19 stycznia, w święto chrztu pańskiego mróz bywał siarczysty, śniegu najmniej po kolana, otrzepywaliśmy drzewa, świat powinien przypominać Narnię...
Tymczasem dzisiaj widziałam lecące gęsi i tłumaczyłam sobie, że to z pewnością jakieś zguby jesienne, zostały sobie na rzece i latają nad polami. Niemożliwe, żeby przyleciały te wiosenne! Na łąkach roztopy, rzeka wylała szeroko. Drogi w błocie.
W ogródku kiełkują przebiśniegi i krokusy. Zimowa cebula na dwa palce. Trawa zielona, a krety ryją jak szalone. Trwa jakaś dziwna zimowiosna i martwię się trochę o pszczoły, bo pączki poradzą sobie, choć bzy już nabrzmiewają, ale przy paru stopniach na plusie i nocach bez mrozu przyroda się budzi. A zima może wrócić, Buka może chuchnąć i usiąść na nas fioletową sukienką. Kupiłam sobie tulipany dla pocieszenia serca i w kuchni też zwiosenniało. Tylko koty nadal piecuchują, po zimowemu.
Mam już tegoroczne nasionka na nowy sezon. W połowie lutego wystartują bakłażany i papryki, a w marcu pomidory i cebula. Reszta zobaczymy, zależy od pogody, jak będzie ciepło i zimowiosennie, to zamierzam posiać w szklarni sałaty, mizuny, szpinak i rzodkiewkę. O swoich marzenoach i planach ogrodowych napiszę niedługo, jak równiez, mam nadzieję, o finalizacji ziemianki:) Na razie tonę w ogrodniczych gazetach, oglądam filmy i marzę.
Czy ktoś ma rutewkę Delavaya i może mi powiedziec, czy mi nie wymarznie?