No więc mieliśmy Dzień Nauczyciela. Tradycyjnie jak co roku z gimnazjalistami odśpiewaliśmy popularne pieśni szkolne - przeróbkę pana Młynarskiego "Było jak na wczasach w gimnazjalnych klasach" oraz niezwodny przebój "Hej, hej, hej uczniowie!"
Były uściski, laurki, kwiatki, porozumiewawcze: chyba nie zada pani pracy domowej w Dzień Nauczyciela? Aż mi się przypomniało, jak Duży kiedyś zjadł czekoladki, co miał je dać Pani, bo twierdził, że Pani nie znalazł, a co się miały zmarnować.
Mała z warkoczami złapała mnie na przerwie, ściskając w pół jak rasowy kulturysta, a autystyczny Kubuś siadł sobie przy mnie, kiedy miałam dyżur w szatni i pomilczeliśmy.
- Masz elegancką koszulę, Kuba - oznajmiłam po pięciu minutach obserwowania wchodzących i wychodzących z szatni.
-No - zgodził się Kuba z zadowoleniem.
A potem poszedł.
Klasa mi odśpiewała sto lat, potem czytaliśmy Jana z Czarnolasu. I tak minęło, spokojnie, przyjemnie. Nie zadałam pracy domowej.
Wczoraj Mały był w operze. Prawdziwej. Co prawda, ważyło się na włosku, bo dzień wczesniej na wuefie dostał piłką w kostkę u nogi i okulał, a kostka spuchła mu trochę. Smarowaliśmy altacetem.
- Jak będziesz kuleć jutro, nie pojedziesz do Opery - powiedziała matka. Czyli ja.
To przerażenie w jego oczach. Przeszedł przez cały pokój, defilując mi jak chiński żołnierz:
- Zobacz, mamo, już PRAWIE nie kuleję!
Opera. Prawdziwa. Musiałam. No i PRAWIE nie kulal nazajutrz.
Odczułam dzisiaj dumę ze swoich uczniów, bo Bartek z siódmej wiedział, co to człowiek witruwiański, a Kacper z piątej, zapytany co znaczy słowo "rozterki" odparł lekko:
- Och, to taki dylemat.
Tak! Radość nauczyciela. Pamiętają. Wiedzą. Michał zgłosił się do poprawy testu z Balladyny, sam, dobrowolnie, a Młody z szóstej, który niedawno spisał opis jesieni z internetu przyniósł mi nową pracę.
- Sam teraz napisałem - wyznał wstydliwie. Młody jest wysoki, milkliwy, trochę za duży, nawet na swoją klasę i ostatnio Poważnie Rozmawialiśmy o tym jak było mi przykro czytać trzy takie same prace, w tym jego.
Czytam ze wzruszeniem uczniowskie, wymęczone zdania:
"W ten cudowny czas liście są rozmaicie ubarwione a woda w pobliskich rzekach jest zimna jak nasze chumory(...) Uczniom nie chce się chodzić do szkoły. Nie można brać kompieli bo rzeka jest zimna."
I tak cała strona, z mozołem, ale samodzielnie!
I dopisek na samym dole - najcudowniejszy.
"Bardzo mi przykro żę ściągnołem tamten opis z internetu".
Kolejna praca. Ola.
"Gdy wyjdziesz na podwórek będzie ci bardzo zimno. Ludzie będą senni jagby chcieli przespać całą jesień. Gdyby nie było tej cudownej pory nic by nie bylo takie same."
I Diana:
"Czasami pochmurne dni nie przeszkadzają. Smutno, gdy patrzymy jak ptaki zbierają się do odlotu. Bardzo lubię jesien, bo jest kolorowa i szeleszcząca. Mimo to ta pora roku jest czasami smutna."
I rysunek na odwrocie - odlatujące ptaki.
Będę pamiętać ten Dzień Nauczyciela. I Moje Dzieci.
Ile dobra jest w dzieciach, ile szczerości, choć czasem skrywanej w pozorach i dziwnych zachowaniach. Pięknego dnia.:)))
OdpowiedzUsuńJakie to piękne.. :)
OdpowiedzUsuńTak naprawdę, to Ty masz Dzień Nauczyciela każdego dnia, albowiem lubisz swoją pracę.
OdpowiedzUsuń