Cóż, przepadłam w pracy. Jeszcze minie sporo czasu, zanim wygrzebię się spod stosu papierów, ale wpadam na szybko, zaglądam do was przez to kolorowe, jarzynowo - miłosne okno i melduję, że wszystko dobrze. Dzieją się wrześniowe cuda, ogród przepoczwarza się w jesiennego motyla, trochę podróżowaliśmy - Kazimierz, Kozłówka i okolice, a w ogrodzie są słoneczniki, astry i dynie, czyli czas wyciągnąć dziergane chusty i spacerować wśród mgieł i wrzosów.
Dynie, dynie. Dyniowe tarty, zupy i placki.
Ostatnia porcja ogórków poszła do piwniczki
Pomidory zostały te drobniejsze, ale nadal słodkie - słońce ma dla nich mnóstwo czułości. Robię tez ajvar i keczupy domowe.
Urodzinkowe torty. Średni, Miły, Mama.
Kocham was tak, że tchu brak i przytulam najgoręcej jak umiem.
A to już urokliwy pensjonacik w Kazimierzu. Przywiozłam filcowe korale i mnóstwo słodkich wspomnień. Jeżdziliśmy i podziwialiśmy zamki i pałace w okolicy - a serce zaprowadziło jeszcze do domku Dziadziusiów, gdzie odkryłam nadal mój kubek z kogutkiem, z którego piła mała Kalina i ogrodnicze książki.
Nadejdzie dzień, w którym się z pewnością odkopię na tyle z zaległości, by napisać więcej.Jakże cicho zamyka się lato, bez skrzypnięcia drzwi, napisała Emily Dickinson.Pozdrawia was jesienna już Kalina, otwieramy pierwszą zwrotkę mego ukochanego, jesiennego wiersza.
Panie, już czas.