Czesław Miłosz
Łąka
Była to łąka nadrzeczna, bujna, sprzed sianokosów,
W nieskazitelnym dniu czerwcowego słońca.
Całe życie szukałem jej, znalazłem i rozpoznałem:
Rosły tu trawy i kwiaty kiedyś znajome dziecku.
Przez na wpół przymknięte powieki
wchłaniałem świetlistość.
I zapach mnie ogarnął, ustało wszelkie wiedzenie.
Nagle poczułem, że znikam i płaczę ze szczęścia.
..na błękitnej, wielkiej łące...
... przecież tym tylko, już tylko szelestem,
ziemią, snem, niebem, tańcem, ogniem jesteś,
wiatr cię całuje, znów oczy przymykasz,
zewnątrz i wewnątrz stapia się, przenika,
głos dźwięczy, brzęcząc znów łąka faluje
i gdy twe serce ten rytm jej przejmuje,
jakby na kuli świetlistej jak lustra
w wybuchu nagłym twe „ja” cię opuszcza
i pędzi, rośnie, przez niebiosa goni,
dopiero kiedy świat cały już wchłonie
i kiedy wszystko powlecze jak błoną,
znów siebie widzisz, siebie- zagubioną
drobinkę, kiedy już ramą całości
jesteś, a wszystko to twoje wnętrzności;
pewności boskiej wtedy doświadczając,
zamiera nagle twa świadomość ziemska
i na błękitnej wielkiej łące świerszczom
muzykę niebios gwiazdy zaczynają.
Lorinc Szabo
Jak maj, to łąki, prawda? Wędruję do mamy w niedzielne popołudnie, przez Wietnam, jak określa się naszą lokalną "obwodnicę" - żwirowa, piaszczysta droga, omijająca główną część Kalinowa, wiedzie przez łąki, rzeczkę Gnilicę, mostek, obok starej szkoły, której już nie ma, prowadzi mnie do pracy, a potem do maminej furtki.
Zdarza się spotkać tu konie, ktoś napotkał łosia, a ja podczas spaceru jednego pasiastego kota, trzech szalikowców lokalnej drużyny piłkarskiej (powiedzieli dzień dobry, wyjmując ręce z kieszeni, bo to byli uczniowie, a atawistyczne mówienie dzień dobry swojej byłej nauczycielce na wsi jest zakodowane silniej niż odruch chodzenia u niemowlaka). I samochód sztuk jeden.
Poza tym cisza, skowronki, niebo, wiatr i łąki. Zapach głogu. Akurat kwitnie. Zapach sitowia. A potem zielona furtka i jestem.
Rytuały. Capuccino z mamą. Profesor Brach - Czaina w "Błonach umysłu" pisze właśnie o nich. O tym, jak ustawiają świat na odpowiednich torach. Jolanta, córka Ireny, wnuczka Bronisławy, prawnuczka Ludwiki - uwielbiam, miałam zaszczyt chodzić na zajęcia, zawsze będę pamiętać.
Piję capuccino, dotykam starego drewna stołu i myślę o słowach Pani Profesor:
"Dotyk upewnia o przynależności. Utrzymuje kontakt. Dowodzi, że więź nie została zerwana. Jeszcze jesteśmy przycumowani. Na pół oderwani, na pół odrębni, w styczności odnajdujemy równowagę"
"Utożsamienie niepozorności z tym, co nieciekawe, jest poważnym błędem. Rzecz polega tylko na niestwarzaniu pozorów. Chodzi o nieudawanie czegoś, czym się nie jest, niedodawanie sobie fałszywego znaczenia."
No i ten fragment, taki piękny:
"Nosimy nazwiska męskie, nasze rodowe to nazwiska ojców, potem przyjmujemy nazwisko mężów. Nazwiska należą do mężczyzn. Wskazujemy cudze rody, nie własne. Kobiety wyrywa się z ich tradycji, przecina ich związki z rodziną. Nasze są tylko imiona, dlatego się nimi podpisałam: "Jolanta, córka Ireny, wnuczka Bronisławy, prawnuczka Ludwiki". "
Więc ja, Ewa Elżbieta Agata Kalina, córka Anny, wnuczka Józefy i Lidii zrobiłam wczoraj kiszone rzodkiewki: