21 października 2017

Sobota, sobota





Od rana mruczymy na domowy chór. Pralka, zmywarka, pyrkoczące garnuszki z zupą pomidorową, ja, potańcująca po kuchni i nucąca piosenki.
Robimy pranie i suszymy. Jesienne pranie pachnie zupełnie inaczej, niż wiosenne, majowe, i to letnie, z wiatrem, wytarzanym w sianie na łąkach i na jagodziskach.
Jesienne pranie jest  jak wiersze Audena.  Trzeba je zbierać ze sznurka na palcach.

Miłość nie kończy się nigdy. 
Będę cię kochał — ty wiesz — 
Aż zrosną się Chiny z Afryką, 
Rzeki wzbiorą po czubki wież. 
Będę kochał, póki chór łososi 
Nie zaśpiewa w ulicach miast, 
Prześcieradło morza nie wyschnie, 
Nie uleci gdzieś klucz siedmiu gwiazd. 
Niech lata mkną jak zające: 
Ja trzymam w ramionach Kwiat 
Stuleci, kwitnący bez końca, 
Pierwszą miłość, jaką zna świat.


Dzisiaj mam próby Balladyny, ale dopiero po południu, więc krzątanie się domowe jest przyjemną celebracją tego, że Pan Czas na chwilę sobie przysiadł wypić ze mną kawę z karmelem. Bardzo lubimy soboty. Mały opowiada mi o planach swojej nowej powieści, otóż ludzie sterowcem polecą na taką latająca wyspę, mamo. Średni na informatyce, ma sobotnie zajęcia. Duży z Miłym w pracy, zupa pomidorowa jest z bazylią, a kot się grubasi na kanapie. W ogrodzie mamy tak:


Dzisiaj wykopię buraczkii marchewkę. Ogródek maleńki ale mileńki. Wyciągnęłam ciepłe chusty wełniane, mam całą kolekcję. Kiedy, jak nie jesienią i zimą owinąć się takim cudem w fotelu?
Kolory nasycają się, jesien podkrada je z palety Rembrandta, a w powietrzu jest jakaś uroczysta cisza. Ptaków nie słychać. No, kury Basi słychać i zaśpiew koguta - papkina, ale nie słychać tych ogrodowych, leśnych, tych letnich śpiewaków. Przycichły.
Mgłą pachnie. Jakby deszcz szedł - ale inny, niż grzybny, wrześniowy deszczyk. Idzie deszcz zimny, zacinający, ciągnący nad puszczą szarością.
Kupiłam trzy parasole. Tak! Trzy, bo wszystkie się połamały i ostanio szliśmy z Małym  pod dziwnymi konstrukcjami o chytrze sterczących drutach. Pani w sklepie powiedziała mi z zadowoleniem, że jest bardzo dobry sezon na parasole. Wyjątkowo dobry. Ostatnie trzy sztuki mi sprzedała.
Zamierzam dzisiaj upiec szarlotkę, na ciepło, do wieczornej herbaty.
Rozpalić w kominku.
Wszystkie dzieciaki wieczorem będa w domu, więc będzie koncert - będziemy opijac herbatą nowy stolik w salonie. Stolik wygląda tak i zrobił go miejscowy stolarz, z Kalinowa, mój dawny kolega ze szkoły - jaka radość:)




I tym cieplutkim, stołowym akcentem sobotni Kalina kończy, bo rower i do pracy. I piosenka, którą nucę od wczoraj, no bo jak bez niej jesień?






4 komentarze:

  1. Fantastyczny post o codzienności :))) I ile w nim zapału!!! Ja się rozleniwiłam przez pogodę i chyba zbyt dużo czasu spędzam przy kompie... :/ Otoczenie domu bardzo mi się podoba, takie swojskie :))))
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesień, jak widać, też jest piękna, dobrze, że żyjemy we właściwej strefie klimatycznej. A gdzie i kiedy będzie wystawiona "Balladyna" i dla kogo?

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaki piękny i przytulny masz salon. W rym otoczeniu aż chcę się spędzać czas z najbliższymi przy kawce i dobrym cieście.

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękny sobotni wpis. :) I oczywiście nie może być jesieni bez koncertu jesiennego na dwa świerszcze i wiatr!
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)