Skończyłam podlewać, kiedy było już ciemno. Tak dziwnie, że ciemnieje już o ósmej. Andrzej Poniedzielski napisał kiedyś o słonecznych sadach słów. Dobrze, że one są odporne na końcowosierpniowe ciemnienie. Mogę sobie zaszyć się w słonecznym sadzie słów i przypominać sobie lato.
Przemijające lato dorosłych jest inne niż lato dzieci. Stwierdziłam to, obserwując Małego z gromadą bosonogich przyjaciół, którzy niesłychanie zajęci zajmowali się w tych ostatnich dniach wytrwałym celebrowaniem rzeczy przyjemnych choć zbędnych. Takie lato z Bullerbyn. Długimi patykami z leszczyny wyławiali glony z oczka, odbywając potem pojedynki Don Kiszotów z kopią ozdobioną zielonym wisiorem. Walczyli z niewidzialnymi potworami, ukrytymi w chwastach. Skakali na skakankach. Kopali dziury w piasku na drodze i zalewali je wodą. Wspinali się na drzewa i przeskakiwali na trawie przez niewidzialne przegrody. Leżeli na plecach i liczyli chmury. Dostali od babci cukierki za podlewanie szklarni doprowadzając niemal do małej powodzi. Bawili się świetnie, a dzień Mały zakończył wąchaniem pomarańczowego mydełka od cioci Dorci i czytaniem Baśnioboru.
W tym czasie ja drylowałam śliwki, robiłam przecier, myłam słoiki, robiłam chutney, karmiłam króliki, zmywałam podłogę, robiłam zapiekankę z cukinii, podlewałam ogród i starałam się nie myśleć o nienapisanych planach. Uważam, że to niesprawiedliwe z tą dorosłością, dużo mniej zabawy. Już sobie wyobrażam wzrok rodziny lub sąsiadów, która przyłapałaby mnie, walczącą z niewidzialnym wrogiem kijem z proporcem z glonów. O kopaniu na drodze dziur nie wspomnę.
Ale za to poszliśmy z Miłym na spacer, celebrować ostatnie sierpniowe wieczory. Świerszcze, na niebie fiolety i róże, sosny nad głową, a na polu czmychające z gracją sarny. Radości posiadania czmychających saren tudzież pól towarzyszy niejasna melancholia, że one, te sarny, nie mają pojęcia, że czmychają wieczornie w przedostatnim dniu wakacji, a polom to w ogóle wszystko jedno. Bardzo samolubną istotą jest człowiek, koncentrując się na własnym bólu istnienia:)
Mój ulubiony Poeta, pan Poniedzielski napisał kiedyś:
Powolnym maleniem
Ilości "się rozanieleń"
I wzrostem ilości, niestety, "się zbiesień"
Niesie się jesień
No i chyba właśnie się niesie powolutku. Odezwę się już wrześniowo, wkrótce:)