbiłam cios.
- Haha! - zaśmiał się drwiąco muszkieter, poprawiając firankę - Ty podstępna… mamo!
I pobiegł walczyć. Szpada wyglądała jak kij , na który nadziano pokrywkę od słoika. Ale to dobra broń, pomyślałam, widząc, jak przegrały dzielne maliny, odważne jeżyny i zuchwałe, uschnięte oregano na skalniaku.
I tak nie lubię suchych badyli oregano, zaczepiały mnie za spódnicę, jak zrywałam maliny.
Dobrze im tak.
Mały polubił metodę aplikowania antybiotyku strzykawką.
Co za genialny człowiek to wymyślił!
Na łyżeczce pluje, ze strzykawki nie pluje.
Skończył się antybiotyk, niepocieszony maluch stracił rozkosze siorbania ze strzykawki.
Ale mały rozumek pracuje, przydreptał dzisiaj , ściskając butlę lecytyny dziadka, wyciągniętą sprytnie z dziadkowej szuflady.
- Chory, siropu!- oznajmił triumfalnie, wyciągając butlę w moją stronę.