23 czerwca 2025

Głowa i serce króla Roberta, opactwo Durnfermline i lato królowej Małgorzaty

...Było sobie opactwo. Założone w XI wieku, przez królową Małgorzatę, wnuczkę Żelaznobokiego, żonę Malcolma, matkę trzech królów Szkocji. Mnichów zaprosiła z Canterbury, tych od Augustyna, była światła, piękna i pobożna, została nawet świętą, ale do mnie przemawia najbardziej to, że miała ośmioro dzieci, odbudowała Ionę i została patronką Szkocji i lata. Kto nie zna przysłów o świętej Małgorzacie?

 

Deszcz na św. Małgorzatę jest orzechom na stratę.
Jaka Małgorzata, takie będzie pół lata.
Kiedy w św. Małgorzatę kropi, siano źle się kopi.
Św. Małgorzata zapowiada środek lata.
W dzień św. Małgorzaty pierwsze gruszki do chaty.
W św. Małgorzatę skąd wiatr duje, drogę po zboże toruje.
Ze świętą Małgorzatą upał przybiera, kanikułę otwiera.
Ze świętą Małgorzatą zaczyna się lato.
 

Lubię słowo  opactwo. Jest takie dostatnie, syte,  jak archetypiczny brzuch opata i worek laskowych orzechów, jak opowieść z Imienia róży.  Lubię oglądać opactwa. Nawet te zrujnowane. Opactwo w Szkocji, w miasteczku Durnfermline zaczarowało mnie absolutnie historiami rodem z mrocznych bajek. Kilka wam opowiem, skoro tu jestem. Będzie o wędrującym sercu i odtworzonej głowie króla. Zaczynajmy! A więc?

 ... było sobie opactwo. Zostało z niego tyle. 

Zdjęcie ogólnego rzutu ze strony https://www.scottishconstructionnow.com/, bo takiego nie mam, ale kolejne moje. Opactwo zalożyła Małgorzata, ściągnęła benedyktynów, przy opactwie był zamek, w którym mieszkała. Mieli prawo do wydobywania węgla w okolicy i byli bogaci, ci durfernmlińscy benedyktyni: podobno zarządzali sześcioma grodami i trzema dworami. Budowla zbudowana jako romańska, miła burzliwa historię, niszczona, przebudowywana, remontowana, ale przetrwała w imponujących fragmentach. I stała się miejscem pochówku Małgorzaty Od Lata, osiemnastu królów, królowych Szkocji i ich potomków, drugim takim po Ionie w całej Szkocji. 



Historia oddycha z tych kamieni

 
Te niesamowite filary są podobne do filarów katedry w angielskim Durham i prawdobodobnie robili je ci sami mistrzowie. Filary w zygzaki i spirale. Kiedy je otworzono, okazały się puste w środku - umieszczono w nich gruz z budowy katedry. Ciekawy sposób na wzmocnienie konstrukcji i porządki, coś jak zamiatanie pod dywan paprochów, jak się nie ma śmietniczki. Są olbrzymie. Czułam się bardzo mała.
 
 
Portal wejściowy 



Widok z jednej ze stron i cmentarz obok. Kamienne urny jak z wiersza Keatsa. Malowniczza nostalgia i cisza. Nieliczni turyści, jak my. Uprzejme pozdrowienia miejscowych: Dzień dobry! Oglądamy i wchodzimy do środka kościoła, co ciekawe, część jest nadal czynna i używana do nabożeństw. Czytam o wędrującym sercu króla Bruce'a.

 Podczas odbudowy chóru znaleziono ciało w dębowej beczce - zawinięte w złotogłów, z pustą klatką piersiową,  z której wyjęto serce. Serce też odnaleziono, w 1996, co wywołało burzę, nawet jeśli nie da się udowodnić, że to serce króla. Zakonserwowane w smole, schowane w małej, stożkowatej urnie, zabrane zostało aż na krucjaty i wożone tam jak relikwia, porzucane, odbijane, a potem odnaleziono je, zapakowano w kolejną ołowianą trumnę/urnę i dzisiaj jest w opactwie Melrose, choć reszta Bruce'a u benedyktynów. Nie da się jednoznacznie potwierdzić, czyje, nie da się pobrać dna z gotowanego w gorącej smole skrawka ciała, choć Lord Elgin, żyjący potomek z linii króla Roberta ofiarował się chętnie na próbki dna. Ale ile serc wędrowałoby od Szkocji do Jerozolimy i wracało z powrotem? Szkoci wierzą, że to serce Dobrego Roberta i są szczęśliwi, że wróciło. A w katedrze jest też głowa króla. Odrestaurowana naukowo z czaszki, a dokładnej z odlewu, powstałego na podstawie szczątków, wydobytych z miejsca pochówku w katedrze.

 

 Patrzą na nią zamyślone, rzeźbione anioły.

 

 Mnie ujęły za serce ocalałe, oryginalne fragmenty romańskich rzeź ze staregoi opactwa.

Diabełek pod sutanną, anioł, grający na gitarze... ? Jaszczurkowa głowa?




Potem poszliśmy do parku, nazywanego Wąwozem, w bluszcz, mech i dzwonki.




Dzień dobry, Lato. Wędrujemy dalej. Kalina na wakacjach - będę wam opisywać, co zobaczę, chodźmy dalej razem! Dalej wzwyż i dalej w głąb, jak w Narnii. Zapamiętam cię, Durnfernlime i słońce na rozgrzanych kamieniach opactwa królowej Małgorzaty.






16 czerwca 2025

O spontanicznej spontaniczności, odpuszczaniu, wakacjach, myszkach z Mysiborku, wierszach i czerwcowej mocy wspomnień

 Skończyłam myszki - a rzutem na taśmę dodatkowo zrobiłam kompilację wierszy, pięć tomików zebrałam w jedne, chwytajcie! 

Myszki są tu, a wiersze tu

 

                                               Ta dam, ta dam, gotowe, ilustrowane myszki. 76 stron, wszystko moje rysunki.  Można też kupić w każdym  kraju, gdzie jest amazon, po wpisaniu w wyszukiwarkę tytułu lub mego nazwiska.Wiersze tak samo. Grubaśny tomik i wierszowe ilustracje wewnątrz. I moje serce.

Wpadłam się pożegnać - w najbliższym czasie będę w krainie Lucy Montgomery i jeszcze gdzieś tam po drodze, zdam relację po powrocie. Ale nie o tym dzisiaj - dzisiaj o spontaniczności, której się uczę. Tej roślinkowej i życiowej.

Odpuściłam ogród.Tak. Ja, Kalina, odpuściłam ogród.

Z konieczności - nie mogę pielić, kopać, wozić i pracować jak wczesniej, więc popłakałam, zaakceptowałam i pozwoliłam rosnąć trawom i temu, co się wysiewa i samo rośnie. Tu i tam doglądam, to i owo oczyszczę, buraki w skrzyni czy róże, a reszta... sami zobaczcie.

 
Nie koszę. Poza traktami komunikacyjnymi jest tak. 


 
Moja mama mówi na tę roślinkę zmora - tak mawiała ciocia Bronia też. Fajnie się nawija na rękę i wyrywa całym kłębem. 

 
W skrzyni - mam ich całe dwie - oczyszczam trochę, żeby buraki sobie rosły z fasolką bez spontanicznego towarzystwa. 

 
Bratki się wysiały i takie różne.


 
Tu, gdzie rosły dynie i cukinie posiałam len. Wokoło dzicz. 

                                                       Ale buraczki ładne!


                                  Startują róże, królowe czerwca. Szałwia i lawenda do towarzystwa.


I zaczęły się piwonie. Zerwałam do bukietu, przyniosłam, w rosie i cudzie zapachu. cała kuchnia pachnie latem. I szczęście - bo człowiek może się wtulić nosem, cieszyć i po prostu być. Czerwiec jest magiczny dla nas - rocznica ślubu, wspomnienia szkolnych pikników, świadectw - w tym roku beze mnie szkoła, dają sobie radę, wszystko się toczy, życie wre, bo jest życiem, a my możemy za nim tylko biec z siatką na motyle cudnych chwil.

Pozdrawiam, do zobaczenia w sierpniu! Kalina.
 



 



 

07 czerwca 2025

Dzień dobry, czerwcu. Dużo zielonego. Jest dobrze.

 Pocieplało.

Leśmianowski topielec zieleni miałby się dobrze u nas - wszędzie dzikie łąki. Nie mogę za bardzo pielić i pracować schylona długo, więc odpuszczam, ogród zarasta, trawy sięgają kolan, kwitną różne małe cuda i... jest pięknie. Inaczej, ale pięknie. Pielę tylko w skrzyniach, mam troszkę warzyw, w szklarni siedemnaście pomidorów, kilka papryk, sałata, koperek. Poza tym wolnośc i swoboda, rośliny spontaniczne i czerwiec. I truskawki! Pierwsze dżemy gotowe, a myszki z Mysiborku składają się do druku. Jest cudnie.






Tu kiedyś był warzywnik:)

                                                          Len posiałam, lebioda sama wyrosła


                                                                   

                                                                             I chabry, i rumianki...


Tu rok temu były ogórki, teraz kwiatki. Wjazd od bramy koszony, dalej nie.
 


Róże mają się dobrze




                                                                         Lawendy i szałwie też



                                                                         

                                                                      A to Mysia czerwcowa