To trochę takie uczucie, jakby się otwierało czekoladę z orzechami. Już wieczorem zaczęło padać, podekscytowanie rodziny sięgnęło poziomu, w którym furda, że dwudziesta druga, idziemy lepić bałwana! Mały turlał kulę po trawniku, znosił śnieg do domu, pokazywał wszystkim z komentarzami: mamo, śnieg, widzisz? Tato, śnieg! Naniósł śniegu do umywalki "na zapas", niepocieszony, że noc idzie i trzeba spać, a rano nie wiadomo, co ze śniegiem będzie, w końcu dał za wygraną.
Ale okazało się, że obudziliśmy się w Narnii więc jest wszystko dobrze.
Wyciągnęłam moje dziadki do orzechów, chłopaki, idziemy na sesję zdjęciową, może pierwsza i jedyna okazja, jak w zeszłym roku!
Było tak biało i uroczyście jak w dzień, gdy Muminek się obudził, a cała rodzina spała.Śnieg pachnie trochę żelazem, trochę mokrym lasem, bo ziemia jest jeszcze ciepła i topi się niestety wszystko dość szybko, mimo festonów puchu na gałązkach.
Obeszłam dom i ogród naokoło, przemokły mi buty, ale na szczęście zachwyt jest nieprzemakalny.
Lewitująca Mysia i Bałwanio na łyżwach
Teraz piję gorące kakao i patrzę za okno, z niedowierzaniem, że to naprawdę już blisko, już się zaczyna oczekiwanie i to białe błogosławieństwo śniegu w jakiś przedziwny sposób jest jak opatrunek na tyle gorzkich i trudnych ostatnio chwil dorosłości. Jaka mądrość jest w tym, żeby dziecko wewnątrz nas trzymało nas mocno za rękę. O ile łatwiej.
Przechodziłam już różne święta i przygotowania, od bogatych do skromnych, od szaleństwa reniferowych piżam, kapci, choinek z milionem ozdób, specjalnych kubków w kształcie choinek i głowy Mikołaja, oświetleń domu, pieczenia piernikowych chatek po święta ascetyczne, nawet bez choinki, tylko gałązka w blaszanym dzbanku, świeca...
Dzisiaj dorosłam chyba do tego, by po prostu spełniać nasze marzenia, żeby było nam przyjemnie się cieszyć tym, że Ktoś Niezwykły narodził się dawno temu w stajence, nic więcej. I sobą nawzajem. Miły powiedział, że mu wszystko jedno, czy posprzątam, czy nie, byle była choinka i sernik.
Uważam, że to rozsądne wymagania:)