I oto nadszedł.
Ten dzień, o którym marzyłam.
Jako matka rozumiałam, że muszę poczekać,
ale wiedziałam, że kiedyś jednak skończy się to
beztroskie dzieciństwo
i tak dalej,
ale- przyznam się- tęskniłam, czekałam.
I oto przyszedł ten dzień.
nadejszła wiekopomna chwila.
- Kup mi dezodorant, mamo.- powiedział Duży.
Wielgachny księżyc w nowiu
wschodzi nad prawosławnym cmentarzem.
- Wygląda jak rogalik.- mówię.
- Jak kawałek plasterka sera. – Średni.
- Albo jak ciasteczko.
-Takie kruche, jak ty robisz.
- Można jego zjeść?- wtrąca się poważnie Mały.
Śmiech.
- Nie można, bo jest za wysoko.- mówię w końcu, no bo co?
Mam mu powiedzieć, że to satelita, że w synchronicznej rotacji, że pływy, że z tlenu, krzemu, żelaza, że pył…
- A jakby był nisko, to można jego zjeść?- Mały nie daje za wygraną.
Wczoraj Mały pokazał mi kąt w sypialni z poważną miną:
- Mamo, tam jest duch!
- Nie ma żadnego ducha.- pokręciłam głową.
Nie zareagował, bawił się dalej spokojnie,
rzucając w kąt spojrzenia pełne zadumy.
A chwilę potem pytam go:
- Chcesz zupki?
A on na to:
- Ja nie, ale zapytaj tego ducha w kącie….
- Dlaczego mamusiu Pan Bóg nigdy się nie ożenił?
Aha, pomyślałam, jedno z tych trudnych pytań.
Ale Średni sam sobie odpowiedział:
- Chyba nie znalazł kobiety na swoim poziomie, prawda?
Dzisiaj, kiedy obierałam rabarbar
( Ach, kompot z rabarbaru! Poezja lata!)
a więc, kiedym go sobie obierała, usłyszałam żałosne zawodzenie.
A jakże, wlecze się drogą moje nieszczęście i zawodzi. Pewnie po ostatnich zawodach sercowych.
Usiadł przy mnie na ławce i zwrócił ku mnie umorusane łzami pyszczątko:
- Ja już mam dość tych ran!- oznajmił grobowo i z rozpaczą.
Spojrzałam ze współczuciem na rabarbar.
- Już żadnej rany więcej nie zniosę!
Rabarbar i ja współczuliśmy i rozumieliśmy doskonale.
Nie ma nic gorszego niż zranione serce…
- Muszę sobie szybko jakąś babkę znaleźć.- powiedział, pociągając nosem.
No cóż. Szybko się pociesza, pomyślałam.I zapytałam z zainteresowaniem:
- A gdzie będziesz szukał?
- A tam, przy drodze.- wskazał kępę zielska.
Po czym pokazał mi skaleczenie na nodze.
- Nie wiesz, że babka jest dobra na rany?
Dopiero jak sobie poszedł, wybuchnęłam śmiechem.
Nad swoim przerostem romantyzmu.
A kompot wyszedł doskonały, bo wrzuciłam kilka truskawek do rabarbaru.
Z ostatniej chwili - wiadomość od Macierzanki, operacja małego Dawidka powiodła się!
Ten dzień, o którym marzyłam.
Jako matka rozumiałam, że muszę poczekać,
ale wiedziałam, że kiedyś jednak skończy się to
beztroskie dzieciństwo
i tak dalej,
ale- przyznam się- tęskniłam, czekałam.
I oto przyszedł ten dzień.
nadejszła wiekopomna chwila.
- Kup mi dezodorant, mamo.- powiedział Duży.
Wielgachny księżyc w nowiu
wschodzi nad prawosławnym cmentarzem.
- Wygląda jak rogalik.- mówię.
- Jak kawałek plasterka sera. – Średni.
- Albo jak ciasteczko.
-Takie kruche, jak ty robisz.
- Można jego zjeść?- wtrąca się poważnie Mały.
Śmiech.
- Nie można, bo jest za wysoko.- mówię w końcu, no bo co?
Mam mu powiedzieć, że to satelita, że w synchronicznej rotacji, że pływy, że z tlenu, krzemu, żelaza, że pył…
- A jakby był nisko, to można jego zjeść?- Mały nie daje za wygraną.
Wczoraj Mały pokazał mi kąt w sypialni z poważną miną:
- Mamo, tam jest duch!
- Nie ma żadnego ducha.- pokręciłam głową.
Nie zareagował, bawił się dalej spokojnie,
rzucając w kąt spojrzenia pełne zadumy.
A chwilę potem pytam go:
- Chcesz zupki?
A on na to:
- Ja nie, ale zapytaj tego ducha w kącie….
- Dlaczego mamusiu Pan Bóg nigdy się nie ożenił?
Aha, pomyślałam, jedno z tych trudnych pytań.
Ale Średni sam sobie odpowiedział:
- Chyba nie znalazł kobiety na swoim poziomie, prawda?
Dzisiaj, kiedy obierałam rabarbar
( Ach, kompot z rabarbaru! Poezja lata!)
a więc, kiedym go sobie obierała, usłyszałam żałosne zawodzenie.
A jakże, wlecze się drogą moje nieszczęście i zawodzi. Pewnie po ostatnich zawodach sercowych.
Usiadł przy mnie na ławce i zwrócił ku mnie umorusane łzami pyszczątko:
- Ja już mam dość tych ran!- oznajmił grobowo i z rozpaczą.
Spojrzałam ze współczuciem na rabarbar.
- Już żadnej rany więcej nie zniosę!
Rabarbar i ja współczuliśmy i rozumieliśmy doskonale.
Nie ma nic gorszego niż zranione serce…
- Muszę sobie szybko jakąś babkę znaleźć.- powiedział, pociągając nosem.
No cóż. Szybko się pociesza, pomyślałam.I zapytałam z zainteresowaniem:
- A gdzie będziesz szukał?
- A tam, przy drodze.- wskazał kępę zielska.
Po czym pokazał mi skaleczenie na nodze.
- Nie wiesz, że babka jest dobra na rany?
Dopiero jak sobie poszedł, wybuchnęłam śmiechem.
Nad swoim przerostem romantyzmu.
A kompot wyszedł doskonały, bo wrzuciłam kilka truskawek do rabarbaru.
Niebacznie wzięliśmy Średniaka do Makro.
Zamienił się w żonę Lota przy stoisku z zabawkami.
A potem zaczął mówić.
Chciał zestaw z orkami,
atakującymi plastikowy zamek ,
chciał grę w okręty, chciał chodzącego dinozaura,
chciał pieska, chciał motor, chciał konsolę….
Delikatnie zaznajomiony z realiami portfela rodziców obraził się śmiertelnie.
- No bo ty się lenisz!- wybuchnął przy kasie,
zwracając się do mnie z purpurowym oburzeniem
- Mogłabyś wziąć udział w jakimś teleturnieju, na przykład na lodzie i zarobić pieniądze,
ale nie, ty się lenisz!
No więc, po namyśle, czekam na propozycje….
Zamienił się w żonę Lota przy stoisku z zabawkami.
A potem zaczął mówić.
Chciał zestaw z orkami,
atakującymi plastikowy zamek ,
chciał grę w okręty, chciał chodzącego dinozaura,
chciał pieska, chciał motor, chciał konsolę….
Delikatnie zaznajomiony z realiami portfela rodziców obraził się śmiertelnie.
- No bo ty się lenisz!- wybuchnął przy kasie,
zwracając się do mnie z purpurowym oburzeniem
- Mogłabyś wziąć udział w jakimś teleturnieju, na przykład na lodzie i zarobić pieniądze,
ale nie, ty się lenisz!
No więc, po namyśle, czekam na propozycje….
Z ostatniej chwili - wiadomość od Macierzanki, operacja małego Dawidka powiodła się!