Dzisiaj Jana Apostoła. Jak Apostoł obiecuje, taki luty następuje. A obiecuje nam tak:
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zniknął dziś biały puch. Nie ma festonów śniegu na świerkowych łapkach, nie ma kolein w bieli, nie ma sanek, pachnie wilgocią, wiatrem, mokrą zielenią mchu. Jakby grudzień oznajmiał - już po świętach, zrobiłem, co mogłem, sypnąłem śniegiem, pomroziłem, ale teraz się poddaję. Macie wspomnienia chociaż. A jeszcze wczoraj było tak:
Wędruję po śpiącym domku, bulgocze pomidorówka, migotliwe światełka na choince przypominają jeszcze niedawny gwar, gdy szykowaliśmy wigilijną kolację. Padał śnieg, cierpliwie, na całej połaci, w przeróżnej postaci, pachniało makiem, pierożkami i po domku przemykały śmiechy. Chyba dlatego, że święta tak szybko mijają, trzeba tak mocno w nie być, całym sobą, nie zapomnieć napatrzyć się na kolejne miesiące, na następny rok, do kolejnych świąt. Każda gałązka jest ważna, bombka, kolęda, wspomnienie. Bo w kolejce już nowy rok i styczniowe światła. Mocno zamknąć oczy i pamiętać. Tak było;)
A teraz robi się tak spokojnie, jakby i na serce padał cichutko ten cichy śnieg:)