Dzisiaj była złota sobota, łagodna, hojna w pogodę i babie lato, można było nadrobić ogrodowe prace. Zerwaliśmy z Małym wszystkie jabłka, Miły ogołocił gruszki, powędrowały w skrzynkach do piwnicy, a te obite lub skaleczone poszły na dżem. Przesypałam marchew i buraki piaskiem i też do piwnicy, ziemniaki w koszach rozsiadły się przy półkach z ogórkami.Orzech prawie już golutki, liście orzechowe wywożę do lasu, tam im lepiej w ściółce, bo przez zawartość juglonu nawet przez rok kiszą się bez rozłożenia w pryźmie;) Ale inne liście kompostuję teraz obficie na ziemię liściową. Jabłek mamy kilka rodzajów, najbardziej jestem dumna z szarej renety, ale antonówki śmietanowe też się udały w tym roku, jest też grafsztynek i kronselka. I inne, których nie pamiętam:)
Po zimnych nocach liście spadają desantem, wybarwiają się ślicznie, nawet dęby już czerwienieją. Klon zrzucił płaszcz królewski, brzozy sa w trakcie gubienia, tylko buki jeszcze mocno trzymają swoje kolorowe ciuszki, na nich suche liście potrafią zostać do wiosny, dopiero po pojawieniu się nowych brązowa, stara opończa zmienia się na zieloną:) Ale ligustry jeszcze zielone, leszczyna też.
Jeśli chodzi o sprawy kocie, to Kulka znów była u weterynarza, dostała kolejny lek, waży już całe kilo trzydzieści i dzielnie walczy:) Okropnie była schorowana i ze wzruszeniem patrzę, jak wychodzi na prostą, rządzi się coraz śmielej i śpi pod troskliwym okiem Rudego:) Rudy to już dwukilowy kocurek, ma niespożytą energię, jest ciekawski, łobuzuje, wspina się po drzewach i czatuje na krety:) Na szczęście to kot kolankowy, jak i Kulka, pakują się natychmiast człowiekowi na kolana, za pazuchę, gdziekolwiek, mruczą donośnie i domagają się pieszczot. I smakołyków, apetyty dopisuja obojgu.
Ugotowałam buraczki na zimę, popakowałam w słoiki, z przetworów zostały mi jeszcze do zrobienia kompoty z gruszek i grusztarda, przegapiłam w tym roku trochę ajwar, miałam jeszcze zeszłoroczny i machnęłam ręką. I sezon słoikowy już chyba skończony, a z robót ogrodowych jeszcze tylko dosadzam żonkile, podlewam pomidory w szklarni, bo ciągle owocują i kwitną, jeszcze skoszę trawniki i podsypię nawozem - i koniec. Może przyjść Buka.Mamy dużo dżemu truskawkowego, żaden Paszczak nam nie straszny:)