27 grudnia 2018

Jak Apostoł obiecuje

Dzisiaj Jana Apostoła. Jak Apostoł obiecuje, taki luty następuje. A obiecuje nam tak:


Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zniknął dziś biały puch. Nie ma festonów śniegu na świerkowych łapkach, nie ma kolein w bieli, nie ma sanek, pachnie wilgocią, wiatrem, mokrą zielenią mchu. Jakby grudzień oznajmiał - już po świętach, zrobiłem, co mogłem, sypnąłem śniegiem, pomroziłem, ale teraz się poddaję. Macie wspomnienia chociaż. A jeszcze wczoraj było tak:




Wędruję po śpiącym domku,  bulgocze pomidorówka, migotliwe światełka na choince przypominają jeszcze niedawny gwar, gdy szykowaliśmy wigilijną kolację. Padał śnieg, cierpliwie, na całej połaci, w przeróżnej postaci, pachniało makiem, pierożkami i po domku przemykały śmiechy. Chyba dlatego, że święta tak szybko mijają, trzeba tak mocno w nie być, całym sobą, nie zapomnieć napatrzyć się na kolejne miesiące, na następny rok, do kolejnych świąt. Każda gałązka jest ważna, bombka, kolęda, wspomnienie. Bo w kolejce już nowy rok i styczniowe światła. Mocno zamknąć oczy i pamiętać. Tak było;)




A teraz robi się tak spokojnie, jakby i na serce padał cichutko ten cichy śnieg:)




25 grudnia 2018

21 grudnia 2018

Mamy choinkę! I śnieg, i las, i dzwoneczki. I znowu Bullerbyn.


Idziemy do lasu. Jest rano, jest cicho,  śnieg skrzypi, śnieg na każdym świerczku, na pniach brzóz, na bukach, na topolach. I to jest tak słodkie, tak ściska w sercu, bo idziemy z Miłym po choinkę, we dwoje, do własnego lasu, który sadziliśmy osiemnaście lat temu, dokładnie tyle, ile ma Średni. To znaczy miły idzie ze spokojem, jak to Miły, a ja zatrzymuję się co krok, wpadam w zaspę, robię zdjęcia, strząsam sobie na głowę puch, bo jest tak cudnie!


 Śnieg na bukach i brzozach, śnieg na sosnowych łapkach

 
 
 

Śnieg na igiełkach sosnowych. I modrzewiach. I sankach. I koszyku! I na nas.


I na sosenkach samosiejkach. I na świerczkach, które muszą ustąpić miejsca domkowi Dużego i Elfa - te drewniane paliki wyznaczył geodeta jako rogi ich nowego domu. Magia. Patrzę na śnieg i marzę - tu kiedyś będzie dom! A teraz z śnieżnej krainy przyniesiemy zielone drzewko.


- Ja już wybrałem - mówi Miły. -  Zgadnij, którą.
- Tą! - pokazuję.
- Tą - potwierdza Miły.
Wszystkie dzwoneczki świata dzwonią i to jest ten czas, kiedy Kalina skakałaby z radości, wewnętrznym dzieckiem w sobie i zewnętrzną, trochę starszą dziewczyną. Tak samiutko.
Mamy choinkę!


Jak szeleści zielone drzewko, ciągnięte po śniegu. Jak wpada śnieg w buty, za skarpety, za kołnierz!
Dzisiaj wszyscy jesteśmy dziećmi z Bullerbyn.


" Już od początku grudnia Lasse co dzień powtarzał w drodze do szkoły :
- Zobaczycie, że na święta nie będzie śniegu !
Robiło mi się przykro za każdym razem, gdy tak mówił, gdyż bardzo pragnęłam, żeby był śnieg. Ale jeden dzień upływał za drugim, a nie spadł nawet najmniejszy płatek, Aż tu, wyobrażcie sobie, właśnie w samym tygodniu przedświątecznym, gdy siedzieliśmy w szkole i zajęci byliśmy rachunkami, Bosse krzyknął :
- Spójrzcie! Śnieg pada !
I rzeczywiście padał. Ucieszyliśmy się tak bardzo, że zaczęliśmy krzyczeć : hurra !





Piosenka do ubierania choinki:)

18 grudnia 2018

Czekanie, pierniczki, zima



Coś tu się wycina, zagniata i piecze. Coś tu pachnie piernikami, cynamonem i śniegiem. Mały wiernie pomaga w piernikowym rytuale,  zachwalając swoje zdolności w kwestii ekonomicznego gospodarowania ciastem:
- Mamo, widzisz jak oszczędnie się mieszczę?
Powstały ludki, gwiazdy, łosie - Mały pociesza mnie, że to renifery.  Pójdą do lukrowania, póki co stygną i miękną w słoju.   Jeszcze kilka dni!
Pierniczków nie pozwalam jeść, więc musiałam pocieszyć głodomory naleśnikami. Przy kuchennej choineczce smakują całkiem puchatkowo.



Słyszymy te niewidzialne dzwoneczki. I spadł biały puch, czysty, lekki, tak zimowo zimowy jak tylko można. 



 Kicia jest zaciekawiona, w kuchni ruch i wcale nie koło jej miski - siada na krześle, patrzy, a zignorowana, przysypia, nie dla niej piernikowy świat, ludzie nie głaszczą, można spać.


 Słuchamy świątecznych piosenek, czekając, oglądamy w lesie choinki, czekając,  - już jedna upatrzona, ta najważniejsza, do salonu. Jutro strząśniemy z niej puch, jutro przywędruje do domu, pachnąca igliwiem. Ogród zasnął pod pierzynką. Karmnik kwitnie cytrynowymi kamizelkami sikorek i wróblą czeredą. Sikorka złapie ziarenko i umyka, a wróble rozsiadają się ćwierkającą ferajną i tylko podejdź. Jest tak cicho rano, gdy wychodzimy w niebieskawych cieniach. A potem wstaje szary brzask i uśmiechamy się do brzuchatych chmur - lekkie jak tchnienie piórka bieli zakrywają dopiero co odśnieżone ścieżki.
Wszyscy chcą odśnieżać, Mały najbardziej, mierzy śnieg, dokąd mu sięga, bobruje na zamarzniętym oczku, strząsa śnieg z gałęzi. Patrzę i patrzę na wyrysowane bielą gałązki, uśmiecham się do sikorek i wróbli i ścinam gałązki na świąteczny wieniec. Jak Filifionka podtańcowuję, owinięta fartuchem, między piecykiem a blatem. Kiedyś i ja robiłam orły w śniegu i lizałam sople. Teraz z zadowoleniem pakuję pierniczki do świątecznych paczuszek.  Każdy musi znaleźć swoją zimę taką, jaką kocha najbardziej. Mnie dobrze patrzeć na śnieg, Małemu się w nim tarzać. Ale wszystkim dobrze jeść pierniczki:)