04 września 2013

Proszę cię, oswój mnie.

Wiatry przewiały Kalinowo, obdarły ze złudzeń jeszcze trwającego lata, pokazując, jak kruche jest poczucie, że wieczne jest to państwo  lipcowych świerszczy i spadających, sierpniowych  gwiazd. W ciągu jednego dnia brzozy straciły połowę złotych halek, wiadro na deszczówkę napełniło się krystaliczną, lodowatą wodą, a sterta nieporąbanego drewna opełzła liszajem wilgoci, rudej i szarej w cieniu kiwających się sosen. Rozpalilismy w piecu, zakutaliśmy się w koce i oglądali zdjęcia ze stanu Utah, Gór Skalistych, Las Vegas i rozpalonego pustynią miasta mormonów. Szklane kwiaty w Las Vegas, jak z paranoicznego snu rosyjskiej Alicji w krainie hoteli, sztuczna trawa i gargantuiczne rzeźby nie poruszyły mnie zbytnio, ale Góry Skaliste nas urzekły; mogłabym stać tam i patrzeć na wschód słońca nad Bryce Canion godzinami. Nigdy dotąd nie widziałam płynnego świtu, a tam światło stawało się syropem, oblewającym granitowe zbocza i udręczone wichrami sosny.
Za to kanadyjskie jeziora były zimne i szarobłękitne, jak oczy leśnych rusałek przy ksiezycu.
Za oknami wiatr skrobał o nasze zielone ściany, a myśmy wędrowali po rozprażonych piaskach. Tak powitaliśmy jesień.
W szkole, jak w szkole, jak zawsze wzrusza mnie widok złagrowanych przedszkolaków, idących za rączki,  spoconych pan przedszkolanek, tulonych misiów i tej dziecięcej dezorientacji maluchów, którzy dopiero wchodzą w system.
- Jak ci, Krzysiu? - zapytałam na stołówce siostrzeńca, który pierwszy raz trafił do świątyni edukacji. Czterolatek spojrzał na mnie powaznymi oczami i oznajmił z przekonaniem:
- Smutno!
Klasę udekorowałam sowami, założyłam redakcję szkolnej gazety i podałam już pierwsze lektury. Sukces.
Dzisiaj dzień jakby opamiętał się, że ma być jeszcze letni i błysnął słońcem, ale  jego prawdziwe oblicze zdradzał chłód, wypełzający z bukietów złocieni, marcinków i zza czerwieniejącego dzikiego wina.
Czytam z Małym Elementarz Falskiego, jakos mnie pozytywnie wzruszają znajome teksty o Ali i Asie, lisach, lasach i  dymach na polu. Mam ochotę na jesienne ognisko i pieczenie kartofli, ale póki co, grzyby obudziły się po lasach i  kuszą, na kopanie ziemniaków będzie czas może za tydzień.
W trawie jabłka leżą w kołderkach kolorowych liści, można patrzeć i cieszyć się godzinami. Smak niezapomniany. A zapach...
Jutro czytamy z 6 klasą fragment Małego Księcia o tym jak lis uczył oswajania siebie.
- Proszę cię, oswój mnie - powiedział Lis.

Ciekawe, czy jeszcze błysną mi łzy w oczach, gdy będę  to czytać.


2 komentarze:

  1. Mam tak samo!I ciągle się boję ,że ktoś zauważy! .Lubię te Pani personifikacje-"dzień opamiętał się "- zawsze tak pomyślę o dniu , który zaczął się chłodnym porankiem a skończył pogodnym wieczorem .Poprawiła mi Pani humor .Dziękuję .

    OdpowiedzUsuń
  2. To światło leniwe pewnie prosto z dysku przelało się nad Góry Skaliste. Rzeczywistości muszą się gdzieś przenikać.
    Elementarz Falskiego też lubimy. Mam w nowym i starszym wydaniu i sama nie wiem, którą grafikę bardziej lubię. Moje dzieci ukochały sobie też Ilustrowany słownik języka polskiego Metery i Suurnej. Idealna książka do rozgadywania maluchów. Stary, zaczytany doszczętnie egzemplarz z 1991 roku wciąż jest w łaskach.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)