Melancholijne dni! Oczarowanie oczu!
Lubię przyrody pożegnalny strój,
Gdy się wspaniale krasy jej roztoczą.
W purpurze, w złocie więdniesz, lesie mój...
W gałęziach wiatr i świeży dech w przeźroczu,
I mgieł na niebie białopłynny zwój,
I rzadki słońca blask, i pierwszy podmuch mroźny,
I oddalonej Siwej Zimy groźby.
Puszkin
Całe szczęście, że istnieje październik. Jeszcze ciągle odchorowuję trochę niespodziewany koniec lata, ale te kolory, splendor ogrodu, cała leśna bajka i powolne przechodzenie w chłód jakoś mnie przyzwyczajają do myśli, że lato minęło, naprawdę, nieodwołalnie, absolutnie i teraz jesteśmy w innym królestwie, pod innymi rządami, niż Jaśminowa Królowa.
Dni się kończą szybciej i zaczynają w powolnym rozwidnianiu. Trawa jest sztywna i zimna, codziennie mniej liści, a grzyby szaleją. Mały zaliczył pierwsze jesienne, kaszlące przeziębienie, a ja wyciągnęłam wełniany szalik. Ale kolory wynagradzają wszystko. Nie umiem tego opisać, a zdjęcia nie oddają nawet w połowie tych tysięcy półtonów, odcieni, jak najpiękniej haftowany złotogłów, każda tkanka liścia to cud malarskiej palety. No i mam czarcie kręgi w ogrodzie, grzyby za grzybami.
Pomidory nadal owocują, pełno zielonych w szklarni. Oby zdążyły dojrzeć przed nadejściem przymrozków - nawet znicze wtedy nie pomogą, rozpalane na noc. Chłód przychodzi do nas nagle, mocno i długo. Zimy mamy wczesniej a wiosny później - taki to skrawek kresów.
Muchomorów pełno, są nawet pod ławką do siedzenia, przy kompoście, koło szklarni. Lubię ich wesołe kapelusze - zawadiacka gwardia jesieni:)
To już liściowa pora. Szeleści wszystko, brodzimy w tym po kostki.