Dopiero teraz o tym piszę, bo potrzebowałam czasu, by się wypłakać. Tak z miesiąc. Nasza Kicia odeszła, Królowa, która zjawiła się pewnej jesieni bezdomna na naszych schodach, jak w wierszu Roberta Burnsa, "udręczony sierota, który znalazł czuły azyl w naszych zgłodniałych sercach".
I została wtedy. Na prawie 13 lat.
Ukochany kierownik budowy, najmądrzejsza kotka, jaką mieliśmy, kłębek mruczenia, przytulacz, gdy chorowaliśmy, władczyni poduszek, Patrząca w szafkę, odeszła.
Zawsze będziemy cię kochać, Kiciu.